Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

Życie po życiu albo żwawy trup

Krytyka literacka nie ma się najlepiej, ale też nie tak źle, jak zwykło się czasami uważać. Wybitny znawca prozy, Przemysław Czapliński, nazwał ją przed laty "żwawym trupem", dzisiaj można by pewnie mówić o "seksownym zombie". Krytyka utraciła sporo ze swego znaczenia na tradycyjnych dla niej obszarach, lecz zyskała nowe - w nowych mediach.

. - grafika artykułu
fot. WMP

Ustalmy dwa podstawowe fakty. Krytyka uniwersytecka nie przeżywa kryzysu. Nadal ukazują się wartościowe, a niekiedy pasjonujące książki o literaturze. Tacy badacze i zarazem uczestnicy współczesności jak Jerzy Borowczyk, Karolina Felberg-Sendecka, Joanna Grądziel-Wójcik, Anna Kałuża, Dorota Kozicka, Tomasz Kunz, Tomasz Mizerkiewicz, Jakub Momro, Grzegorz Olszański, Joanna Orska, Andrzej Skrendo, Alina Świeściak, Błażej Warkocki, by wspomnieć tylko o niektórych autorach średniego pokolenia i młodszych, piszą dużo, ciekawie i mądrze. A przecież ciągle aktywni są starsi, a nawet seniorzy.

Krytyka gazetowa, tygodnikowa, radiowa i telewizyjna ledwo zipie. Nie ma w Polsce tygodnika literackiego (literacko-kulturalnego czy literacko-społecznego), nie ma dwutygodnika, nie ma dodatków literackich czy chociażby książkowych do popularnych czasopism. Stacje radiowe i telewizyjne traktują literaturę jak rzecz zbyteczną, jeśli zaś poświęcają jej trochę czasu, to w niezadowalającym wymiarze, na dobitek wypełniając go treścią przypadkową, podaną zdawkowo, z irytującą przymilnością w stosunku do niewymagającego odbiorcy. TVP Kultura ma lepsze i gorsze momenty, w sumie grzeszy wsobnością, zwracając się do tych, którzy jej w pewnym sensie nie potrzebują. Radiowa Dwójka nie wystarczy. Podobnie jak "Tygodnik Powszechny" i skromne rubryczki książkowe w paru innych czasopismach. Recenzja, czyli podstawowa forma kontaktu krytyków z czytelnikami literatury, znalazła się w stadium szczątkowym. Jako społeczeństwo uznaliśmy, że czytanie książek to przeżytek, więc krytyka tym bardziej. To wstyd, to  niepokoi, to wcale nie jest tendencja światowa, a tylko prowincjonalny snobizm na kulturalną ignorancję. Za uwiądem szeroko rozumianej krytyki idzie uwiąd krytycznego myślenia, a za nim - bliżej nieokreślone zło.

Czy powyższe stwierdzenie kwituje koniec zjawiska, które w naszej historii odegrało ważną rolę, czy też trzeba zastanowić się nad tym, czy nie przyoblekło się ono w jakąś inną postać? Właśnie tak się stało. Nie sposób scharakteryzować tego procesu w całości, poprzestanę więc na trzech, wybranych arbitralnie, lecz - jak sądzę - niebagatelnych aspektach.

Radykalizm (na niby)

Dość wspomnieć kilka głośnych ataków na pisarzy oraz instytucje literackie, prowadzonych w poetyce wojny partyzanckiej i z wykorzystaniem środków do tej pory niestosowanych lub stosowanych rzadko. Mam na myśli internet, w szczególności zaś media społecznościowe - z Facebookiem na czele. Nie da się uczestniczyć w dzisiejszym życiu literackim, nie będąc obecnym, chociażby w roli obserwatora (czy raczej podglądacza), na cyfrowym targowisku opinii. Nieobecny nie dowiedziałby się o haniebnych zarobkach pisarzy, o rozprzestrzeniających się modach na czytanie takiego lub innego gatunku lub autora, o reakcjach np. na nagrody literackie. Ponadto nie znałby nowych hierarchii wpływu. Zatem literacki internet jest pudłem rezonansowym rzeczywistości pozasieciowej, lecz bardzo specyficznym, gdyż w coraz większym stopniu pochłaniającym ją, zmieniającym jej status i wtórnie modelującym na własne podobieństwo. Na końcu tego ciągu przechwyceń, rozmnożeń i deformacji rzeczywistość zaczyna naśladować swój ukształtowany w sieci obraz.

