Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Bez przesady z tą estetyzacją

- Wiem, że nie uszczęśliwię wszystkich odbiorców i nie do każdego trafię. Ja robię jednak to, co kocham i nie zamierzam tego zmieniać - mówi artysta Igor Mikoda*, którego wystawa Remake/Remade zostanie otwarta w czwartek 19 sierpnia w Gabinecie Milbrandt.

. - grafika artykułu
Igor Mikoda, "Gaia", fot. Igor Mikoda

Pochodzi Pan z daleka, bo aż z Lubartowa. Dlaczego wybrał Pan studia artystyczne w Poznaniu?

Mam tu rodzinę. Poza tym, oferta Uniwersytetu Artystycznego była wtedy też bardzo interesująca, a Wydział Rzeźby prezentował się ciekawie. Studiowałem rzeźbę z dużym naciskiem na rysunek. Uczyłem się równolegle w kilku pracowniach, a potem zrobiłem dyplom z rzeźby i rysunku. Studia pochłonęły mi sześć lat, a gdy wziąłem urlop dziekański, to wykorzystałem go tak naprawdę na pracę na uczelni i realizację dodatkowych projektów.

Czy to były dobre studia?

Dziś powtarzam studentom, że aby być na tej uczelni, trzeba robić to wyłącznie z własnej woli. Tylko wtedy będzie to miało sens i da się czerpać z tego przyjemność. Ja miałem olbrzymią satysfakcję ze studiowania na elitarnym kierunku, którym rzeźba w dalszym ciągu zresztą pozostaje. Rocznie zaledwie kilku absolwentów kończy ten kierunek w Poznaniu, a kilkunastu w całej Polsce.

Czym obecnie zajmuje się Pan na Uniwersytecie Artystycznym?

Pełnię obowiązki kierownika VI Pracowni Rzeźby i Działań Przestrzennych. Jestem też prodziekanem Wydziału Rzeźby.

Skąd u Pana skłonność do tworzenia rysunków futurystyczno-fantastycznych?

Musiałbym sięgnąć w przeszłość jeszcze do czasów dzieciństwa. Dorastałem w "wieloosobowym domu". Mój wujek Piotr Kirkiło, artysta grafik, miał duży wpływ na moje wychowanie plastyczne i zainspirował do zajęcia się rysunkiem. Sporo w tej kwestii - również pod względem tematyki - zawdzięczam właśnie jemu i jego doświadczeniom. Rodzice też nie byli bierni pod tym względem. Tata trochę malował, a mama realizowała różne działania plastyczne. W domu czytaliśmy, oglądaliśmy fantastykę i science fiction, więc ten temat jest mi bliski już od dzieciństwa. I raczej nie zamierzam już od niego odchodzić.

Czy zainteresowanie fantastyką wzięło się u Pana z czytania literatury fantastycznej czy raczej z fascynacji powiązanej z nią sztuką?

I z jednego i z drugiego. Nadal zresztą czytam książki fantastycznonaukowe i fantastyczne. To zainteresowanie przejawiało się u mnie na wielu płaszczyznach, wliczając w to też komiksy, czy gry komputerowe i fabularne. Dziś nawet trudno byłoby mi wskazać, skąd  ta fascynacja się wzięła.

Czy gdy był Pan nastolatkiem, to fantastykę pełniła w Pana życiu funkcje eskapistyczne, pozwalała uciec od rzeczywistości?

Nie, była raczej dobrym towarzyszem w życiu, i nadal takim pozostaje. W liceum, gdy byłem mocno zaangażowany w gry fabularne - te "prawdziwe", papierowe - to być może wiążące się z nimi długie sesje były poniekąd ucieczką od rzeczywistości. Podobnie jest zresztą z literaturą, również i tą fantastyczną.

Jaki ma Pan stosunek do wzorców ilustracji do literatury fantastycznej z czasów PRL-u, pokroju zbiorów opowiadań Zdarzyło się jutro czy ilustracji w prasie?

Bardzo pozytywny. Kolekcjonowaliśmy starą "Fantastykę" i jak wspominam publikowaną tam twórczość, to myślę o niej właśnie poprzez pryzmat towarzyszących jej obrazów. Uważam, że trafiło tam bardzo dużo dobrej ilustracji fantastycznej.

Czy miało to na mnie wpływ? Na pewno w pewnym stopniu oddziaływało na to, czym obecnie się zajmuję. Zastanawiam się, czy w "Nowej Fantastyce", której obecnie nie kupuję i za bardzo już nie oglądam, też można by znaleźć taki rodzaj ilustracji. Wydaje mi się, że raczej nie. Uważam że to, co powstawało za czasów PRL-u miało podwójne dno. Było tak nawet w przypadku prozaicznych rysunków publikowanych w "Fantastyce".

Jestem olbrzymim fanem Janusza A. Zajdla, reprezentującego nurt fantastyki socjologicznej. Jego twórczość to doskonały przykład tego, czym fantastyka była w tamtych czasach - oraz czym powinna być w tej chwili i jakie mieć przesłanie.

A jak postrzega Pan związane z fantastyką kiczowate obrazy? Odnoszę wrażenie, że Pana twórczość, poprzez podobną wizualność, też może się kojarzyć z tym, co w fantastyce idzie w stronę tandety. Mam tu na myśli choćby okładki książek, często nieprzystające do samej treści, czy grafiki prezentowane w "Nowej Fantastyce".

