Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Prosimy nie wyrzucać!

- Modernizm jest wciąż świeży, zwłaszcza gdy ożywi się go np. nowym wzorem obicia. Meblowanie wnętrza takimi sprzętami jest też kulturowym komunikatem właściciela: świadczy o świadomości znaczenia designu - mówi prof. Piotr Korduba*, historyk sztuki, dyrektor Instytutu Historii Sztuki Wydziału Nauk o Sztuce UAM.

, - grafika artykułu
Piotr Korduba, fot. archiwum prywatne

Design z lat 50. i 60. XX wieku od ponad dekady jest modny i poszukiwany. Sporo takich mebli jest jeszcze w uczelnianych gabinetach. W kierowanym przez Ciebie Instytucie wyszukujecie je i poddajecie systematycznej konserwacji w ramach nagłośnionej jeszcze w kwietniu akcji Ratujmy design. Pomysł spotkał się z dużym zainteresowaniem mediów i pasjonatów.

Nie spodziewaliśmy się aż takiego odzewu, ale to bardzo cieszy. Jest szansa, że do odnalezionych na uczelni okazów należących do stylu mid-century modern dołączą kolejne, które również odrestauruje współpracujący z nami na stałe gnieźnieński konserwator Jerzy Kaźmierczak. Efekty jego pracy widać m.in. w moim gabinecie.

Na czym mnie posadziłeś? To jakiś szczególny fotel?

Nie. To standardowy, pierwotny element wyposażenia tego pokoju, część klasycznego zestawu z lat 70. i 80, wyrób Zakładów Przemysłu Meblarskiego im. Gwardii Ludowej z Radomska. Podczas odnowy zmieniliśmy jedynie tapicerkę, by przełamać siermiężność, którą nadawało mu stare obicie. Fotel był tu od początku i służy nam nadal.

Nie tworzycie zatem rodzaju muzealnej kolekcji.

Odnowione meble nadal będą wyposażeniem naszego Instytutu, bo są nie tylko atrakcyjne wizualnie, niekiedy projektowane przez uznanych twórców, ale i bardzo trwałe. Poza drobnymi uszkodzeniami i zużytą tapicerką zachowały się całkiem dobrze. Wykonane z solidnego drewna, dzięki jednorodnemu materiałowi starzały się równomiernie, co odróżnia je od dzisiejszych sprzętów złożonych z wielu elementów: od plastiku, przez sklejkę po metal. Ponadto te stare sprzęty idealnie pasują do dwuokiennego modułu pomieszczeń zajmowanych przez nas w Collegium Novum. Są w sam raz.

Jednak wkrótce Instytut przeniesie się do nowej siedziby w willi obok Collegium Minus.

Ratowane przez nas meble będą nam służyć również tam. A naddatkiem tych sprzętów, jeśli będziemy mieli odpowiednio dużo miejsca, umeblujemy przestrzenie studenckie: korytarze, kąciki socjalne, co będzie mieć również walor edukacyjny. Być może powstanie jakaś mała ekspozycja.

Nie sprawdziły się więc słowa piosenki z 1966 roku o "mebelkach funkcjonalnych", które "wkrótce się rozlecą" z komedii Małżeństwo z rozsądku. Co zdecydowało o ich trwałości?

Meble, które trafiały na uczelnię, były seryjnie produkowane i przechodziły mnóstwo szczebli weryfikacji: od projektu, przez prototypowanie, opinie komisji Zjednoczenia Przemysłu Meblarskiego, wdrożenie, po finalną selekcję. Jeśli seria miała wady, produkcję wygaszano. W związku z tym, poza jednym wyjątkowym fotelem, mamy głównie wypróbowane sprzęty, bez unikatów z krótkich serii.

W PRL-u było jednak dużo mebli mniej udanych lub powtarzanych tak często, że stały się banalne. Czy pochylacie się również nad takimi przypadkami?

Tak. Jako pierwsi w kraju wprowadziliśmy historię designu do dydaktyki, ostatnio dostaliśmy grant na badania tych zagadnień z Narodowego Centrum Nauki. Będzie dotyczył wszystkich aspektów: projektowania, edukacji, produkcji i wystawiennictwa. Działając w Poznaniu i Wielkopolsce, czyli centrum polskiego meblarstwa, sprawdzimy, jak dochodziło do wdrożenia konkretnych koncepcji, dlaczego wycofywano pewne serie i co świadczyło o udanym bądź wadliwym projekcie.

