Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

BLISCY NIEZNAJOMI. Dusza sarmaty Jana Klaty

Jasne, że wolę jednego Pana Michała od dziesięciu Ketlingów i powtarzam sobie: pamiętaj Ewka, nic to. Ofiarą jestem "Trylogii" czy fanką?

"Trylogia" reż. J. Klata. Fot. B. Sowa - grafika artykułu
"Trylogia" reż. J. Klata. Fot. B. Sowa

Miała być "Trylogia" w reżyserii Jana Klaty rewizją jednego z najpotężniejszych (jako żywo) narodowych mitów. Wyszło jednak na to, że Sienkiewicz wciąż zachwyca mimo tego, że już mu zachwycać nie wypada. A może nawet nie wolno. Jak to możliwe?

Fuj, jaka wywrotowa szopka narodowa!

Czyżbyśmy nie dostrzegli tego, że Zagłoba mówi o Żydzie "parch", a o Tatarze Tuhajbejowiczu "psi syn", co zadaje jawny kłam legendzie o Polsce otwartej i tolerancyjnie przyjaznej każdej nacji? Czyżbyśmy tylko przekartkowali pobieżnie krwawą scenę wbijania na pal Azji, pomijając tym samym żywy dowód sadystycznego okrucieństwa naszych przodków? Gdyby tak się stało, Jan Klata przypomni nam o wszystkim bardzo dobitnie. Fuj! Co za brak politycznej poprawności! Jaka ksenofobiczna ohyda! Jakie straszne wykluczenia i jaka podłość! Kiedy dołoży się do tego Matkę Boską gadająca z obrazu i wyciągająca zza "koszulki" białą rączkę, żeby pogłaskać po główce Kmicica, który właśnie zrobił się grzeczny, to pozbędziemy się jeszcze i wszelkich wątpliwości dotyczących dojrzałości kwiatu rycerstwa polskiego. Jeśli i tego będzie nam mało, dostaniemy pojedynki na szable bez jednej szabli, konne galopady bez jednego konia, poduszkowe bombardowania, grubaśne frywolne żarty rodem z jarmarcznego teatrzyku oraz kostiumy wyciągnięte z zaplecza lumpeksu: dresy, piżamy, szmaty jakieś.... Wszystko suto zakrapiane zacną okowitą. Oto narodowa szopka! Taka śmieszna, że boki zrywać. Taka straszna, że chce się wyć.

Ach, jaka ponadczasowa powieść odcinkowa!

Przez bite cztery godziny nie odrywamy jednak oczu od sceny, bo to wszystko i komiczne, i nostalgiczne, i magiczne przecież. Za trzewia chwyta, za serce i za gardło. A do tego aktorzy krakowskiego Starego Teatru i bawią się (oraz nas) dobrze, i na wyżyny zawodowego kunsztu wnoszą, kiedy wznieść się wypada.

Można Sienkiewicza odsądzać od czci i wiary. Można mu zarzucić wszystkie narodowe grzechy, ale jednego mu się odmówić nie da: wybitnego talentu do pisania przygodowych powieści serialowych. Klata wie, że przeczytaliśmy wszystko od deski do deski oraz na wspak, a także po skosie. Nawet jeśli ktoś tego nie zrobił, reżyser Hoffman postarał się przecież, żeby także dyslektycy odrobili tę lekcję bardzo dokładnie (i chwała mu za to). Jeździ więc Klata po "Trylogii" jak po łysej kobyle (a my mu dzielnie sekundujemy). Robi to jednak z wdziękiem, czułością i głową, bo jakoś widać nie może inaczej. Kiedy głupio jest i strasznie to paluchem pokazuje. A kiedy ma być pięknie, to pięknie jest i basta! Jak u Sienkiewicza.

Hamlet na prezydenta? Don Juan na premiera?

Wszystko mogłoby być dobrze, gdyby nie nasz narodowy kłopot z Sienkiewiczem, który polega na... katastrofalnej pomyłce. Awanturniczą opowieść potraktowaliśmy bowiem przed laty jak podręcznik historii, a literacką fikcję uznaliśmy za rzeczywistość. Jest to być może koronny dowód tego, jak wielką wagą przykładają Polacy do literatury, ale trudno uciec przed refleksją, że to także kamyczek do naszego ogródka, a może nawet kamień (wiele wskazuje na to, że węgielny) i to całkiem sporych rozmiarów.