Jeśli wzięlibyśmy pod uwagę Chrisa Achilleosa czy Borisa Vallejo - to ten sposób tworzenia fantastyki usytuowalibyśmy właśnie w obszarze kiczu. Ja jednak nie podążam tą ścieżką i nie trafiam do odbiorcy sztuki, który poszukuje takiego typu realizmu czy hiperrealizmu. Wydaje mi się, że właśnie dążenie do takich rezultatów sprawia, że twórczość artystyczna może stać się w pewnym momencie kiczowata.

Czy o Wojciechu Siudmaku powiemy, że jest tandetny? Myślę, że w wielu przypadkach - zwłaszcza w przypadku współpracy z "Fantastyką" i "Nową Fantastyką", w których ukazywały się jego ilustracje - można by uznać jego prace za kiczowate. Ale czy sam artysta by się z tym zgodził? Podejrzewam, że nigdy by na to nie przystał. Jeżeli więc pyta mnie pan o to, czy uważam, że wchodzę w obszar tego typu fantastyki i "kiczu fantastycznego", to zdecydowanie zaprzeczę!

A czy ktoś to Panu kiedyś zarzucił?

Sam to sobie zarzucam, ilekroć zaczynam nowy projekt. Zastanawiam się wtedy, czy nie podążam nazbyt w tym kierunku i nie przesadzam z estetyzacją. Ale tak naprawdę nie ma to dla mnie większego znaczenia. Uważam, że jeśli przekroczę tę granicę - to zrobię to dla siebie.

A co najbardziej tandetnego byłby Pan jeszcze w stanie w fantastyce zaakceptować?

Oglądać tandetne rzeczy jest zdecydowanie łatwiej. Muszę wyznać, że nie cierpię Jamesa Bonda - z wyjątkiem kreacji Seana Connery'ego. Jest to fantastyka w bardzo szerokim tego słowa znaczeniu. Z książkami bywa znacznie trudniej. Ostatnio nie byłem w stanie nawet do końca przeczytać Echa z otchłani Remigiusza Mroza. Nie mogłem znieść tego, w jaki sposób opisany był świat i bohaterowie w tej książce. Zabrakło w tym tej "smakowitości", która tak bardzo kojarzy mi się z powieściami Janusza A. Zajdla.

Jak określiłby Pan postać ludzką, która jest głównym obiektem Pana zainteresowania w pracach rysunkowych?

Ten człowiek jest u mnie zawsze "rozwalony".

Dlaczego?

Być może przez tę fantastykę? Jeżeli wszystko byłoby z nim w porządku, to ja nie miałbym wtedy tak naprawdę motywacji, aby go w ogóle narysować. Staram się uplastycznić to, co potencjalnie siedzi w głowie wykreowanego przeze mnie bohatera: problemy jego psychiki, wewnętrzne rozdarcie, doświadczone przez niego dramaty.

Czy mógłby Pan opowiedzieć więcej o tym, co trafi na wystawę Remake/Remade?

Odbędzie się ona w przestrzeni wystawienniczej Gabinetu Estetyki Milbrandt przy ulicy Matejki, który prowadzą moi przyjaciele. W przeszłości miałem już w tym miejscu dwie wystawy - a ta będzie trzecia. Pokażę co prawda prace, które już wcześniej można było zobaczyć, ale tym razem w zupełnie innym wydaniu. Będzie bardzo nowocześnie! Zaprezentuję wielkoformatowe druki swoich miniatur rysunkowych w dość nietypowej technologii. Pokażę też kilka prac z obszaru grafiki komputerowej, lecz ich forma będzie bardziej abstrakcyjna, niż realistyczna czy figuratywna.

Obok takich prac, na wystawę trafią też produkty komercyjne - koszulki i torby. Będą to profesjonalne druki na materiałach premium w bardzo dobrej jakości. Zdecydowałem się na edycje limitowane. Tekstylia będą dostępne do 50 sztuk w formie sygnowanych grafik. Poza tym - będzie też można zakupić grafiki w autorskiej reedycji, sygnowane i numerowane w seriach do maksymalnie pięciu sztuk.

Rozmawiał Marek S. Bochniarz

*Igor Mikoda - ur. 1982 r. w Lubartowie. W 2002 roku uzyskał dyplom plastyka snycerza w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Lublinie. Studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu na Wydziale Rzeźby i Działań Przestrzennych, w pracowniach prof. Józefa Petruka i prof. Wiesława Koronowskiego. W 2008 roku uzyskał dyplom z wyróżnieniem w zakresie rzeźby i rysunku w I Pracowni Rzeźby prof. Józefa Petruka i I Pracowni Rysunku prof. Jacka Strzeleckiego. W 2013 roku uzyskał tytuł doktora sztuki w dziedzinie sztuk plastycznych ze sztuk pięknych. Pracuje na stanowisku profesora uczelni na Uniwersytecie Artystycznym na Wydziale Rzeźby i Działań Przestrzennych UAP oraz Kierunku Grafika w Collegium da Vinci w Poznaniu.

  • Igor Mikoda, Remake/Remade
  • wernisaż: 19.08, g. 19
  • Gabinet Milbrandt, ul. Matejki 60/1
  • wstęp wolny

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021