Hasło "Made in Poznań" nie jest nowe. W roku 2011 było wykorzystywane w logo kampanii promocyjnej Konsorcjum Marki Poznań. Znane poznańskie firmy, rozpoznawalne w Polsce i na świecie, promowały wizerunek miasta i prowadziły wspólnie działania reklamowo-marketingowe. Przemyślane działania promocyjne spotkały się z pozytywnym odbiorem klientów, doceniła je też branża, a kampania otrzymała nagrody w kilku konkursach. Po latach siła konsorcjum chyba się wyczerpała, a hasło "Made in Poznań" zniknęło z obiegu.
Jednak właśnie wróciło i to w wielkim stylu, za sprawą książki Lucjana Morosa. Tytuł i kolorowa okładka z rozpoznawalnymi etykietami i logotypami przyciągają wzrok. Z łatwością odnajdziemy ją na półce i w witrynie księgarni, ale także w sklepach internetowych. Jestem pewien, że przed świętami Bożego Narodzenia wielu poznańskich gwiazdorów zwróciło na nią uwagę i natychmiast kliknęło "kup", uznając, że będzie to świetny prezent pod choinkę. Myślę, że trafili w dziesiątkę.
Autor przywołuje historię kilkunastu znanych poznańskich firm i ich najpopularniejszych produktów. Na ponad 200 stronach przeczytamy o czekoladach Goplany, ziołach z Herbapolu, płaszczach z Modeny, kosmetykach Polleny-Lechii, samochodach Tarpan, oponach Stomilu, sklepach Społem, bateriach Centry czy wódce Wyborowej. Każdy z rozdziałów poświęcony jest innej marce - najpierw przedstawiona jest historia firmy, potem poznajemy (lub przypominamy sobie) jej najsłynniejsze wyroby.
Moros sięgnął do początków działalności opisywanych przedsiębiorstw, do pierwszych lat XX wieku, a w niektórych przypadkach nawet do czasów bardziej odległych. Tak jest np. w przypadku słynnej firmy jubilerskiej Wojciecha Kruka, której początki sięgają 1840 roku i niewielkiej pracowni mieszczącej się przy ul. Wodnej, produkującej wtedy wyłącznie naczynia liturgiczne, m.in. monstrancje, kielichy i relikwiarze.
Opowieści są zbudowane chronologicznie. Najpierw poznajemy okres działalności firm po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, kiedy poznański biznes wykorzystał czas prosperity do dynamicznego rozwoju i inwestycji wewnętrznych. Potem przyszedł światowy kryzys finansowy, z którego mniejsze i większe firmy wychodziły bardzo długo, bo aż do lat 30.
Kolejny to trudny i tragiczny okres wojny i okupacji, gdy polskie zakłady przejęli Niemcy, którzy przez ponad pięć lat bezlitośnie je eksploatowali, by wreszcie na początku 1945 roku, spodziewając się nadejścia Armii Czerwonej, wywieźć najcenniejszy sprzęt i zasoby do Rzeszy. To, co ocalało po Niemcach, próbowali jeszcze rabować Sowieci, ale poznaniacy bohatersko stanęli w obronie swoich zakładów i - jak wynika z przytoczonych faktów - często udawało im się powstrzymać tych bardziej rozsądnych lub mniej zapalczywych "trofiejszczyków".
Po tragicznych czasach wojny nadszedł stalinizm, a po nim lata PRL-u, gdy państwo ograniczyło prywatną przedsiębiorczość i przejęło wszystkie firmy zatrudniające powyżej 50 pracowników. W tych latach znowu wiele renomowanych poznańskich firm desperacko walczyło o przetrwanie, o zachowanie chociażby szczypty niezależności, a przede wszystkim o utrzymanie produkcji swoich najlepszych i najpopularniejszych wyrobów, co w czasach komunizmu nie było przecież takie oczywiste.
Wreszcie doszło do przełomu politycznego w 1989 roku, upadku systemu socjalistycznego, krachu gospodarki centralnie sterowanej i włączenia Polski do systemu gospodarki rynkowej. W kilku przypadkach autor dociera do lat późniejszych, nawet do roku 2022, kiedy zapewne kończył pisanie książki. Wspomina m.in. o rozpoczętej niedawno budowie bloków mieszkaniowych na terenie fabryki Modeny czy likwidacji zabudowań fabryki Goplana i budowie w tym miejscu osiedla.
