Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Sztuka jest, szukaj!

Kupujmy sztukę! Nie po omacku, nie za wszelką cenę, nie byle gdzie. Jeśli nas stać, to znaczy, że musimy się w kupowaniu podszkolić. Jeśli nie stać, pomyślmy, czy jest tak na pewno? Ciekawa studencka grafika może być początkiem wspaniałej kolekcjonerskiej przyjaźni z pięknymi przedmiotami. Bo inwestycja w sztukę jest dobrą inwestycją tylko wtedy, kiedy nie jest jedynie inwestycją.

. - grafika artykułu
Michał Martychowiec, "All is history", 2012, neon, fot. Rodríguez Gallery

"Wpływ na rynek sztuki mają nie tylko galerie komercyjne i domy aukcyjne, ale także galerie niekomercyjne, publiczne i prywatne kolekcje, media, polityka kulturalna, wielkie przeglądy i festiwale sztuki" - pisał Grzegorz Dziamski w 2011 roku. Dzięki Wam, czytelnicy IKS-a i kulturapoznan.pl, wróciłam na rynek sztuki, by znów porozmawiać z rynkowymi graczami. W podobny sposób wiedzę o rynku zdobywałam, pisząc książkę Sztuka czy biznes? Sekrety antykwariuszy. O komentarz na temat aktualnej sytuacji poprosiłam obserwatorów i działających na rynku. Janusz Miliszkiewicz, najważniejszy dziennikarz rynku sztuki w Polsce, doradził, jak rozsądnie kupować i sprzedawać. Z kolei Bogna Błażewicz z Galerii Miejskiej Arsenał opowiedziała o kolekcji galerii.

Dominują opinie, że krajowy rynek koncentruje się na polskiej sztuce i ta tendencja się pogłębia. Ilościowo prym wiedzie sztuka młoda, coraz większym powodzeniem cieszy się powojenny design. Pandemiczny rok był niełatwy dla rynku sztuki, który w Polsce systematycznie się kurczy. Dlatego sprzedawcy bardzo się starają, a kupujący mają lepszą pozycję. W Polsce ton nadaje warszawski dom aukcyjny Desa Unicum. Jeśli próbują ożywić rynek plakatu czy rzeźby i odzew jest mizerny, to te segmenty na rynku czasowo tracą popularność. Obroty Desy - nawet przy spadku cen - są wciąż imponujące. Stąd też nieobecność Desy Unicum na jedynych ogólnopolskich targach: Warszawskich Targach Sztuki jest dużym nieporozumieniem. W Poznaniu odczuwa się brak domu aukcyjnego. Lukę tę w naszym mieście wypełniają aukcje charytatywne, z aukcjami dla Domu Autysty i Aperio na czele. Zakupów dzieł sztuki można też dokonać w internecie oraz na giełdach antyków.

Przeniesienie się rynku do internetu wieszczono niegdyś w ponurym tonie. Antykwariusze z rozrzewnieniem wspominają lata 90., kiedy jedynym objawem cyfryzacji było (niechętne) przenoszenie na dyskietki informacji o obiektach. Ale i tak była to rewolucja w porównaniu ze wcześniejszą koniecznością prenumerowania wszelkich katalogów i roczników aukcyjnych. A potem, około roku 2000, portal Artinfo zaczął katalogować wszystko, co było dostępne na rynku. Stworzono bazę wiedzy. Było to idealistyczne założenie rynku transparentnego, przejrzystego, z doskonałym przepływem i dostępem do informacji. Dziś wiemy, że w internecie też można manipulować informacjami, choć jeśli ktoś uważnie śledzi wędrówki przedmiotów po portalach i ofertach galerii, wyrobi sobie zdanie o ich faktycznej wartości. Podejrzane są zbyt szybkie powroty sprzedanych obiektów, opatrzone niższą ceną.

W tym roku furorę zrobił portal OneBid. W obliczu pandemii, zamknięcia wielu stacjonarnych placówek i przeniesienia sprzedaży do sieci wyrósł on na potężnego konkurenta Artinfo. W krótkim czasie rynek spuchł od wielu aukcji internetowych. Jeden z moich rozmówców, działający na rynku wtórnym, podkreślał wyższość takich portali nad OLX czy Allegro, gdzie kupuje i sprzedaje dużo osób "z przypadku", łowców okazji, chcących kupować za bezcen. Bo ważna jest transparentność, to, by za wirtualną transakcją stała konkretna firma, do której można zadzwonić, dopytać, by mieć pewność bezpiecznej przesyłki. Kluczowe jest tu zaufanie, kapitał społeczny takiej firmy. Takiej więzi transakcje internetowe nie stworzą, mogą je jedynie odtworzyć. W sieci szuka się okazji, a nie czystej przyjemności zakupu, jak to bywało w tradycyjnej galerii.