Czy Włosi czczą Falstaffa jako bohatera narodowego lub opierają programy swoich partii na poglądach Don Juana? Czy Hiszpanie oddają zbiorowy hołd Don Kichotowi? Czy Anglicy wpuściliby do parlamentu Hamleta? Czy Francuzi odwołują się do bezkresnej mądrości Świętoszka lub Skąpca? Nie. I dziwne by było, gdyby tak robili. Tymczasem u nas pełno w polityce, w gospodarce, w życiu społecznym Kmiciców, Zagłobów, Nowowiejskich... Aż dziw, że na plakatach w czasie wyborów nie piszą: "Jakoś to będzie!".

Wciąż nowe powody do pokrzepiania serc

Modny, głośny i kontrowersyjny reżyser wziął zatem na warsztat opasłe dzieło, na którym wychowały się całe rzesze rodaków. Wszystkie tomy powieści pisanej dla pokrzepienia serca mieszkańców kraju dzielonego między zaborców, najeźdźców, okupantów mocno działały na wyobraźnię kolejnych pokoleń. Młodym rozpalały serca, dojrzałych utwierdzały w dumie i słuszności dokonanych wyborów, starym błyskały w oku nostalgiczną łezką. Prowadziły prosto do kolejnych powstań, kampanii, kanałów, obozów, więzień albo chociaż do oślej ławki w szkole zarządzanej przez kolejnego wroga, dając tym samym wciąż nowe powody do pokrzepiania serc. I tak się ta polska karuzela kręci, kręci, kręci...

Jasne, że wolę jednego Pana Michała od dziesięciu Ketlingów i powtarzam sobie: pamiętaj Ewka, nic to. Jasne, że nie zakochałabym się w facecie, który nie ma pojęcia, co to za jedni ci "rycerze trzej". Ale równie ciężko byłoby mi związać się z takim, który się na Sienkiewiczu zatrzymał i nie wyściubił czytelniczego nosa poza nasz swojski zaścianek. Nie ma co się "Trylogii" wstydzić, ale też wstydem jest uznanie jej za dzieło sztandarowo-wiekopomne i budowanie na nim podwalin patriotyzmu. Kończ więc, waść. I oszczędź.

Nakręć pan ten zegar, panie Michale

Klata kończy zatem, całkiem serio grając larum w finale spektaklu. Azja rozprawił się krwawo z tymi, którzy go nie chcieli na polskiej ziemi. Polska ziemia równie krwawo potraktowała Azję. Wołodyjowski żegna się z Baśką, z nadzieją na to, że są gdzieś (w zaświatach) lepsze światy, w których żegnać się z ukochanymi nie trzeba. Jego śladem idą pozostali bohaterowie, pozostawiając wybranki swoich serc w zawansowanych stanach błogosławionych: równie dzielne, co skonsternowane. A potem się wszystko kończy wiadomo jak.

Po co Klata budzi dziś Wołodyjowskiego? Żeby bronił tej kaplicy zamienionej na lazaret, w której spędziliśmy cały wieczór? Żeby własną piersią ochronił cudowny obraz? Żeby ruszył z szabelką na innowierców, których pełno w całej Europie, więc i pod nasze bramy dotrą niechybnie lada moment? Boi się Klata tych innowierców czy tego lęku? Czego my się boimy?

Panie Michale, niech pan wstanie i nakręci ten zegar: zastygły za pięć dwunasta, pędzący jak oszalały wstecz, by wreszcie stanąć w miejscu i nie drgnąć już ani o sekundę. Zegar, który wisi zamiast krzyża nad tym światem coraz bardziej zmurszałym, zgnuśniałym, zapadającym się w zalatujące naftaliną piernaty, podpieranym krzywymi deskami. Niech się ten świat obudzi. Niech wstanie. I niech się sobą zajmie. Posprzątać trzeba. Umyć się. Żyć.

Ewa Obrębowska-Piasecka

  • "Trylogia" wg Henryka Sienkiewicza
  • adaptacja Jan Klata i Sebastian Majewski, reżyseria Jan Klata, scenografia Justyna Łagowska, kostiumy Mirek Kaczmarek, choreografia Maćko Prusak
  • premiera 21.09.2009 roku w Starym Teatrze im. H. Modrzejewskiej w Krakowie
  • spektakl zagrany z Poznaniu w ramach festiwalu Bliscy Nieznajomi 26.05.2013