Blisko, bardzo blisko!
Choć tegoroczny program koncertów ze względu na obfitość propozycji budził pewne obawy, nowa forma okazała się być propozycją interesującą, intensywną i spójną z założeniami festiwalu (jednym z nich było osłodzenie słuchaczom letniej przerwy w funkcjonowaniu klubu Blue Note). Ta kumulacja nie wzbudzała w nas poczucia przesytu, a jednocześnie oferowała na tyle dużo, by móc zanurzyć się w przyjemnym poczuciu satysfakcji. Przyznam jednak, że choć z rozmów ze współfestiwalowiczami jasno wynikało, że brakowało nieco możliwości spokojniejszego delektowania się jazzem przez całe lato (jak miało to miejsce podczas zeszłorocznej edycji, której 8 koncertów rozłożonych było między połową lipca a początkiem września), koncepcja weekendowego "shota" również miała swoje mocne strony - zwłaszcza, gdy line-up zawierał nazwiska tak mocne, jak EABS, Anna Maria Jopek, Mica Millar czy trio (a właściwie kwartet) Elipsis.
Koncerty odbywały się w parku przy Starym Browarze - miejscu, które wielokrotnie już udowodniło, że doskonale sprawdza się jako festiwalowa przestrzeń plenerowa. Nieco odcięta od ulicznego zgiełku, a jednocześnie zlokalizowana w samym centrum miasta, sprzyjała nie tylko odbiorowi muzyki, ale i atmosferze wspólnego spędzania czasu. Publiczność dopisała, ale nie było nieprzyjemnego tłoku - krzesła, leżaki i spora wolna przestrzeń na trawie umożliwiała znalezienie najwygodniejszego dla siebie miejsca. Co więcej, z każdego z nich widok na scenę był naprawdę dobry. Podobnie jak podczas pierwszej edycji, i teraz festiwalowa publiczność była bardzo zróżnicowana - od stałych bywalców koncertów jazzowych, aż po całe rodziny z dziećmi. Organizatorom udało się uchwycić cenny balans pomiędzy otwartością a wysokimi wymaganiami dotyczącymi jakości - jazz był dostępny, ale nie uproszczony, różnorodny, ale nie chaotyczny i niezrozumiały.
Repertuar był przy tym przemyślany i zróżnicowany. Pierwszy dzień rozpoczął się od dużej dawki energii, którą zaserwowało nam węgierskie trio Jazzbois, łączące jazz z psychodelią i hip-hopowymi brzmieniami. Zaraz potem na scenie pojawili się fenomenalni EABS z legendarnym Brianem Jacksonem, współpracownikiem Gila Scott‑Herona, z którym podjęli się reinterpretacji klasycznych utworów z lat 70‑tych w nowych aranżacjach - pełnych improwizacyjnego ducha i społecznego przesłania. Sobotni wieczór zwieńczył występ Miki Millar - znakomitej brytyjskiej wokalistki soulowej, która mimo niełatwego zadania zamknięcia pierwszego dnia festiwalu, poradziła sobie z tym świetnie. Przyznam, że chętnie usłyszałabym ją też w nieco delikatniejszych, bardziej zróżnicowanych interpretacyjnie, soulowych utworach. Jestem pewna, że jej niezwykle mocny, nośny głos (który wcale nie jest łatwo prowadzić) ma również inne, nie mniej interesujące wcielenia.
Niedziela należała do Blue Jazz Orchestra, która wzięła na warsztat twórczość Jacoba Manna i udowodniła, że polskie big-bandy mają się świetnie. Rewelacyjna energia, charyzma i zespołowość, a do tego fantastyczna Aga Derlak przy fortepianie, zapewniły otwarcie idealne. Chcemy więcej! Druga na scenie pojawiła się Anna Maria Jopek z "Przestworzami" - projektem subtelnym, wielowarstwowym, chwilami niemal medytacyjnym, łączącym wpływy muzyki ludowej, sakralnej i współczesnej. Towarzyszący jej muzycy - w tym fantastyczny Atom String Quartet - zbudowali atmosferę melancholijnego zatrzymania i refleksji. Chętnie usłyszałabym ten projekt w jego pełnym wymiarze - bardzo różnorodny repertuar, choć może sprawiać wrażenie chaotycznego, opowiada historię, której chciałoby się wysłuchać w całości. Zwieńczeniem festiwalu był koncert formacji Elipsis - międzynarodowego projektu złożonego z Michaela League'a, Antonio Sáncheza i Pedrito Martíneza, który tego wieczoru zasiliła jeszcze jedna wyjątkowa postać: Glenda del E, pianistka i wokalistka, która dodała całemu występowi lekkości i harmonicznej głębi.
Zanim koniec, osobny akapit należy się jeszcze festiwalowej komunikacji - interesującej wizualnie, czytelnej i spójnej, wyraźnie obecnej w przestrzeniach offline i online. Brawa dla zespołu social mediów, który w imponującym tempie montował i publikował materiały video! Rzadko kiedy wspomina się o tym w recenzjach (a szkoda), choć faktem jest, że - oprócz line-upu - to właśnie odpowiednio skrojona i przeprowadzona kampania marketingowa jest przepisem na sukces, a ona nigdy nie dzieje się sama.
Łyżką dziegciu niech będzie lekki pomruk niezadowolenia wśród festiwalowej publiczności, związany z dłuższymi niż zapowiedziane zostało to w harmonogramie przerwami technicznymi. Nikt raczej nie spodziewał się, że zajmą one krótką chwilę, dlatego nie do końca zrozumiałe (i dla mnie, i dla osób, z którymi rozmawiałam) było zakomunikowanie planu, według którego przepięcia miały zamknąć się w kwadransie. Co jednak zasługuje na odnotowanie - oba koncertowe dni rozpoczęły się bardzo punktualnie, a to również w przypadku wydarzeń jazzowych wcale nie jest normą.
Nie było wśród festiwalowej publiczności odbiorców przypadkowych - była za to wspólnota słuchaczy, gotowych do zanurzenia się w muzyce niezależnie od tego, czy grany jazz podany był w wydaniu soulowym, elektronicznym czy tradycyjnym. Cieszy nie tylko poziom muzyczny Blue Summer Jazz Festival, ale i fakt, że udało się stworzyć przestrzeń dla spotkania i muzycznego dialogu. Czekamy na kolejny rok w kolorze blue!
Marta Szostak
- 2. Blue Summer Jazz Festival
- Park obok Starego Browaru
- 26-27.07
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025