Wszyscy najwybitniejsi, żyjący i koncertujący gitarzyści klasyczni zagrali już na festiwalu Akademia Gitary - przyznają jego organizatorzy. Oczywiście, do światowej czołówki zaliczany jest dziś Łukasz Kuropaczewski, oczywiście też na festiwalu pojawiają się liczni inni pretendenci do grona wybitnych wirtuozów tego instrumentu. Tym niemniej na najważniejszych przedstawicieli gitarowej sztuki kreowani są na festiwalu od ubiegłego roku - czołowi przedstawiciele flamenco. Czy błędnie? Absolutnie nie. Jeśli ktoś miałby co do tego wątpliwości, po sobotnim wieczorze z pewnością już ich nie ma.
Następcy
Gerardo Núñez to artysta o wielkim nazwisku, na które pracuje od wielu lat, dziś być może najwybitniejszy przedstawiciel gatunku. Nie ma chyba bardziej nadużywanego sformułowania w koncertowych zapowiedziach niż "najwybitniejszy następca". Wzorzec jest zawsze jeden, a następców wielu. Tym razem wszystko się jednak zgadza. Tak jak za najwspanialszego twórcę flamenco uznawany był zmarły na początku ubiegłego roku Paco de Lucia, tak za jego najgodniejszych następców powszechnie uważa się dwóch gitarzystów. Jeden, Vicente Amigo, zagrał na festiwalu przed rokiem. Drugi - Núñez oczarował poznańską publiczność w minioną sobotę. I jeśli miałbym ich porównywać - i jeśli mam być szczery - to koncert Núñeza spodobał mi się dużo bardziej. Sam De Lucia mówił z zachwytem o jego biegłości technicznej, ale przecież nie szybkość grania zdecydowała o tym, że jest muzykiem tak znakomitym.
Melodia
Z całą pewnością Núñez jest świadom swoich niebagatelnych umiejętności, ale ma jednocześnie świadomość, że to nie wszystko. Były więc w sobotę naprawdę oszałamiające popisy technicznej wirtuozerii (obecni na sali gitarzyści, zwłaszcza ci młodszego pokolenia, niemalże mdleli z wrażenia), kiedy szybkość i precyzja grania budziły powszechny zachwyt i zdumienie. Gitarzysta pozwalał jednak też cieszyć się brzmieniem, kolorem muzyki, nastrojem, wreszcie: melodią. Núñez proponował bowiem znakomite kompozycje, w których sporo było miejsca właśnie na melodię, na harmonijne współbrzmienie z pozostałymi instrumentalistami. Kompozycje, które były dla publiczności szansą na prawdziwe zanurzenie się w pięknie muzyki, a nie tylko powierzchownymi westchnieniami nad techniczną ekwilibrystyką.
Dystans
Słychać też było wyraźnie jego fascynację jazzową improwizacją - niewątpliwie to jeden z tych elementów, które budują oryginalność i jakość jego stylu. Przejawiało się to w pozornie nie najważniejszych elementach koncertu, ale takich, bez których trudno byłoby sobie go wyobrazić. A więc w owej swobodzie formalnej; w pozwalaniu sobie na zmienianie, zwalnianie tempa; w specyficznym, pełnym swoistego swingu graniu kontrabasisty, w dodaniu dodatkowej przestrzeni tej muzyce; w nabraniu twórczego dystansu do reguł flamenco. Doskonale wyczuwali to dwaj partnerzy lidera, wspaniale z nim współpracujący: kontrabasista Pablo Martin i perkusjonista, grający bodaj wyłącznie na cajonie Angel Sanchez "Cepillo". Obaj zebrali od widzów równie wielkie brawa, co Núñez.
I jeszcze jedno, nie najmniej ważne: pogodny wyraz twarzy gitarzysty, często pojawiający się na niej uśmiech. To również wyrazisty dowód jego stosunku do muzyki, do publiczności.
Forma
Był to koncert rewelacyjny pod względem formy, dramaturgii, zakomponowania całości. Tu również widać było rękę mistrza. Wyrafinowana propozycja muzyczna, ugruntowana w wielkiej tradycji flamenco została tu przestawiona w bardzo autorskiej konwencji i całkiem serio.
Nie zabrakło jednak też miejsca na żart, na odrobinę luzu - jak to w dobrze przemyślanej całości. Publiczność doskonale bawił więc Martin, który w początkowych fazach koncertu odczytał po polsku (nieznacznie kalecząc wymowę) kilkuzdaniową wypowiedź, m.in. o tym, że polskiego uczył się dzisiaj z you tube'a. Kiedy lider na parę minut zostawił partnerów na scenie, pokazali jak zagrać w duecie na jednym kontrabasie: pierwszy z nich grając tradycyjnie, drugi - wybijając rytm. I nawet wtedy brzmieli świetnie, a muzyka nie traciła nerwu. Kwintesencją zabawy były krótkie bisy, podczas których m.in. Sanchez stylowo śpiewał, a Martin (też stylowo) udawał tancerkę flamenco. Wszystko to w dobrym guście i w odpowiednich proporcjach. Bo na koniec nikt nie miał chyba wątpliwości, że zgromadziła nas tu pasja artystów do muzyki flamenco, i że spotkanie z nimi było autentycznym wydarzeniem.
Tomasz Janas
- Akademia Gitary: Gerardo Núñez
- 22.08
- Aula UAM