Smutne, ale bardzo pouczające są historie firm, które nie przetrwały okresu transformacji ustrojowej i upadły na początku lat 90. Tak stało się np. z Poznańską Fabryką Maszyn Żniwnych, która zakończyła działalność w 1992 roku. Jej produkty nie odpowiadały potrzebom rynku, rolnicy chcieli kupować maszyny nowoczesne i niezawodne, a do tego ładne. PFMŻ nie zdążyła się dostosować, przekształcić i musiała zniknąć. Jednak, co zaskakujące, większość renomowanych poznańskich firm przetrwała ten czas, choć nie było łatwo. O ich potencjale świadczy fakt, że wiele z nich działa do dzisiaj i odnosi sukcesy biznesowe nie tylko w Polsce, ale i zagranicą.
Przetrwanie, szczególnie lat 90., to niewątpliwie ogromny sukces poznańskiej przedsiębiorczości, potwierdzający obiegową opinię o gospodarczej sile miasta i przedsiębiorczości jego mieszkańców. Był to bowiem okres błyskawicznie zmieniających się warunków gospodarczych, bezpardonowych działań konkurencji zagranicznej, dysponującej niemal nieograniczonym kapitałem i dążącej do przejęcia, a jeszcze chętniej do "wycięcia" konkurentów.
Utrzymanie się w biznesie w takich warunkach wymagało długotrwałych i wyprzedzających działań zaradczych, mądrych decyzji ekonomicznych, dokonania skomplikowanych przekształceń własnościowych, przeprowadzenia zmian systemowych w zarządzaniu, a często także bardzo dotkliwych społecznie zwolnień pracowników. Kto działał, przetrwał. Kto czekał, znikał...
W Made in Poznań warto zwrócić uwagę na didaskalia. Dowiadujemy się z nich, że wiele firm miało własne przedszkola, żłobki, świetlice i domy kultury, wydawało gazety, prowadziło drużyny sportowe. Kiepskie wynagrodzenia rekompensowano pracownikom nieosiągalnym dzisiaj "socjalem" - wczasami w zakładowych ośrodkach nad morzem, koloniami dla dzieci, wycieczkami i rajdami terenowymi. W wielu firmach były ambulatoria, w których pracował lekarz zakładowy i pielęgniarka, a większe fabryki, jak Stomil czy PFMŻ, prowadziły biblioteki dla pracowników i miały księgozbiory liczące po kilkanaście, a nawet ponad 20 tysięcy tomów!
Wśród przywołanych ciekawostek znajdziemy m.in. historię współpracy firmy Stomil ze słynnym podróżnikiem Kazimierzem Nowakiem, który w latach 1931-1936 odbył wyprawę do Afryki, przemierzając ten kontynent na rowerze - najpierw z północy na południe, a potem z południa na północ. Nowak pokonał ponad 40 tysięcy kilometrów, a udało się to tylko dzięki temu, że Stomil był jego sponsorem.
Nie był to sponsoring wyłącznie na papierze, lecz realna pomoc, bo firma wspierała podróżnika, regularnie wysyłając do Afryki komplety opon rowerowych. Nowak wykorzystał opony Stomilu do objechania Afryki. Stomil wykorzystał wyprawę Nowaka do reklamowania swoich opon rowerowych, drukując ulotki reklamowe z hasłem: "Na stomilach poprzez pustynie, góry i dżungle Afryki". Oto przykład wręcz modelowej współpracy w poznańskim stylu.
W książce znajdujemy też historię, która z pewnością wywoła uśmiech na twarzy każdej poznańskiej pyry. Chodzi o eksperymentalny projekt zakładający wykorzystanie ziemniaków (!) do produkcji opon samochodowych, zamiast drogiego i sprowadzanego z dalekich krajów kauczuku. W 1939 roku firma zaprezentowała na Targach Poznańskich opony z kauczuku syntetycznego, powstałego przy obróbce ziemniaka. Niestety wojna, która rozpoczęła się już kilka miesięcy później, przerwała realizację tego innowacyjnego projektu.
Szkoda, że w książce zabrakło historii zakładów Cegielskiego, najbardziej poznańskiego z poznańskich przedsiębiorstw. Zapewne dlatego, że zamysłem autora było przedstawienie firm i produktów przeznaczonych dla indywidualnego klienta. O ile piwo, proszek do prania, kosmetyki, ubrania czy czekoladę kupuje raz na jakiś czas każdy z nas, to tylko nieliczni mają okazję kupić lokomotywę, wagon kolejowy czy silnik okrętowy.
Made in Poznań może być przyczynkiem do refleksji nad przemijaniem: ludzi, marek, symboli, miejsc, ale także impulsem do postawienia odważnej tezy, że dobry produkt zawsze się obroni. Oby hasło "Made in Poznań" oznaczało zawsze "jakość", a nie "jakoś".
Szymon Mazur
- Lucjan Moros, Made in Poznań
- Dom Wydawniczy Księży Młyn
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023