Krytycznoliteracki pojedynek na ścianie Facebooka zamiast dotychczasowej debaty zyskuje na atrakcyjności, ponieważ sprawia wrażenie czegoś mniej rytualnego i zarazem reanimującego rytuał. Po pierwsze jest nieodwleczony, nieostudzony przez czas, nieokiełznany przez środowiskowy konwenans, na pozór niewyrachowany, spontaniczny i szczery. Po drugie, posiada wysoką stawkę. Wprawdzie można łatwo zostać strąconym, narazić się na ośmieszającą lub brutalną ripostę, ale można też pozostać na widoku, wczepić się w pionową płaszczyznę, wystawić swoje istnienie na pokaz, utrwalić się w roli opiniodawcy, nawet opiniotwórcy, a przynajmniej celebryty czy celebrytki. Oczywiście natychmiast rodzi się obawa, że atuty społeczno-prestiżowe zniweczą atuty etyczne. Z pewnością przestają się liczyć atuty intelektualne. Argumentację zastępuje emocja.

Spośród głośnych facebookowych kampanii bodaj najgłośniejsza była ubiegłoroczna akcja przeciw Piotrowi Macierzyńskiemu, który w jednym ze swych starszych wierszy zdradził się z niewybaczalnym seksizmem. Drażniąca strofa faktycznie brzmi nieprzyjemnie, wręcz obskurnie:

nigdy nie spałem z poetką

może z obawy że musiałbym później wysłuchać jej wierszy

tak się składa że w tym kraju

mężczyźni piszą zdecydowanie lepiej

na szczęście by poczytać ich wiersze

nie musiałem z nimi sypiać

myślę że mam szansę dołączyć do panteonu

poetów których zabrania się wpisywać na listę

szkolnych lektur

Jednak tytuł - Epitafium dla Piotra Macierzyńskiego bo kto zrobi to lepiej - jest wyraźnie autoironiczny, ostatnia zaś strofa tylko to wrażenie wzmaga:

nie wiem kto trzeci tak bez świata oklasków się zgodzi

Iść... taką obojętność, jak ja, mieć dla świata?

ale musi się liczyć

że może nie być poważnie

traktowany nawet na własnym pogrzebie

Mimo to na autora posypała się lawina oskarżeń, na organizatorach lubelskiego festiwalu Miasto Poezji, po części dotyczy to również Poznania Poetów, próbowano wymóc odwołanie spotkań zaplanowanych z powodu ukazania się tomu Macierzyńskiego o zupełnie innej wymowie.

Zwraca uwagę kolektywność sprzeciwu, ujednolicenie języka polemicznego, koordynacja zarzutów, wreszcie podporządkowanie wieloznacznej litery wiersza duchowi sprawiedliwości społecznej, walce o równy dostęp mężczyzn i kobiet do szacunku, a poetek do autorytetu. Najważniejsze jest jednak co innego - próba wpłynięcia na rzeczywistość poprzez odebranie głosu osobie, której poglądy kolidują z wartościami uznanymi za wyższe od wartości literackich.

