Kultura w Poznaniu

Varia

opublikowano:

Tipi to nie wigwam

- Reakcja Indian jest bardzo różna - od wzruszającej akceptacji po wyrazy dezaprobaty, które wynikają z tego, że czasem widzą w internecie głupawe "zabawy w Indian" i myślą, że polskie Pow Wow są takie same. Gdy tu przyjeżdżają, przyznają, że czują się jak u siebie - mówi Krzysztof Mączkowski*, indianista, organizator jesiennego Pow Wow w Poznaniu.

. - grafika artykułu
Krzysztof Mączkowski, fot. archiwum prywatne

Jesteś znany jako specjalista od ochrony środowiska, znawca ptaków, działacz społeczny i ekologiczny. Niektórzy pewnie pamiętają, że przed laty byłeś radnym. Niewielu wie, że organizujesz również wydarzenia o tematyce indiańskiej, prowadzisz wydawnictwo Ameryka Indiańska. Skąd zainteresowanie tymi kulturami?

U mnie zaczęło się od Winnetou Karola Maya, romantycznego obrazu walki szlachetnych Indian ze złymi kowbojami. Właśnie wtedy natrafiłem na artykuł w nieistniejącym już "Expressie Poznańskim" o zlocie Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian w Chodzieży. Napisałem do gazety. Szczęśliwym trafem w redakcji pracowała Ewa z PRPI, która mi odpisała i zaprosiła do Poznania na spotkanie Klubu Zainteresowań Kulturą Indian w "Orbicie". Zacząłem tu przyjeżdżać z rodzinnego Wolsztyna, poznawać indianistów, z którymi do dziś mam serdeczne relacje.

W Polsce działa wielu takich jak ty pasjonatów, którzy interesują się kulturami indiańskimi i je propagują. Takiej pasji nie można już nazwać "zabawą w Indian". Wytłumacz, kim są indianiści.

"Indianerka" to nie zabawa. To poznawanie ich świata, który czasami jest znacznie bardziej czytelny i zrozumiały niż znane nam systemy filozoficzne. To droga trudna i pełna wyrzeczeń, ale przepiękna. Indianistów w Polsce jest około dwóch tysięcy. Tworzymy Polski Ruch Przyjaciół Indian, który jest federacją klubów, stowarzyszeń, fundacji, wydawnictw i osób zajmujących się różnymi elementami indiańskiego świata: kulturą, historią, współczesnością, tłumaczeniem książek albo zaangażowanych politycznie na rzecz Indian w USA i w Kanadzie. Polscy indianiści nie są europejskim fenomenem. Mamy kontakty z indianistami z Niemiec, Czech, Słowacji, innych krajów na świecie.

Rozmawiamy po poznańskim Pow Wow - Festiwalu Muzyki i Tańca Indian Amerykańskich, którego jesteś organizatorem. Czym jest Pow Wow i skąd się wzięło w naszym mieście? Czy taka forma zabawy jest aprobowana przez Indian w Ameryce?

Współczesne Pow Wow mają swe początki w historycznych corocznych - plemiennych i międzyplemiennych - spotkaniach na preriach. Dzisiejsze oryginalne Pow Wow też mają charakter spotkań międzyplemiennych, wielkich festiwali muzyki i tańca. Polskie są odwzorowywane niezwykle dokładnie, z całym ceremoniałem, regułami, etykietą, tak by nikt nie miał wątpliwości co do naszych intencji. Reakcja Indian jest bardzo różna - od wzruszającej akceptacji po wyrazy dezaprobaty, które wynikają z tego, że czasem widzą w internecie głupawe "zabawy w Indian" i myślą, że polskie Pow Wow są takie same. Gdy tu przyjeżdżają, przyznają, że czują się jak u siebie. Jesienne Pow Wow trafiło do Poznania po kilkunastu latach organizacji takiego festiwalu na Śląsku, w Katowicach i Pszczynie. Teraz my kontynuujemy tę piękną tradycję.

W Poznaniu ukazuje się magazyn "Wyspa Żółwia", którego jesteś redaktorem naczelnym. Co to za pismo i skąd jego tytuł?

