Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

ANIMATOR. Mój film powstał z ziemniaka

- Miałem dosyć siedzenia przy komputerze lub rysowania i robienia czegoś, co nie istnieje po wyłączeniu prądu - mówi Wojciech Hoffmann*, który Świat, który uleciał na grzbiecie krowy zrealizował w eksperymentalnej technice animacji poklatkowej z wykorzystaniem figurek stworzonych w drukarce 3D.

. - grafika artykułu
Wojciech A. Hoffmann, fot. Grzegorz Leszczyński

O czym jest twój film?

Prezentuję historię społeczności lokalnej, która dotyka problemów ekologii i transportu samochodowego. W filmie pojawia się szosa, która zostaje zbudowana pod koniec opowieści. Rozdziela miejsce życia bohaterów na dwie części.

Masz zacięcie ekologa?

Ten film zrobił się autobiograficzny, chociaż nie jestem dziadem czy babą ani nie utożsamiam się z krową czy kurą. Na kilka miesięcy przed końcem produkcji okazało się, że opowiada historię wsi, z jaką jestem związany. Są w niej gospodarze, który mają już ostatnią kurę i krowę. W ich życiu pojawiła się też cywilizacja, która ich dzieli zamiast im pomagać.

Film wziął się z obserwacji społecznych. Po silnym zurbanizowaniu przyszły zmiany w myśleniu o architekturze - chociażby w Nowym Jorku. Teraz, gdy chce się tam wytyczyć nową ulicę, to ludzie zastanawiają się, czy nie zburzy ona jakiejś społeczności. Niestety nie można przesiedlić całej ulicy z fryzjerem i panią, która od czterdziestu lat nad tym fryzjerem mieszka.

A w Polsce?

W Polsce wydarza się wielka krzywda, gdy budujemy autostrady i obwodnice, które mają niby pomóc ludziom łatwiej żyć. Są zbiorowości mieszkające blisko siebie od dziesiątek lat. Po wybudowaniu autostrady muszą jechać 5 kilometrów do najbliższego przejazdu, a potem przejechać kolejne 5 kilometrów, żeby dostać się do sąsiada, od którego mieszkali kilka minut piechotą. Teraz nawet rowerem do niego nie dotrą. Nie zauważamy tego, bo ci ludzie nie mają siły przebicia.

Czy mieszkasz we wsi, o jakiej wspominasz - i czy zbudowano na jej terenie autostradę?

Nie, ale spędzałem tam latem dużą część dzieciństwa. Znajduje się w Puszczy Noteckiej. W środku lasu zbudowano tam kopalnię ropy naftowej, która zanieczyszcza środowisko. Ta kopalnia jest taką autostradą dla tej wsi.

Kiedy po raz pierwszy pomyślałeś o tym, że chcesz opowiedzieć taką historię?

Pomysł na film pojawił się dziesięć lat temu. Początkowo miał być zrobiony w zupełnie innej, mieszanej technice - animacji rysunkowej połączonej z wideo. Potem Świat, który uleciał na grzbiecie krowy zamieniłem na film 3D, tyle że zamiast długiego procesu renderowania w komputerze, wydrukowałem figurki w różnych pozycjach, klatka po klatce. Później wszystkie ludziki zabraliśmy do studia i sfotografowaliśmy je aparatem, a nie przy użyciu wirtualnej kamery w komputerze.

Czyli na ostatnim etapie zrobiłeś w pewnym sensie tradycyjną animację stop-klatkową.

Tradycyjnie ludziki są elastyczne i się je wygina. Ja zastosowałem nowość przyspieszającą proces animacji, polegającą na podmienianiu figurek w różnych pozycjach. Samych ludzików, kur i krów zostało wydrukowanych około 1000. Pozwoliło to przyspieszyć produkcję i skupić się na grze aktorskiej, bo o dziwo ta technika dawała większe możliwości animatorowi. Poprzez ograniczenia doskonalimy swój warsztat. Jako reżyser przygotowałem animatorowi schematy zachowań postaci. Zauważyłem jednak, że animator wyciągnął znacznie więcej z postaci, aniżeli miał przygotowanych możliwości. Bycie animatorem też jest sztuką - można poprzez ruch i jego lekkie załamania oddać znacznie więcej, aniżeli by się wydawało.

Kiedy wpadłeś na pomysł, że druk 3D da się zaadaptować do filmu animowanego? Domyślam się, że Anomalisa Kaufmana nie była jeszcze wtedy realizowana.

Pomysł na tę technologię pojawił się podczas mojej wizyty na Łódź Design Festival. Zobaczyłem na nim drukarki 3D w akcji. To było na długo przed Anomalisą. Z Charliem Kaufmanem reprezentujemy zresztą zupełnie różne podejścia. Ja eksponuję wszystkie niedoskonałości technologii. Nie stosowałem postprodukcji i na figurkach widać wydrukowane warstwy. Użyłem technologii druku FFF. Mój film to też kino autorskie, a więc trochę "toporne", które przekazuje nastrój poprzez materię. Wcale nie chciałem technologii perfekcyjnej. Przy Anomalisie zastosowano druk laserowy. Porównując, obie produkcie miały zupełnie różne budżety.

