Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Z betonu w pył się obrócisz

Wystawa Kamili Kobierzyńskiej Piątkowo to wizualna opowieść o odszukiwaniu minionego piękna idealnej dzielnicy Poznania. Dziś Piątkowo jest architektonicznie zabałaganione, kulturalnie wykluczone, a także zdegradowane przez upływ czasu. Subtelne, senne fotografie artystki wraz z trwaniem ekspozycji podlegają coraz dalej idącym procesom chemicznym. Stopniowo tracąc swą czytelność, giną na naszych oczach - tak, jak imponująca koncepcja osiedla modernistycznego utonęła w jej postmodernistycznych, nierzadko chaotycznych rozbudowach i przybudówkach.

Zdjęcie z wystawy "Piątkowo". Przedstawia jeden z piątkowskich bloków, efekt jest naświetlony. - grafika artykułu
Wystawa "Piątkowo", fot. materiały prasowe

Od 2014 roku Kobierzyńska współtworzy II Pracownię na Wydziale Fotografii Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, bazującą na dawnych procesach fotograficznych. Prowadzi również Pracownię Fotografii w Centrum Kultury Zamek, która także w dużej mierze jest poświęcona tradycyjnym technikom wykonywania zdjęć.

Prace Kamili Kobierzyńskiej z serii Piątkowo są trójwymiarowe. Na wystawę trafiło trzynaście kwadratowych wydruków c-print w formacie 50x50 cm. Artystka zrobiła je w oparciu o analogowe, czarno-białe fotografie wykonane aparatem średnioformatowym. Potem na wydruki została naniesiona warstwa wosku mineralnego. Reagując z papierem, wosk niszczy go, a sam pęka. Dochodzi też do nieregularnych wypukłości na jego powierzchni, gdy powietrze dostaje się między papier a wosk. Prace stają się przez to organiczne, wymykając się pierwotnemu gestowi fotografki i żyją odtąd własnym, osobliwym życiem przedmiotów.

- Naświetlanie tych zdjęć na negatywie, ich wywoływanie miało dużo większy sens i spójność w związku z tym, co później z nimi zrobiłam. Wosk na zdjęcia też wylewałam samodzielnie. Byłam już zresztą pytana o to, kto takie rzeczy robi w Poznaniu. Miałam chęć, aby poeksperymentować z takim tworzywem. Wosk jest w tych pracach symboliczny: z jednej strony coś przesłania i zlepia, a przy tym jest dość kruchy. Obcując na żywo z pracami widać, jak duży ma wpływ na obrazy. Gdy patrzymy na nie pod kątem, to z takiej perspektywy podlegają one jeszcze dalszym zniekształceniom - tłumaczy.

Degradacja architektury "idealnej"

Do Poznania Kobierzyńska przyjechała dziewięć lat temu na studia. Od tego czasu mieszkała już w różnych dzielnicach miasta - na Jeżycach czy w centrum. Około dwa i pół roku temu przeprowadziła się na obrzeża Piątkowa, na osiedle Winiary. Podczas spacerów na północy Poznania zachwyciła się architekturą modernistyczną i założeniem, w którym jest miejsce na dużo przestrzeni między blokami, przez co i na wiele zieleni. Wydawało jej się ono bardzo wyróżniające na tle odbioru współczesnej architektury.

- Pochodząc z małej miejscowości pod Opolem, nie miałam styczności z tego typu założeniami architektonicznymi. Ziemia opolska jest mocno wykorzystywana pod rolnictwo, gęsto zaludniona. I choć ma ciekawą historię pałaców i dworków władców ziemskich, to we współczesnej architekturze trudno znaleźć tu przykłady dobrych projektów. To unikatowe, że w Poznaniu w ten sposób wygląda spora część miasta, praktycznie cała północ. Widać też wyraźną granicę, gdzie ta urbanistyka zaczyna się i kończy. Na Piątkowie, podczas realizacji zdjęć do projektu, odpoczywałam po przebywaniu w centrum, od przepływu dużej ilości spieszących się ludzi. W tej dzielnicy czas płynie inaczej i ma ona inną atmosferę, zapewne dlatego, że mieszka tam wiele starszych osób. Człowiek czuje się tam bardziej domowo i przyjaźniej, niż w innych częściach Poznania - przyznaje.

Kobierzyńską uderzyła nieumiejętność zarządzania przestrzenią Piątkowa - dobrem architektonicznym, które po przyjściu postmodernizmu podległo chęci wykorzystania przestrzeni do cna, zużycia każdego wolnego kawałka, a także agresywnym, nieprzemyślanym modernizacjom. Otrzeźwiło ją to w idealistycznej wizji postrzegania tego niegdyś zapewne bardzo pięknego osiedla. Jako wyraźny przykład takich działań fotografka podaje przedszkole nr 163 Baśniowy Zamek. - Faktycznie przypomina ono zamek, ale nie historyczny, a z bajek dla dzieci. Jest to przy tym dość mocno odważne kolorystycznie, a czerwienie przełamane są zielenią i żółcieniami. Pierwotny układ kolorystyczny budynków opierał się o szarości, surowy beton, beżowe mozaiki na które składały się szare płyty na powierzchni wielkiej płyty. Te wszystkie współczesne "plomby" mocno zaburzyły oryginalny układ. Tego typu działania wyrywają obiekty architektoniczne ze spójnego niegdyś krajobrazu Piątkowa - zauważa.