Ogłoszenie akcji Ratujmy design niemal zbiegło się w czasie z przekrojową wystawą poznańskiego wzornictwa w Centrum Kultury Zamek, która trwa jeszcze do 12 września. Działaliście wspólnie?

To niezależne przedsięwzięcia. My działaliśmy od kilku lat, tyle że w mikroskali. W Instytucie dość szybko zorientowaliśmy się, że nowe sprzęty są mniej atrakcyjne niż te dawne. Do naszego środowiska już dwie dekady temu dotarła wiedza, że meble z lat 60. i 70. XX wieku mają wartości nieprzemijające. Znaczną część naszej akcji przeprowadziliśmy podczas pandemii, nie tylko w Instytucie, ale i w innych obiektach UAM, we dwoje z moją współpracowniczką, bez pomocy studentów. Zgromadziliśmy też stare telefony, szpulowy magnetofon Tesla oraz pojedyncze sztuki szkła użytkowego i dekoracyjnego. Dominują jednak meble. A na wystawie w Zamku prowadziliśmy  zajęcia ze studentami.

Poznańskie wzornictwo i wielkopolskie meblarstwo były kiedyś bardzo silne. W ostatniej dekadzie próbowano nawiązać do tego sukcesu, ale raczej nieskutecznie. Tutejsza School of Form właśnie wyprowadziła się do stolicy.

Bo chyba nie ma powrotu do sytuacji sprzed kilku dekad. Funkcjonujemy dziś w zupełnie innych realiach organizacyjnych i produkcyjnych. Ale i tak w Poznaniu są prężni producenci oraz rozpoznawalni twórcy. Ciekawe są też reedycje dawnych projektów, np. regału Rajmunda Hałasa. Trudno jednak konkurować m.in. z IKEĄ, choć oferta kilku wielkopolskich firm może stanowić współczesną, choć bardziej ekskluzywną odpowiedź na działania Szwedów.

Za taką reakcję możemy również uznać powrót do ratowanych m.in. przez Was form z lat 50. i 60. Nadal wyglądają nowocześnie.

Bo modernizm jest wciąż świeży, zwłaszcza gdy ożywi się go np. nowym wzorem obicia. Meblowanie wnętrza takimi sprzętami jest też kulturowym komunikatem właściciela: świadczy o świadomości znaczenia designu. To gest aspiracyjny.

W ten sposób meble w zamierzeniu łatwo dostępne i "demokratyczne" stają się dobrem wartościowym.

One nigdy nie były osiągalne tak łatwo, jak to planowano. Nawet przedmioty wielkoseryjne znikały ze sklepów, trzeba było je "załatwiać" lub wystać w kolejce. Zresztą i dziś jest różnie. Można kupić je na aukcji, z certyfikatem, ale i pozyskać za darmo: na ulicy, wystawione przy śmietniku.

Przed śmietnikiem trzeba też ratować cenne dokumenty.

I tak się dzieje. Dzięki nagłośnieniu akcji trafiają do nas sygnały o dokumentacji projektowej w prywatnych zbiorach, dziedziczone przez osoby, które nie bardzo wiedzą, co zrobić z tym materiałem. Być może zaczniemy przejmować te dokumenty, póki co posłużą nam do badań nad poznańskim designem. A finalnie trafią zapewne do innych instytucji.

Jest ich sporo: Muzeum Sztuk Użytkowych, Muzeum Historii Miasta Poznania, cyfrowe repozytorium CYRYL...

Myślę, że spadkobiercy zwracają się ze spuścizną również tam, zatem powinniśmy się wzajemnie o tym informować. Trzeba się spotkać i omówić zasady przyszłej współpracy. Fakt, że ogłoszenie naszej mikroakcji wywołało szeroki odzew, pokazuje, że musi ona przerodzić się w działanie systemowe.

Rozmawiał Jakub Głaz

*prof. Piotr Korduba - historyk sztuki, zajmuje się kulturą zamieszkiwania, wzornictwem, niemiecko-polskimi relacjami artystyczno-historycznymi, a także problematyką miejską.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021