Świat, który uleciał na grzbiecie krowy był już prezentowany podczas premierowego pokazu produkcji Studia Munka w warszawskim Kinie Kultura i na festiwalu Młodzi i Film w Koszalinie. Co mówią ci o nim widzowie?

Trochę mnie zaskoczyło, że film jest odbierany tak, jak sobie założyłem, publiczność wskazuje na te interpretacje, o których myślałem. To dla mnie duży sukces scenariuszowy. W tym przypadku stawiałem na czytelność, nie swobodę - to nie jest animacja, która epatuje wizualnością. Ma konkretną treść. Myślę, że największym sukcesem jest to, że ten film w ogóle powstał. Proces realizacyjny był dość skomplikowany, bo sama technika jest nowatorska, a druk 3D okazał się trudniejszy w wykonaniu niż przewidywałem.

Z jakiego materiału drukowałeś figurki do filmu?

Tak naprawdę to z ziemniaka. To plastik PLA (polilaktyd). Z 5 kg ziemniaka można wyprodukować kilogram takiego plastiku, który w postaci żyłki podawany jest do drukarki 3D. To pochodna mąki ziemniaczanej. Surowiec łączy się z ideą tego filmu. Gdyby zostawić moje figurki w lesie, po roku  rozpadną się i nie będzie po nich śladu. Film jest zatem zgodny z hasłem przewodnim tegorocznego Animatora "Medium is the message". Przekazem jest sama materia, z której został wykonany mój film.

Miałem też do wyboru inny plastik, ABS, który jest jednak syntetyczny i dość toksyczny, bo nie powstaje z naturalnych materiałów. Wolałem PLA, bo jest przyjaźniejszy i zdrowszy w trakcie produkcji. Rozmawiałem też z wykonawcami, którzy pomagali mi produkować figurki. Mówili, że w ogóle nie drukują na ABS-ie.

Pamiętam, jak dwa lata temu prezentowałeś na konferencji naukowej na Animatorze Animowany nieznany te figurki chłopa, baby, kur, krowy i samochodu. Przyniosłeś je w walizce, i rozłożyłeś teatralnie, podświetlając żarówką. Wszyscy byli urzeczeni. Dziś też kilka wziąłeś ze sobą i wyglądają wspaniale. Brałeś figurki na premiery, żeby pokazać publiczności?

Tak, wiąże się to z ideą, dlaczego ten film w ogóle powstał. Miałem dosyć siedzenia przy komputerze lub rysowania i robienia czegoś, co nie istnieje po wyłączeniu prądu. W tym przypadku mogliśmy odejść od komputera i usiąść w kawiarni, by popatrzeć na materialność tego filmu. To większa przygoda. Oczywiście komputer jest dobry w projektach komercyjnych, bo praca na nim przyspiesza proces i pozwala uzyskać niesamowitą jakość.

Wspominałeś, że film w jednej z wersji scenariusza miał o wiele brutalniejszy finał, oddając złość społeczności niszczonej przez cywilizację. Dlaczego go zmieniłeś?

Chyba sam się zmieniłem, więc zdecydowałem się na bardziej poetycką, mniej dosłowną opowieść. Wraz z osobami, które mi pomagały wymyśliliśmy, że zakończenie będzie swobodne i zachęcające do interpretacji. Dopiero potem przyszło mi do głowy, że przez to film ma mniejsze szanse na festiwalach, bo jest zbyt poetycki i nie przykręca śruby.

Wydaje mi się jednak, że ludzie nie chcą oglądać przemocy na ekranie.

Przemocy nie. Ale zauważyłem, że na festiwalach jako kino artystyczne jest postrzegane coś, co niesie trudne przesłanie i przejeżdża po widzu jak czołg, po czym ten musi dochodzić do siebie przez dwa dni. Film, który pozostawia publiczność w dobrym nastroju, jest uważany za mniej artystyczny. Jest taka tendencja w kinie polskim. Być może bierze się z Kina Moralnego Niepokoju albo jest znakiem czasu?

rozmawiał Marek S. Bochniarz

* Wojciech Hoffmann - ur. w 1977 w Poznaniu. Ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Poznaniu i studiował na Akademii Minerva w Groningen. Profesor wizytujący w Tecnologico de Monterrey w Queretaro w Meksyku. Od 2011 roku członek Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej przy Starym Rynku w Poznaniu, będącego artystycznym żartem. Aktualnie kierownik Pracowni Interfejsu Graficznego na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Twórca wielu teledysków dla polskich i zagranicznych zespołów, eksperymentalnych filmów animowanych, obiektów interaktywnych i koncertów audiowizualnych, a także VJ. Wynalazca autorskich technik animacji.

  • pokaz Świat, który uleciał na grzbiecie krowy w pokazie konkursowym Animator.pl Film autorski i indywidualny
  • 11.07, g. 14
  • Kino Pałacowe (CK Zamek)

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018