To wszystko, co powstawało na Piątkowie w późniejszym czasie, to też przybudówki przy blokach, mieszczące sklepy i miejsca użyteczności publicznej, czy dość odstające od architektury osiedli blaszane pawilony, jakby tymczasowe w charakterze swych prowizorycznych konstrukcji. Oczywiście pełnią one pożyteczną funkcję zaplecza dla mieszkańców i dzięki nim nie muszą oni po wszystkie sprawunki wybierać się dalej, poza swoje osiedla. Niemniej - niszczą urbanistyczny krajobraz Piątkowa.

Zdaniem Kobierzyńskiej spójność osiedli najbardziej rozbija jednak Pestka. - Jest postawionym między nimi przecinkiem. Choćby ta wyrwa wizualna, która jest między osiedlami Batorego I i Batorego II, czyli przy sławnym Tesco. Ta przestrzeń jest kolorowa, a przy tym bardzo zaniedbana. To zresztą problem przestrzeni publicznych nie tylko Poznania, ale i wielu innych polskich miast - mówi.

Jako inny przykład artystka podaje Rataje. - One też całkiem dobrze funkcjonowały w założeniach modernistycznych. Również i one są teraz modernizowane, a bloki są ocieplane i tracą swój pierwotny charakter, nieodłączny element pastelozy to w Polsce nadal duży problem, lecz chyba tak oczywisty, że mało kto już o nim mówi. Być może teraz bardziej zajmującym zagadnieniem jest to, jak zaradzić kolejnemu - taniej wielomieszkaniowej deweloperce. To, że Rataje znajdują się bliżej centrum sprawia, że mieszka tam zdecydowanie więcej młodych ludzi. W moim osobistym odczuciu jednak to Piątkowo "wygrywa" - przyznaje.

Oczy łakną czegoś nowego

Piątkowo było dla Kobierzyńskiej pracą bardziej sensualną niż konceptualną. Nie pochodząc z Poznania, fotograficzne spacery po dzielnicy traktowała jako wizytację kogoś, kto do niej przychodzi z zewnątrz i się nią zachwyca, równocześnie patrząc na nią świeżym okiem. Chciała to spojrzenie zachować, dlatego nie zagłębiła się przy tym projekcie artystycznym w warstwy konceptualne i nie odnosiła się do innych twórców związanych dość mocno z Piątkowem. Najbardziej charakterystycznym jest Wojciech Bąkowski, który poświęcił tej dzielnicy wiele wierszy, piosenek swojej grupy KOT (dotyczących band grasujących na trasie budowy Pestki), obrazów, rysunków i animacji.

Początkowo wystawa miała zawierać też suplement w postaci publikacji, w której zebrana byłaby większość fotografii wykonanych przez Kobierzyńską na Piątkowie. Przez dwa lata zużyła kilkanaście negatywów średnioformatowych, wykonując na nich ponad sto zdjęć. Stwierdziła jednak, że zaprezentowanie publikacji byłoby zbyt tautologiczne i odkryłoby przed widzem to, w jaki sposób obrazy zostały zrobione i "jak to wszystko wygląda". Nie chciała ujawniać procesu, któremu poddała fotografie. Wosk użyła przecież po to, aby zakryć rzeczy, które są niekorzystne i przywrócić połączenie osiedli Piątkowa z ideą modernizmu i założeniem, wedle którego powstały tam bloki: jako nowej, idealnej przestrzeni Poznania dla jego mieszkańców.

- Starałam się nie powtarzać tych samych elementów. Podczas kolejnych spacerów za każdym razem szukałam czegoś nowego. Towarzyszyła temu jednak lekka frustracja, bo cały czas w głowie miałam poprzednie kadry. Choć wiedziałam, że moje oczy łakną czegoś nowego, trudno było to znaleźć. Jednocześnie chciałam zachować estetykę, kompozycyjną spójność. Było to nierzadko zadaniem niełatwym z powodu wizualnych przeszkadzajek w postaci reklam, banerów deweloperów czy ulic przecinających osiedla - wspomina fotografka.

Na zdjęciach z serii Piątkowo pojawiają się charakterystyczne elementy dzielnicy. To choćby ptaki namalowane na budynku jednej ze szkół. Można też rozpoznać specyficzne napisy - takie, jak "ZAKAZ WSTĘPU NA SKARPĘ" czy "ZAKAZ GRY W PIŁKĘ". - Wydaje mi się, że takie napisy zwykle nie mają sensu, bo nikt sobie z nich nic nie robi. Jednego popołudnia spędziłam przy tej skarpie zresztą więcej czasu, a dzieciaki biegające w okolicy w ogóle na ten napis nie zwracały uwagi i korzystały z niej. Widać było, że ta przestrzeń należy do nich. "Zakaz gry w piłkę" to z kolei jeden z napisów na wielkiej płycie, który pojawia się na wszystkich osiedlach - zapewne z racji hałasu, który wywołują bawiące się dzieci. Jak o tym opowiadam, to zresztą się uśmiecham, bo taki sam widnieje na budynku, w którym mieszkam. Oczywiście - nie przeszkadza mi to i myślę, że są prawa dla pewnego wieku i nie należy powstrzymywać dzieciaków przed grą w piłkę, a także wszystkich innych do korzystania z przestrzeni wokół ich miejsca zamieszkania - stwierdza Kamila Kobierzańska.

Marek S. Bochniarz

  • wystawa Kamili Kobierzańskiej Piątkowo
  • 13.07-3.08, g. 11-19
  • CK Zamek, Laboratorium w zachodnim skrzydle
  • wstęp wolny

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020