W nieco podobnym trybie zapadł wyrok na Marcina Świetlickiego. Przypisywane mu, w stylu oskarżycielskiego paszkwilu, wyznawanie kapitalizmu i faszyzmu miało posłużyć za wystarczający powód, by unieważnić cały jego artystyczny dorobek. Jesteśmy świadkami coraz częstszego, a najgłośniejszego w sieci i na forach społecznościowych, kontestowania autonomii literatury, w tym zwłaszcza poezji, której ta właściwość przede wszystkim dotyczy. Samowystarczalności, czy tylko nadrzędności jej strony artystycznej w stosunku do uwarunkowań i tematów politycznych. Przy tym nie chodzi już tylko o uprawianie "poezji krytycznej", analogicznie do "sztuki krytycznej", ani o podtrzymanie świadomości, że "estetyczne jest polityczne", lecz - w tym wypadku - o jak najdalej idące zespolenie poezji i wypróbowanej ideologii.

Antykrytyka (na razie)

W przepastnej sieci rozwija się za sprawą blogerów i publicystów literackich działalność tyleż od krytyki pochodna i do niej upodobniona, co wobec niej destrukcyjna. Jest to oczywisty skutek przemian zachodzących w kulturze. Maryla Hopfinger skwitowała je w sposób niezostawiający wątpliwości: "Elektroniczne połączenia zdają się szybsze od neuronowych, wyprzedzają tradycyjny sposób rozumowania (...). Kultura czytania zostaje zastąpiona przez kulturę przeglądania". Idąc tym tropem, rzec można, iż kultura dyskusji zastąpiona została przez kulturę spięcia - w dwojakim sensie: połączenia i zatargu. Obie prowadzą do zaskakującego spostrzeżenia, że w sieci - zamiast oczekiwanej subiektywności, różnorodności - krzewi się recenzencki kolektywizm. Raz przyjmuje formę zgody na przyjemność z czytania jako kryterium wiążące publiczność, demokratyzujące ją i tym samym unieważniające dyskusję, kiedy indziej przypomina pole bitwy, na którym naprzeciw podstarzałych i znużonych, choć sytych egzystencjalistów rozłożyły się oddziały zdeterminowanych klasowo prekariuszy i prekariuszek.

Zatem pogląd że krytyka przeprowadziła się do sieci, jest tyleż banalny, co nieprawdziwy. Bo to nie jest krytyka w starym znaczeniu realizująca się w nowym medium, to mutacja wyrosła na kryzysie krytyki starego typu. Jej główną treścią zdają się nieprzetworzone emocje czytania, na których fundamencie powstaje specyficzna wspólnota, a właściwie pakt nadawczo-odbiorczy, oparty na jednomyślności i nastawiony na szybką i jednomyślną ocenę. W związku z tym rewersem jednomyślności nie jest dyskusja, lecz łatwe ujednolicenie lub szybki konflikt.

Idealizm (mimo wszystko)

Reszta jest domysłem. Krytyka przeniesiona do sieci albo dojrzeje do rzeczywistego myślenia w jakichś trudnych do przewidzenia formach, albo wyjałowi się do szczętu. Oba warianty zdają się równie prawdopodobne. Trudniej wyobrazić sobie przyszłość bez literatury, wręcz niemożliwością jest przystać na taką prognozę, szukam więc podpory u mądrzejszych od siebie.

Pisał Northrop Frye: "Żadna ciemność nie zdoła zrozumieć światła; żadna ignorancja albo obojętność nie zdoła nigdy dostrzec jakiejkolwiek claritas w literaturze ani w próbującej ją przybliżyć krytyce". A J. Hillis Miller: "Dzieło literackie nie jest, jak mogłoby zakładać wiele osób, słowną imitacją pewnej już istniejącej rzeczywistości, lecz całkiem przeciwnie, jest stworzeniem lub odkryciem nowego, komplementarnego świata, metaświata, hiperrzeczywistości. Nowy świat jest niezastąpionym dodatkiem do już istniejącego. Książka to kieszonkowy, przenośny zaklinacz snów".

Ów blask, bez którego życie staje się nieskończenie szare i nudne, kusi i wzywa. Mając świadomość, że ani z literaturą, ani z krytyką nie będzie już nigdy tak, jak było jeszcze niedawno, wierzę przecież w konieczność opowieści o innym świecie, zaklęcia go w inny język i ulegania namiętnościom rozumu.

Piotr Śliwiński

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018