Po zamknięciu giełdy antyków w Starej Rzeźni na Garbarach nowym i ciekawym dla Poznania zjawiskiem jest pojawienie się dwóch giełd. Większość wystawców ze Starej Rzeźni przeniosła się w maju tego roku na cykliczny, comiesięczny targ przed centrum handlowym M1 przy ul. Szwajcarskiej. Na parkingu, pod gołym niebem (co bywa niekomfortowe), znajdziemy wielu sprzedawców i wybór towaru dorównujący najlepszym edycjom z czasów Starej Rzeźni. Kupcy i wystawcy cenią sobie obecność małej gastronomii i sanitariatów, a nade wszystko dobre skomunikowanie giełdy - bliskość innych sklepów, przystanków tramwajowych, autostrady i tras wylotowych.                                                                                                                                    

Drugie, mniej znane miejsce to giełda antyków i staroci przy ul. św. Michała. To inicjatywa wieloletnich handlarzy, którzy stworzyli miejsce spotkań działające w każdy weekend. Zadaszone boksy umożliwiają odwiedzanie giełdy niezależnie od pogody i magazynowanie towaru. Atutem jest obecność sprawdzonych sprzedawców i darmowy parking. Minusem - słabe skomunikowanie giełdy. Dojazd tramwajem wymaga jeszcze dłuższego spaceru, a teren wokół hali nie sprzyja handlowaniu. Giełda na św. Michała oferuje szerszy wybór mebli antycznych z różnych epok, także po konserwacji, za to targ przed M1 lepiej sprawdzi się, gdy szukamy powojennego designu i różności, przedmiotów "z duszą". Ostrożnie, w jednym i drugim miejscu, podchodźmy do zakupów malarstwa.

Bogna Błażewicz, Galeria Miejska Arsenał w Poznaniu

Kolekcja Arsenału ma około 70-letni staż, z pewną przerwą. W latach 90. i pierwszej dekadzie XXI wieku była wyprzedawana na aukcjach, szukano bowiem pieniędzy na cele statutowe. Aukcje te były popularne z powodu niskich cen. Obecny dyrektor Arsenału, Marek Wasilewski, postanowił wskrzesić kolekcję, dbając, by w przyszłości nie uległa ona rozproszeniu. Wystawa Lochy Arsenału pokazywała resztki rozproszonych zbiorów. Zaczęliśmy pisać wnioski do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Pierwszy z nich przepadł, mimo otrzymania wielu punktów, ale dyrektor się nie poddał i z pieniędzy miejskich kupiliśmy kilka prac wideo Leszka Knaflewskiego i część cyklu Recycled news Jarosława Kozłowskiego. Jedną pracę podarowała nam Liliana Piskorska, co jest o tyle wyjątkowe, że obecnie nie ma zwyczaju przekazywania prac artysty po jego wystawie. W tym roku zakupiliśmy z dotacji MKiDN: asamblaż Jarosława Kozłowskiego Nieobecny, film Izabelli Gustowskiej z cyklu Względne cechy podobieństwa oraz dwie grafiki z tego samego cyklu i wreszcie pracę Rafała Jakubowicza Bauhaus. W ramach miejskiej dotacji inwestycyjnej nabyliśmy prace Diany Lelonek, Wojciecha Doroszuka oraz Piotra Bosackiego. Najnowsze, interwencyjne zakupy związane ze wsparciem artystów w czasie pandemii, w ramach miejskiego programu "Poznań wspiera",  zaowocowały włączeniem do kolekcji prac m.in. Jany Shostak czy Franciszka Orłowskiego. Kupione dzieła chcemy pokazać na wystawie.

