Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Nie tylko przygody krasnoludka...

Rozmowa z Jerzym Armatą*, laureatem Platynowych Koziołków, jednej z nagród festiwalu Ale Kino!, które startuje w niedzielę.

. - grafika artykułu
fot. materiały festiwalu Ale Kino!

W połowie września wraz z Anną Wróblewską uhonorowany pan został Nagrodą PISF za najlepszą książkę. Polski film dla dzieci i młodzieży to kopalnia wiedzy na temat historii kina dla najmłodszych. Czy któryś z opisywanych przez pana okresów - z jakiegoś powodu jest panu bliższy, bardziej go pan lubi?

Na pewno lata sześćdziesiąte to czas mojego dzieciństwa. Właśnie wtedy zaraziłem się kinem. Pamiętam seanse porankowe, na które chodziłem z mamą, to była największa atrakcja każdej niedzieli. Wyświetlano na nich tzw. zestawy bajek, czyli odcinki popularnych seriali, głównie animowanych, choć nie tylko, także fabularnych. Ale najwięcej emocji budziły nawet nie same filmy, a oczekiwanie na nie. Czy znajdzie się pośród nich odcinek ulubionego serialu, bo wcześniej nie ogłaszano dokładnego programu seansu, a więc były to seanse złożone z samych niespodzianek. Oczywiście najwięcej emocji budziły filmy pełnometrażowe. To było już prawdziwe kino, ale do niego trzeba było dorosnąć. I prawdę mówiąc, z tych pełnometrażowych najbardziej utkwiły mi w pamięci... westerny, z Dyliżansem na czele, oraz zwariowane komedie slapstickowe, a nade wszystko Generał z Busterem Keatonem w roli głównej, czyli jak widać, kino kierowane raczej do starszych widzów. A miłość do krótkiego metrażu pozostała na całe życie. Od wielu lat blisko współpracuję z Krakowskim Festiwalem Filmowym czy poznańskim Animatorem, gdzie programowi nadają ton krótkie fabuły, dokumenty, animacje. Zresztą od kilku lat uczestniczę także w pracach komisji selekcyjnej festiwalu Ale Kino!, wybierając filmy do konkursu krótkich metraży. 

Swoją książkową opowieść o filmie rozpoczyna pan od historii kina sprzed II wojny i wspomina produkcje Walta Disneya. Kolejno przypomina też pierwszy kierowany do młodych widzów tytuł w powojennej Polsce, początki klasyków czy wejście na ekrany Pana Kleksa albo prozy Kornela Makuszyńskiego. Czy na któryś z tych właśnie tytułów oddał Pan swój głos w ogłoszonym przez organizatorów tegorocznego Ale Kino! plebiscycie Ukochany film dzieciństwa?

Filmy chłonąłem w dużej ilości. Wielkie wrażenie robiły na mnie opowieści Janusza Nasfetera, emocjonowałem się bardzo filmowymi adaptacjami książek ulubionych pisarzy, zwłaszcza Edmunda Niziurskiego i Zbigniewa Nienackiego. Pamiętam Tajemnicę dzikiego szybu Wadima Berestowskiego według Księgi urwisów czy Wyspę złoczyńców Stanisława Jędryki, ekranizację sensacyjno-przygodowej powieści Nienackiego. No i film Konrada Nałęckiego I ty zostaniesz Indianinem. Choć bardziej podobała mi się książka Wiktora Woroszylskiego. Prawdę mówiąc, z Indian wolałem Winnetou oraz jego białego kumpla - Old Shatterhanda. A w ogóle, choć w kinie przesiadywałem wiele czasu, świat mojej wyobraźni w dużej mierze wypełniali bohaterowie literaccy. Pyta mnie pani o Pana Kleksa. Lubię filmy Krzysztofa Gradowskiego, zwłaszcza Akademię Pana Kleksa, choć to raczej kino, na którym nie wychowałem się ja, ale już mój syn. Żałuję bardzo, że temu reżyserowi nie udało się przenieść na ekran przygód Tomka Wilmowskiego, bohatera cyklu powieściowego Alfreda Szklarskiego. Wiem, że miał taki zamiar, ale za biedną byliśmy wówczas kinematografią, by zrealizować te reżyserskie marzenia. Tomek to jeden z głównych bohaterów mojego dzieciństwa. Podobnie jak Słaby, Ciamciara, Zasępa, czyli załoga ze Sposobu na Alcybiadesa Niziurskiego. Bardzo długo czekałem na ekranizację tej chyba najbardziej ulubionej książki dzieciństwa. I doczekałem się. Gdy Spona Waldemara Szarka wchodziła na ekrany w 1998 roku, miałem... 45 lat. Znalazłem się wtedy w jury festiwalu Ale Kino!, przyczyniając się mocno do tego, że film Szarka wyjechał z Poznania obsypany nagrodami.  

