Chicagowska harmonia

Z jednej strony było bowiem to, co uwielbiał - nieskrępowana, wizjonerska, pełna niezwykłych umiejętności improwizacja: muzyka intelektualna, nie pozbawiona jednak też pierwiastka duchowego - taką przedstawił duet Roscoe Mitchell/Mike Reed. Z drugiej strony: epicka, wielowątkowa całość, w orkiestrowych brzmieniach, z porywającymi partiami solowymi, łącząca wiele stylów i tradycji - taką zagrała kilkunastoosobowa formacja pod szyldem Kizuna - The Gathering For Wojciech.
Furia i radość
W trakcie drugiego z wymienionych koncertów najbardziej rzucało się w oczy - i w uszy - że ów hołd, który znalazł się nie tylko w nazwie festiwalu, ale nawet w tytule tego koncertu, znajduje swój najlepszy wyraz nie tylko w muzyce lirycznej, refleksyjnej. Oczywiście, takie momenty też się zdarzały, brzmiały melancholijne, wzruszające tematy śpiewane przez Dee Alexander czy grane przez instrumentalistów, m.in. Harrisona Bankheada na wiolonczeli. Dominowała jednak muzyka pełna furii, radości, entuzjastycznego przerzucania mostów między gatunkami, szukania natchnień w różnych tradycjach.
Na czele tej szesnastoosobowej grupy (choć jej skład zmieniał się nieco w poszczególnych partiach wieczoru) stali saksofonista Mwata Bowden i kontrabasista Tatsu Aoki. Pierwszy z nich jednak przez większość wieczoru pełnił rolę dyrygenta. Drugi grał również na japońskim instrumencie strunowym shamisen.
W składzie zespołu znalazła się cała śmietanka artystów z Chicago. Ich świetnie rozplanowane partie solowe spotykały się ze znakomitym przyjęciem publiczności i autentycznie wzbogacały muzyczny wyraz poszczególnych utworów. Słuchaczom szczególnie podobał się niezwykle aktywny i dynamiczny trębacz Leon Q Allen. Grał szybkie, dynamiczne, czasem niemal hymniczne solówki na swej trąbce. Również jego charakterystyczna gestykulacja, z rytmicznym kołysaniem się na krześle, gdy nie grał swych partii - przypadła do gustu słuchaczom. Ale fascynująco improwizowali również inni - m.in. flecistka Nicole Mitchell, saksofonista Ari Brown czy pianista Robert Irving III.
Wiele wątków
Zgodnie z oczekiwaniami pierwsza część tego wieczoru - skomponowana przez Bowdena - w bogactwie różnych wątków, odwoływała się do muzyki afrykańskiej. Kiedy na scenie pojawił się Tatsu Aoki w graniu zespołu znalazły się również elementy muzyki japońskiej. Niespodzianką była swoista trzecia część wieczoru, kiedy to za pulpitem dyrygenckim stanęła Nicole Mitchell. Zabrzmiały wówczas (grane przez wszystkich instrumentalistów) obszerne fragmenty suity "Harambee", którą Mitchell przygotowała na pierwszy festiwal, przed siedmioma laty. Z tego utworu, specjalnie napisanego na Made In Chicago 2006 szalenie dumny był Wojtek Juszczak. Włączenie jego fragmentów do sobotniego koncertu było pięknym i bardzo wyrazistym gestem. Po ponad dwugodzinnym koncercie publiczność z żalem opuszczała Salę Wielką, a wcześniej podziękowała amerykańskim muzykom owacją na stojąco.
Impresja w duecie
Ta ekscytująca, nośna, bardzo komunikatywna muzyka projektu Kizuna była niezwykłym dopełnieniem brzmień, które popłynęły tego samego wieczora w Scenie Na Piętrze. Idea artystycznej wspólnoty, wzajemnej komunikacji, otwartości, jakie wielokrotnie deklarowali chicagowscy twórcy, znalazła tego dnia wspaniały wyraz, gdy obok siebie znalazły się tak różne koncerty.
Roscoe Mitchell - klasyk i żywa legenda muzyki improwizowanej, filar słynnego Art Ensemble Of Chicago wspólnie z wizjonerem perkusji Mike'em Reedem zagrali bowiem muzykę bardzo skupioną, kameralną, może nawet wręcz introwertyczną. Oczywiście, jak to zazwyczaj bywa w twórczości Mitchella, podstawowym kontekstem była tu tradycja free i jazzowej awangardy. W tym na pozór chropowatym i szorstko brzmiącym muzykowaniu była jednak wewnętrzna harmonia, delikatność, wrażliwość na brzmieniowe niuanse. To dlatego zestaw perkusyjny Reeda był wzbogacony o dodatkowe instrumenty m.in. metalową misę, której brzmienie po wzmocnieniu przypominało delikatniejszą wersję tzw. steel drum.
To, co zaproponowali w duecie Mitchell i Reed to muzyka nie narracyjna, nie oparta na linearnej opowieści. To raczej rodzaj impresji, zapis chwili, rzecz dziejąca się tu i teraz. Może dlatego, mimo że na pozór "trudna", ta muzyka została tak świetnie przyjęta przez festiwalową publiczność.
Tomasz Janas
- Made In Chicago - dzień 2
- 30.11
- Scena na Piętrze i CK Zamek