Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Spóźnione dojrzewanie

Czarno-biała Matka siedzi z tyłu to pozycja obowiązkowa dla miłośników nordyckiego kina. Jest to film tak islandzki w swej istocie, jak tylko może być film Made In Iceland, ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Czarno-białe zdjęcie mężczyzny prowadzącego samochód, obok niego pies. Na tylnym siedzeniu siedzi starsza kobieta. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Jón, mimo dojrzałego wieku, wciąż mieszka ze swoją matką. To z nią spędza większość czasu, robiąc na drutach i odsłuchując audycje radiowe z kaset magnetofonowych. Ich rozmowy są krótkie i powierzchowne, zdają się żyć obok siebie jakby za karę, bez przyjemności. Mieszkają na kompletnym odludziu, tak dalekim, że nawet na słabo zaludnionej wyspie jaką jest Islandia, jest to już nie lada wyczynem. Najlepszym przyjacielem mężczyzny jest jego pies, Breżniew, więc Jón nie ma zbyt wielu okazji by ćwiczyć umiejętności społeczne. Widać to jak na dłoni, kiedy jego matka umiera, a on musi dostarczyć jej ciało na południe, spełniając ostatnią wolę o byciu pochowaną w rodzinnej wiosce.

Matka siedzi z tyłu, klasyfikowana jako czarna komedia, tak naprawdę komedią jest tylko z nazwy. Za to czarną z pewnością, i to nie tylko za sprawą monochromatycznych kadrów, które wprowadzają dodatkowy element smutku i beznadziei do i tak już niewesołego życia głównego bohatera. Sporo tu melancholii i zadumy, mało uśmiechu i pogody ducha. W trakcie swojej nietypowej podróży Jón stopniowo uświadamia sobie, jak bardzo oddał życie w ręce rodzicielki i jak mało na temat jego kształtu sam miał do powiedzenia. Wracają wspomnienia z przeszłości, również te dotyczące rodziców - inaczej zapamiętane przez doroslych, inaczej przez ich dziecko. Niczym wulkan wybuchają dotąd głęboko zakopane dawne żale i frustracje, a przede wszystkim nigdy niewygasła tęsknota za wielką miłością Jóna, którą sabotowała jego matka, zapewne obawiając się odrzucenia. Zresztą obawia się go nadal, robiąc synowi wyrzuty i połajanki nawet już jako martwe, niezdarnie umalowane i ubrane ciało, udające się w swoją ostatnią podróż na tylnym siedzeniu starego auta.

Film Hilmara Oddssona to w zasadzie klasyczne kino drogi, z przynależną mu powolnością i monotonią. Krajobrazy za oknem zmieniają się powoli, rozmowy toczą się niespiesznie, sny mieszają się z jawą, a realizm surowej przyrody z elementami magii. Na swojej drodze główny bohater spotyka wielu ludzi, z którymi jednak nie potrafi nawiązać bliższej relacji. Sporo tu więc momentów zabawnych i absurdalnych, jak choćby scena zatrzymania przez patrol policji na islandzkiej "autostradzie" za... zbyt niską prędkość, czy najszczersza w całym filmie rozmowa z francuskim turystą, tyle że w dwóch różnych językach. Matka siedzi z tyłu to film w sam raz na zbliżający się Blue Monday. W końcu smutek - choć traktowany przez większość z nas jak zło konieczne - to ważna emocja, a w odpowiednich proporcjach może nawet przynieść oczyszczenie i ukojenie.

Anna Solak

  • Matka siedzi z tyłu
  • reż. Hilmar Oddsson

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024