"École de Paris - jest fenomenem, który wymyka się prostym definicjom. Nie mamy bowiem do czynienia z żadną szkołą, modelem kształcenia, relacją mistrz - uczeń, ani nawet z jednolitą tendencją artystyczną, stylem czy manierą" - czytamy w zapowiedzi wystawy przygotowanej w ramach XXVII Dnia Judaizmu w Galerii Sztuki Współczesnej Akademii Lubrańskiego. Kuratorem École de Paris. Artyści polsko-żydowscy jest Artur Tanikowski.
Ekspozycja porusza ciekawy w historii sztuki temat, jakim jest środowisko artystyczne polsko-żydowskich twórców, którzy na początku XX wieku zdecydowali się wyjechać do stolicy Francji i którzy choć nie współtworzyli jednej, rozpoznawalnej na tle innych grupy czy ruchu, dali się zapamiętać jako członkowie tzw. szkoły paryskiej. Artyści, których prace zaprezentowano, wyjeżdżali do Paryża, by spróbować swoich sił w wielkim świecie. I byli do tego dobrze przygotowani. Wielu z nich kształciło się w pracowniach najlepszych, wśród których wymienić można m.in. Jacka Malczewskiego, Józefa Mehoffera, Józefa Pankiewicza czy Teodora Axentowicza. Jako twórcy byli otwarci i gotowi szukać nowych rozwiązań. Działalność zarówno w środowisku żydowskim, polskim, też międzynarodowym - jak można sądzić - była jednym z czynników mających wpływ na podejmowanie przez nich decyzje i rewolty. Swoją sztukę mogli nieustannie konfrontować z wielością rozwiązań proponowanych przez innych, obserwować i uczyć się. Stykali się z twórczością artystów, którzy wyłamywali się z ciasnych ram, a na kartach historii sztuki zapisali się jako wywrotowcy, bez których prac trudno byłoby wyobrazić sobie dzisiaj najważniejsze muzea czy galerie.
Kontekst czasu i przestrzeni, uwarunkowania społeczne, polityczne, a nawet gospodarcze - wszystko to rzecz jasna stanowi tło wydarzeń, rozgrywających się na arenie sztuki. I nie ukrywajmy - jest to temat ciekawy i pociągający. A z uwagi na fakt, że możemy go dzisiaj rozpatrywać z pewnego dystansu, wiedząc, co działo się wcześniej i co nastąpiło później, ciężko dziwić się, że jest interesującym problemem badawczym. Na wystawie jednak ograniczono informacje tego typu do niezbędnego minimum. Ot, jedna plansza z najbardziej podstawowymi wiadomościami. A do tego oszczędna aranżacja, przy której jej autor Raman Tratsiuk, nie pozwolił sobie na żadne "ekscesy". I wcale nie są to zarzuty. To prawda, że widzowie, którzy preferują wystawy, na których tzw. jeden tekst wiodący goni kolejny, mogą poczuć się nieco zawiedzeni. Jednak dzięki takiemu podejściu kuratorskiemu dzieje się rzecz najważniejsza. Odbiorca w ciszy, bez jakichkolwiek rozpraszaczy w postaci atrakcyjnych, ale mimo wszystko odciągających uwagę elementów, może autentycznie skoncentrować uwagę na poszczególnych kompozycjach. Wchodzi w relację z dziełem sztuki, które jako takie podkreśla swoje istnienie - pulsuje kolorami, formami, wewnętrzną treścią. Żadnych życiorysów czy analiz dzieł podanych na tacy. Zamiast tego dialog, prowadzony zarówno z bliska, jak i w oddaleniu. W każdym z tych przypadków jednak coś ujawniający.
Co ciekawe, zaakceptowanie takiej formy oglądania wystawy i zachęty do konfrontowania się ze sztuką, ma wartość mobilizującą. Można poczuć się zmotywowanym do samodzielnego poszukiwania analogii i różnic - nie tylko pomiędzy artystami, ale nawet w obrębie obrazów jednego twórcy. Doskonałym tego przykładem jest chociażby jedna z czołowych postaci dla École de Paris - Mela Muter, która w przeciwieństwie do swoich kolegów, była w dużej mierze samoukiem. Na wystawie zaprezentowano wiele jej dzieł, skrajnie od siebie różnych. Wystarczy spojrzeć na Autoportret w świetle księżyca, namalowany jeszcze przed wyjazdem do Francji, i Ucieczkę do Egiptu. Port rzeczny la Vilette z 1938-1939 roku.
Obrazy w dużym stopniu pogrupowano z uwzględnieniem ich tematyki. Nie są za to ułożone chronologicznie, co zmusza do skupienia uwagi, nierzadko powrotu do tego, co widziało się przed momentem. Wspomniana Ucieczka do Egiptu pozwala też na prześledzenie procesu twórczego jako takiego - pokazano bowiem także szkic do tego płótna, uwydatniający możliwości artystki, która operowała szeroką gamą form. Możemy zobaczyć również martwe natury autorstwa Muter oraz kompozycje z powtarzającym się i u innych twórców motywem macierzyństwa - także tego ujętego w ramy przedstawienia religijnego, do którego zaliczamy pietę.
Silną reprezentację twórców na wystawie stanowi grupa artystów, którzy malowali portrety. Świadczą one o ogromnej różnorodności w szkole paryskiej i - jak w przypadku Muter - w obrębie sztuki jednego twórcy. Odniesienie do klasycznych tematów, do których włączyć trzeba obok portretu także martwą naturę, pejzaż, sceny rodzajowe i religijne, było w tym gronie powszechne. Nie da się przejść obojętnie obok niejednokrotnie drastycznie odmiennego podejścia do form jakimi się posługiwali. Wystarczy spojrzeć na poetycką Narzeczoną Rajmunda Kanelby, Autoportret Alicji Halickiej i portrety autorstwa Leopolda Gottlieba, który w ciągu dekady był w stanie stosować zupełnie różne środki wyrazu - od tych realistycznych, ale jednak swobodnych, wskazujących na cechy charakterystyczne i emocjonalne portretowanych, do tych redukujących szczegóły postaci, choć nadal przesyconych emocjami, co widać chociażby w przypadku Chrystusa jako żebraka czy późniejszych Postaci w ogrodzie. Również pejzaż daje okazję do tego, żeby zaobserwować szerokie spektrum form wykorzystywanych przez artystów. Mamy tu m.in. geometryzujące krajobrazy Henriego Haydena czy swobodne, ekspresyjne płótna Muter i sielankowe kompozycje Eugeniusza Zaka z wyczuwalnymi inspiracjami sztuką Cézanne'a.
Wymieniam tu zaledwie część obrazów i nazwisk obecnych na wystawie. Prezentacja pozwala samodzielnie dojść do ważnych wniosków nie tylko na temat artystów, ale też stworzonych przez nich dzieł. W dogodnych warunkach szukać można między nimi powiązań, ewolucji i odmienności, układających się w niezwykłą opowieść.
Justyna Żarczyńska
- Wystawa École de Paris. Artyści polsko-żydowscy
- kurator: Artur Tanikowski
- Galeria Sztuki Współczesnej Akademii Lubrańskiego - Muzeum Archidiecezjalne
- czynna do 12.04
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024