Dobre duchy nad jazzem z Chicago

Tegoroczna edycja zdecydowanie różni się od poprzednich - zabrakło bowiem dobrego ducha festiwalu, jego twórcy i człowieka, który swoją miłością do jazzu postanowił zarazić cały Poznań - Wojtka Juszczaka. Dlatego w tym roku festiwal Made In Chicago został poświęcony jego pamięci. Zarówno Eryk Kozłowski, jak i Lauren Deutsch podkreślali, rozpoczynając piątkowe koncerty, że gdyby nie Wojtek, ten festiwal nigdy by nie powstał, a co za tym idzie - Poznań nie stałby się centrum chicagowskiego jazzu.
Koncertem inaugurującym pierwszy dzień festiwalu był występ formacji Nicole Mitchell"s Sun Dial, który odbył się w Scenie na Piętrze. Nie przypuszczałam, że flet poprzeczny może brzmieć jak klarnet, saksofon, a momentami nawet jak trąbka. Nicole Mitchell odczarowała dla mnie ten instrument i zaprezentowała go jako instrument stworzony do grania jazzu. Na scenie towarzyszyli jej muzycy z Chicago i Los Angeles. Rzeczą nową okazała się strona wokalna, bo jak przyznała Mitchell - nigdy wcześniej nie wykorzystywała w swoich utworach partii śpiewanych, bo nie spotkała nikogo, kto by sprostał temu arcytrudnemu zadaniu. Aż w końcu pojawił się Dwight Trible, który ją zaintrygował swoją energią i wydał jej się osobą idealną. Niestety - dla mnie muzyka brzmiałaby lepiej bez śpiewu Trible'a. I choć głos ma bardzo interesujący - bardziej przeszkadzał mi w odbiorze muzyki, niż ją wzbogacał. Na koniec występu artyści zagrali utwór skomponowany specjalnie dla Wojtka Juszczaka, który spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem publiczności..
Drugim koncertem tego dnia był występ Dee Alexander's Funkin' With Acoustic Soul: A Tribute To Jimi Hendrix And James Brown. Potężna dawka soulowej energii. Gdy Dee Alexander wyszła na scenę, objęła rządy nad publicznością niczym królowa. Zarówno jej strój, jak i zachowanie wskazywały na to, że mamy do czynienia z niezwykle charyzmatyczną osobą. Publiczność nie mogła oderwać od niej wzroku.
Dawno nie czułam się tak dobrze na jazzowym koncercie. Wynikało to zapewne z faktu, że na scenie pojawiło się aż siedmiu niezwykle utalentowanych muzyków. Na szczególną uwagę zasłużył Junius Paul, który nie tylko grał na basie, ale również wspierał Dee wokalnie. Podczas koncertu można było usłyszeć te bardziej i mniej znane utwory Jimiego Hendrixa i Jamesa Browna. Poznańska publiczność była zachwycona połączeniem jazzu i soulu i chyba trochę żałowała, że w Sali Wielkiej CK Zamek ustawiono krzesła. Gdyby nie one - z pewnością wszyscy kołysaliby się do muzyki płynącej ze sceny. Ten koncert udowodnił tym, którzy mają jazz za muzykę trudną i nudną, że tak wcale być nie musi. Wszystko zależy od artystów, którzy jazz grają.
Magdalena Brylowska
- Made In Chicago - dzień 1
- 29.11
- Scena na Piętrze i CK Zamek