Towarzyszy pan festiwalowi Ale Kino! od ponad 30 lat. Jakie przez ten czas zaobserwował pan zmiany?

Tak, jestem z tym festiwalem blisko związany. Pełniłem na nim różne funkcje - kilka razy byłem jurorem, prowadziłem spotkania z twórcami, byłem w radzie programowej imprezy, teraz od kilku lat selekcjonuję filmy krótkie. Ten festiwal znakomicie się rozwija: z imprezy, która poświęcona była wyłącznie przeglądowi twórczości rodzimej, stał się znakomitą platformą konfrontacji artystycznej tej niezwykle ważnej dziedziny produkcji, moim zdaniem jedną z najważniejszych na świecie. Co więcej, z roku na rok poznańska impreza jest coraz lepsza i coraz bardziej atrakcyjna, zarówno jeśli chodzi o jej program, jak i organizację. Fantastyczny jest zespół, który przygotowuje ten festiwal. To perfekcjoniści, a zarazem pasjonaci, którzy dzielą się z uczestnikami festiwalu swoją energią i swoim zachwytem. To mi szalenie odpowiada, też lubię dzielić się swym zachwytem czy pozytywną energią. Jak mi się coś nie podoba, to nie chce mi się o tym gadać, bo skoro już tyle czasu przez to coś zmarnowałem, szkoda marnować kolejne minuty. A festiwal Ale Kino! to nade wszystko znakomite, starannie wyselekcjonowane filmy. I co niezwykle ważne, organizatorom festiwalu udało się znaleźć świetny proporcjonalny balans między nieskrępowaną rozrywką i poważną refleksją nad sprawami istotnymi, bo film dla najmłodszych to nie tylko - jak się dość powszechnie sądzi - przygody krasnoludka, który potknął się na muchomorku... 

A jaką ocenę współczesnemu filmowi dla dzieci wystawiłby tegoroczny laureat Platynowych Koziołków, nagrody specjalnej  MFFMW Ale Kino!?

To kino wysokich lotów, czego przykłady można dostrzec w zestawach konkursowych poznańskich festiwali. Szkoda, że ta uwaga dotyczy - nade wszystko - twórczości zagranicznej.

Czego w takim razie należałoby dziś życzyć twórcom kina dla dzieci? O czym pana zdaniem nie powinni zapominać, by w przyszłości ich propozycje były lepsze?

Dobrych pomysłów, atrakcyjnych scenariuszy, no i cierpliwości, a - przede wszystkim - większej opieki ze strony Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, Telewizji Polskiej SA, w ogóle wszelkich instytucji, którym twórczość dla najmłodszych winna leżeć na sercu. Tak się robi w Skandynawii, Holandii, Niemczech, Kanadzie, a jakie są efekty, łatwo sprawdzić na poznańskim festiwalowym ekranie. Pamiętajmy, czym skorupka za młodu... 

Czy mają szansę wygrać z zagranicznymi produkcjami?

Agnieszka Radwańska czy Robert Lewandowski też nie zawsze mieli z górki.

Rozmawiała Monika Nawrocka-Leśnik

*Jerzy Armata - krytyk filmowy i muzyczny, wykładowca. Autor wielu książek oraz audycji radiowych i telewizyjnych poświęconych filmowi. Ekspert Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, redaktor naczelny Magazynu Filmowego. Selekcjoner i juror wielu festiwali. Odznaczony medalem Zasłużony Kulturze - Gloria Artis, laureat m.in. nagród PISF, ZAIKS oraz Platynowych Koziołków, nagrody specjalnej 33. MFFMW Ale Kino!