Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

BLISCY NIEZNAJOMI. Dramat w domku na drzewie

W "Mrocznym mrocznym domu" rzeczywiście jest mrocznie, a bohaterowie są jak Kain i Abel. Tyle, że przeniesieni o całe wieki, do naszej rzeczywistości.

"W mrocznym mrocznym domu". Fot. Piotr Kubic - grafika artykułu
"W mrocznym mrocznym domu". Fot. Piotr Kubic

Czym tak naprawdę jest braterstwo? Jak to się uprawia? W obecnych czasach to termin wysoce abstrakcyjny, oddalony od czucia, niezręczny. Zwłaszcza, jeśli mowa o braterstwie w kategorii walki, patriotyzmu. Z braterstwem krwi jest niewiele łatwiej. Nie każdy z nas ma brata, a jeśli nawet, nie zawsze jest on najbliższym człowiekiem na ziemi. - Myślę, że najbardziej niebezpieczne to założyć coś na temat braterstwa, generalizować. Ono jest nam w życiu dane albo i nie, ale to co dalej się z nim zrobi, to już inna para kaloszy - mówi Marcin Hycnar, reżyser spektaklu na podstawie sztuki Neila LaBute'a, prezentowanego podczas przeglądu Bliscy Nieznajomi w Teatrze Polskim.

To, co pod dywanem w domku na drzewie

Jego bohaterami są dwaj bracia - Drew i Terry, którzy po latach spotykają się w zakładzie psychiatrycznym, do którego trafił pierwszy z nich. Tu na jaw wychodzą od dawna skrywane tajemnice, żale i urazy, zamiecione pod dywan pretensje i nieporozumienia. Surowy i srogi ojciec, bierność matki, która nie potrafiła uchronić swoich dzieci przed przemocą, a przede wszystkim wstydliwy temat tego, co z chłopcami w ich domku na drzewie mógł robić bliski sąsiad, Tod.

Gęstą od mrocznych emocji atmosferę pogłębia jeszcze kontrast osiągnięć braci w dorosłym życiu. Drew założył rodzinę i jest wziętym adwokatem. Mieszka w ekskluzywnej willi z ogrodem, w której na przekór przeszłości planuje zbudować dzieciom domek na drzewie. Terry pracuje jako ochroniarz, ale nie może nosić broni, ponieważ jako nastolatek trafił do poprawczaka po tym, jak ukradł samochód, by wrócić z kolonii do domu. Trudno mu przyznać, że zrobił to nie po to, aby chronić młodszego brata, ale z zazdrości o czułość i miłość... Toda. To dowód na to, jak mało uwagi poświęcali mu sami rodzice i jak niewiele trzeba, by dziecko przekroczyło śmiertelnie niebezpieczną granicę, po której już nic nie może być takie jak dawniej, a o rzeczach okropnych mówi się jako o czymś najpiękniejszym w życiu.

Kain i Abel, czyli Terry i Drew

Spektakl idealnie wpisuje się w tegoroczny idiom festiwalu Bliscy Nieznajomi - Kain i Abel, który poszukuje współczesnych odniesień historii starej jak świat. Tej, w której starszy brat zabija młodszego z zazdrości o pochwałę Boga. To spore wyzwanie, bo motyw Kaina i Abla znają już wszyscy, a coś co znane jest tak wielu, nie do wielu potrafi już dotrzeć. W spektaklu, w mrocznym domu zazdrość podszyta jest traumatycznym, chorym podłożem i rzutuje na całe późniejsze życie bohaterów. Gdyby nie ona, może nie dzwoniliby do siebie tylko dwa razy w roku i nareszcie nauczyliby się rozmawiać.

Marcin Hycnar i znakomici aktorzy Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie podjęli się ryzyka i doskonale obronili swoją interpretację. Reżyser uzupełnia biblijną historię o zupełnie nowe, uwspółcześnione i znacznie bardziej skomplikowane wątki. W Starym Testamencie Kain miał za złe młodszemu bratu, że ten zyskał aprobatę ojca, który przyjął tylko złożoną przez niego ofiarę. W tym wypadku chodzi o przepaść, jaką pomiędzy dwoma braćmi rozpościera zupełnie odmienne doświadczenie życiowe - zawodowy sukces i życiowa porażka oraz bolesne wspomnienia z dzieciństwa, które, zamiast łączyć, jeszcze bardziej dzielą. Marcin Sianko jako niedojrzały Drew i Grzegorz Mielczarek jako pełen goryczy Terry wcielają się w swoje role tak, jak gdyby były ich drugą skórą. Żadna z tych kreacji nie jest przeszarżowana, choć w tego typu historiach o to nie trudno. Jest ciężko, gęsto i przygnębiająco, ale za to wiarygodnie do szpiku kości.

Czyż jestem stróżem brata mego?

W jednej ze scen Mielczarkowi partneruje młoda aktorka Karolina Kamińska, bezczelna, egzaltowana i momentami irytująca, co jednak usprawiedliwia jej rola. Wciela się w 16-letnią Jennifer - córkę niesławnego Toda. Na należącym do jej ojca polu do mini-golfa  odwiedza ją Terry, który stopniowo uwodzi dziewczynę, by potem... No właśnie, co potem? W ostatniej scenie mężczyzna ma przy sobie coś, co należy do nastolatki, ale to widz sam musi odpowiedzieć na gryzące go pytanie "Co on jej zrobił?".

Jest to więc historia także o potencjalnej zdradzie i rozdrapywaniu starych ran, które wciąż krwawią. Tę wielopoziomowość podkreśla praktycznie wszystko, co rozgrywa się na oczach widza - od brawurowej gry aktorów, po samą scenografię, czyli minimalistyczny ogród z dwoma drzewami, cały wyłożony trawą. To otoczenie wszystkich trzech scen (ogrodu szpitalu psychiatrycznego, willi Drew i pola golfowego) pozornie sprawia wrażenie przytulnego, ale to błąd. Tak naprawdę może być jednym wielkim domkiem na drzewie, w którym na zawsze zatrzymało się życie obu braci. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że podczas spektaklu Terry w ogóle nie schodzi z podestu zbudowanego z desek, a jego stopa ani na moment nie dotyka ziemi.

Przypowieść z Księgi Rodzaju jest tu tylko tłem, ale to wystarczy, by było wymownie i obezwładniająco. Zła wiadomość jest taka, że istnieją na świecie rzeczy silniejsze niż braterskie uczucie, dobra - że być może jeszcze nie wszystko stracone. Na pytanie, czy można było tego uniknąć, zarówno jeden jak i drugi mógłby odpowiedzieć tylko biblijnym wersem: "Nie wiem. Czyż jestem stróżem brata mego?".

Anna Solak

  • "W Mrocznym mrocznym domu" Neila LaBute'a
  • reż. Marcin Hycnar
  • Spotkania Teatralne Bliscy Nieznajomi. Kain i Abel
  • Teatr Polski
  • 29.05