Co ważne, kolekcja ma swój program, zapewniający jej spójność. Twórcą programu jest dyrektor Arsenału, ale zakupy są konsultowane z Radą Nabytków, tworzoną przez: Marka Wasilewskiego, Justynę Makowską, Wojciecha Szafrańskiego, Marię Taszycką i Monikę Szewczyk. Celem kolekcji jest prezentacja poznańskiego środowiska, zarówno jego niezależnych galerii, jak i otoczenia Uniwersytetu Artystycznego. Kolekcjonujemy prace artystów związanych z legendarnymi już dziś poznańskimi galeriami, prace wybitnych pedagogów tutejszej uczelni artystycznej, jak i ich zdolnych uczniów. Planujemy wnioskować do ministerstwa zakup prac artystów z grupy Penerstwo: Wojciecha Bąkowskiego, Radka Szlagi i Izy Tarasewicz. Być może uda się w przyszłości wyjść również poza środowisko poznańskie...

Janusz Miliszkiewicz, dziennikarz "Rzeczpospolitej"

Niestety nie ma w Poznaniu domu aukcyjnego, a dziś one liczą się przede wszystkim. Dobrym przykładem jest tu Desa Unicum. Jej przewaga logistyczna i innowacyjna jest znacząca. Jest teraz aukcja współczesnych odlewów rzeźb Edgara Degasa. Czy inne firmy zrobią podobnie i zaczną importować ze świata sztukę o ponadnarodowym znaczeniu? Przykład Desy to pozytywny wzór zaszczepiania w kraju obcej sztuki, na przykład popularyzacja dorobku Victora Vasarely'ego. Ton nadaje wciąż portal Artinfo. Ale brakuje na rynku pogłębionej analizy i dyskusji nad zmianami, jakie stwarza obrót w internecie.

Sieć pozwoliła nie odwoływać aukcji po wybuchu pandemii. Antykwariat Wójtowicz z Krakowa zorganizował aukcję na OneBid i uzyskał dzięki temu radykalnie wyższe obroty. Można było uniknąć kosztów: wynajmu sali, cateringu, transportu. Jest to trend bardzo chwalony przez antykwariuszy. Z drugiej strony dostrzegam negatywne zmiany obyczajowe: w przeciwieństwie do aukcji stacjonarnych, nie ma już bezpośrednich spotkań, jak na przykład podczas aukcji antykwariatu Lamus w Bibliotece Narodowej, gdzie można było porozmawiać z nestorami kolekcjonerstwa, wymienić uwagi. Niegdyś Artinfo syntetyzowało ofertę z kraju, bo były tam oferty wielu firm. Obecnie można odnieść wrażenie, że część firm ogłasza się wyłącznie na swoich stronach. To pozorna oszczędność! Rozproszona reklama jest mniej skuteczna! Nie każdego stać na zmasowany atak reklamowy, jak Desę Unicum. Wciąż jednak na Artinfo.pl mamy najważniejszą ofertę: na przykład ostatnio przetłumaczony na polski katalog francuskiego domu aukcyjnego Millon & Associes.

Jest coraz więcej podmiotów organizujących aukcje w internecie. Galerie i nowe prywatne przedsiębiorstwa chcą zrobić majątek. Sprzedawców przybywa, ale towaru już nie. Przykładem rynek książki. Od września do grudnia zwykle było 5-8 aukcji. Teraz jest kilkanaście. Czym to skutkuje? Jakość oferty jest niższa. Niepokoi też fakt, że niektóre renomowane firmy handlujące sztuką przestały drukować katalogi. To skutkuje brakiem dokumentacji dla uczestników rynku oraz naukowców. To moim zdaniem obniża prestiż firm. Rynek scentralizowany jest w Warszawie. Młodzi, którzy zdobyli rozgłos na przykład na promocyjnych aukcjach młodej sztuki w Łodzi, odpływają do stolicy, bo tam jest więcej klientów.

Raport Artinfo.pl informuje, że w pierwszym półroczu 43 procent wszystkich sprzedanych obiektów na aukcjach to była młoda sztuka. To wielka liczba! Na szczycie rankingów tej sztuki utrzymują się określone nazwiska artystów, którzy najwięcej zarobili. Ale nie widać tam następców Fangora, Andrzeja Wróblewskiego czy innych klasyków. Za to średnia cena prac to mniej niż dwa tysiące złotych, a zatem jest to sztuka dostępna. Moja rada dla klientów rynku: jeśli firma jest zasiedziała i z renomą, to mamy większą pewność, że przy nieporozumieniu uczciwie rozpatrzy nasze wątpliwości. Jeśli się wczytamy w regulaminy nowych firm handlujących w internecie, to one nierzadko deklarują, że nie odpowiadają za jakość towaru. Bezpieczniej jest korzystać z usług firm znanych i sprawdzonych na rynku!

Dorota Żaglewska

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020