Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

AKADEMIA GITARY. I gra gitara!

Akademia Gitary rozpoczęta! Brzmienie instrumentu w najszlachetniejszej, klasycznej formie usłyszeliśmy podczas poznańskiej inauguracji w katedrze św. Piotra i Pawła. Ostatnia edycja festiwalu rozpoczęła się koncertem-pewnikiem. Świetni soliści, bardzo dobra orkiestra i bezpieczny repertuar.

. - grafika artykułu
fot. Tomasz Nowak

Na początek orkiestrowy akcent. Wystąpiła Orkiestra Świętego Marcina pod batutą Piotra Deptucha. W jej wykonaniu usłyszeliśmy Wagnerowską Idyllę Zygfryda. Utwór napisany dla Cosimy - drugiej żony kompozytora zaraz po urodzeniu ich syna Zygfryda, zaskakuje łagodnym, ciepłym brzmieniem i niespieszną narracją. Bardzo przyjemnie słuchało się Orkiestry w tym utworze (jak i podczas całego koncertu). Zespół Piotra Deptucha, chociaż zadebiutował w 2018 roku, wypracował już bardzo spójne, głębokie brzmienie. W utworze Wagnera ujmował zwłaszcza pięknym prowadzeniem melodii, poszczególne głosy instrumentów rozsmakowywały się w kolejnych tematach. Całość ujmowała delikatnością, chwilami kołysankowym, sennym charakterem, zmiennymi barwami przywodzącymi na myśl wschody słońca i grę świateł. Kto słuchał uważnie, mógł w utworze wyłapać kilka fragmentów obecnych także w Zygfrydzie - trzeciej części tetralogii. Nie zdziwię się, jeśli inaugurację tegorocznego festiwalu Akademia Gitary wielu słuchaczy zapamięta przede wszystkim dzięki Orkiestrze Świętego Marcina. Zespół ten tak w większym, jak i mniejszym składzie zaprezentował bardzo dobry, dojrzały poziom.

Po tym wyjątkowym wstępie usłyszeliśmy Łukasza Kuropaczewskiego w repertuarze barokowym - Koncert D-dur na gitarę i skrzypce Vivaldiego. Trudno pisać o wykonaniach Kuropaczewskiego bez rozpływania się, bez używania nadmiernej liczby pozytywnych przymiotników. To artysta, którego słucha się w ciągłym zachwycie; muzyk, który nawet w znanych utworach poprowadzi słuchacza nieznanymi ścieżkami; gitarzysta, który techniczną perfekcję, wirtuozerię wykorzystuje zawsze, aby zbudować coś znacznie większego. W utworze Vivaldiego pokazał namiętną, pełną nieprzewidywalności stronę muzyki barokowej. Wtórował mu kameralny skład muzyków z Orkiestry, który z niezwykłą precyzją reagował na kontrasty tej kompozycji. Zwłaszcza druga, wolna część mogła zachwycić słuchaczy, którzy Vivaldiego kojarzą wyłącznie z czterech hitów i sensacyjnych powieści. Nieco nonszalancka, swobodna i przejmująco smutna partia gitary współgrała z brzmieniem smyczków, tworząc harmonie metafizycznie piękne, uciekające poza racjonalną analizę i odbiór. Z pewnością sprzyjała temu wyjątkowa akustyka tumskiej katedry.

Druga część koncertu należała do Aleksandra Dębicza. Pianista, którego talent jest szeroko komentowany, zachwyca słuchaczy tak w Polsce, jak i za granicą. Muszę przyznać, że nie jestem w gronie entuzjastów tego artysty. Nie żebym nie ceniła jego gry, jednak jego interpretacje nie wywołują u mnie ekscytacji. Na początek wykonał Koncert fortepianowy d-moll Jana Sebastiana Bacha. Nie wychodząc z epoki baroku, usłyszeliśmy zupełnie inne podejście do muzyki dawnej. Kuropaczewski wszedł w głąb konwencji barokowych, słychać było, że nie tylko zna je doskonale, ale także odnajduje w nich siebie. Dębicz natomiast bierze partyturę Bacha po to, by pokazać nam swoją emocjonalność i muzykalność, nie przykładając zbyt dużej wagi do historii wykonawstwa. Nie ma w tym oczywiście nic złego, w grze tego pianisty jest wiele inwencji, wiele momentów zapadających głęboko w pamięci. Nie mogłam jednak oprzeć się wrażeniu, że trochę za dużo Dębicza w tym Bachu, za dużo póz, kulminacji i emocji na najwyższych strunach.

Następnie usłyszeliśmy fantazję na temat Aqua e vinho Egberto Gismontiego w wykonaniu Dębicza i Kuropaczewskiego. Utwór niezwykle delikatny, eksponujący wysokie rejestry fortepianu w zderzeniu z tłem niskich dźwięków. Akordy rozmywające się w świetliste plamy, spokojna narracja - kompozycja przywodząca na myśl muzykę filmową, muzykę tła. Ładna, spokojna błyskotka, która sprzyja rozmarzeniu, zamyśleniu. Przyjemnie słuchało się tych dwóch artystów w duecie. Mam jednak wrażenie, że to Kuropaczewski trzymał ten utwór w ryzach, nie pozwalając, by w te proste i przyjemne współbrzmienia wkradła się sztuczność i pretensjonalność.

Na koniec usłyszeliśmy utwór Dębicza skomponowany specjalnie na potrzeby festiwalu i z myślą o trzech najstarszych polskich katedrach: w Kołobrzegu, Gnieźnie i Poznaniu, czyli trzech miastach, w których odbyły się inauguracje tegorocznej Akademii Gitary. Dębicz, jak sam o sobie mówi, jest pianistą, któremu zdarza się coś skomponować. Jego PasaCatedral to zgrabna kompozycja na gitarę, obój, fortepian i smyczki. Dużo w niej ilustracyjności, charakteru filmowego. Pierwszoplanowa melodyka układała się w ładne frazy. Właśnie taka: ładna, przyjemna, miła jest PasaCatedral. Po wierzchu dotykająca emocjonalnych strun, raczej nie wnikająca w głąb, niezapadająca w pamięć zbyt mocno. W odbiorze może aż nazbyt prosta, jednak trudno odmówić jej wartości. To kompozycja idealnie skrojona na potrzeby tak dużego, inkluzywnego festiwalu. To utwór łączący osoby z najróżniejszych środowisk. Docenić go mogą przypadkowi słuchacze, którzy bez odpowiedniego przygotowania nigdy nie doświadczyliby muzyki współczesnej, a także muzyczni wyjadacze i zblazowani lub wciąż chętni wrażeń krytycy muzyczni. W końcu to jest też celem festiwalu, by przekonać ludzi do muzyki klasycznej, do brzmienia gitary (i nie tylko), do tego, że uczestnictwo w kulturze to dobro, które należy się każdemu w tym samym stopniu.

Bardzo dobry początek festiwalu zwiastuje, że ostatnia edycja zostanie zapamiętana jako wydarzenie na najwyższym poziomie tak muzycznym, jak i organizacyjnym. Gitara gra, oby jak najdłużej i równie pięknie!

Aleksandra Kujawiak

  • Festiwal Akademia Gitary - koncert inauguracyjny
  • Bazylika Archikatedralna Świętych Apostołów Piotra i Pawła
  • 24.08

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019