"Wyspa Żółwia" to indiańska nazwa kontynentu północnoamerykańskiego, często używana przez współczesnych tubylczych aktywistów. Stąd wziął się pomysł nazwy dla czasopisma. To jedyne w tej chwili polskie pismo propagujące indiańskie kultury z Ameryki. Piszemy o indiańskiej historii kontynentu, ale też o współczesności: pokazujemy wielobarwność społeczności indiańskich z rezerwatów i miast; pokazujemy Indian takimi, jacy są: jako wojowników, ale i lekarzy, naukowców, aktywistów ekologicznych i społecznych, liderów politycznych i religijnych; pokazujemy ich jako ważną część społeczeństw Kanady, Stanów Zjednoczonych, Meksyku i innych państw. Chcemy złamać stereotyp, że wszyscy Indianie noszą pióropusze, jeżdżą na koniach i mieszkają w tipi. "Wyspę Żółwia" można pobrać ze strony: amerykaindianska.pl.

Jesteś także organizatorem Biegu Na Rzecz Ziemi, w którym zresztą sam bierzesz udział. Co to za bieg? Jakie są jego zasady?

Bieg Na Rzecz Ziemi to kontynuacja indiańskiego Świętego Biegu, który w 1990 r. prowadził z Londynu do Moskwy. Sam Święty Bieg po pierwszy został zorganizowany w 1978 r. w Kalifornii, jako efekt przesłania indiańskiego Kręgu Starszyzny, który w 1977 r. zaapelował o kultywowanie tradycji oraz uświadomienie sobie przez ludzkość powinności szacunku dla Ziemi. Uczestnicy Kręgu wezwali do takiego kierowania wychowaniem młodych pokoleń, by żyły w harmonii ze środowiskiem, nie niszcząc swej przyszłości i życia Matki Ziemi oraz do zaniesienia tego przesłania do lokalnych społeczności na całym świecie. I tak trafili m.in. do Polski. To właśnie wtedy Polacy mieli okazję do poznania fragmentów ich niezwykłego dziedzictwa duchowego, a od tego czasu rozpoczęły się rozliczne kontakty i przyjaźnie polsko-indiańskie. Kilkoro Polaków zostało zaproszonych na późniejsze edycje Biegu do Kanady, USA i na Wyspy Brytyjskie. Bieg Na Rzecz Ziemi nie jest inicjatywą nastawioną na zdobywanie rekordów i liczenie wyników i tym się różni od biegania sportowego. Liczy się fakt uczestnictwa, szacunku dla Ziemi i dla innych ludzi współuczestniczących w Biegu. Bieg Na Rzecz Ziemi jest nastawiony na promowanie miejsc, przez które prowadzą jego kolejne edycje. Podczas Biegu uczestnicy poznają historię, kulturę mijanych miejscowości i regionów. Wielu uczestników tego indiańskiego biegania kieruje się zasadą "co krok to modlitwa", dla wielu z nas to swoistego rodzaju pielgrzymka.      

 Sam jesteś od niedawna posiadaczem tipi, czyli namiotu znanego większości z nas z "indiańskich" filmów czy książek. Czym są tipi i "tipiówki", które organizujesz?

Tipi to stożkowaty namiot Indian prerii. Mówię o oczywistościach, bo wielu nazywa go "wigwamem", a to błąd. Wigwam to kopulasta chata Indian leśnych, a tipi to tipi. W czasach historycznych było to normalne domostwo nomadycznych ludów Ameryki Północnej, ale i dzisiaj mieszkają w nim Indianie podczas współczesnych zlotów i spotkań. Tipi stało się panindiańskim symbolem rozstawianym podczas współczesnych uroczystości, rocznic, protestów i ważnych kampanii w różnych częściach Ameryki. Moje "tipiówki" to były prywatne spotkania dla przyjaciół i znajomych w czterech miejscach Polski - po to, by pokazać im cząstkę "indiańskiej egzotyki", ale również po to, by wyciągnąć ich po latach pandemii z domów i zaprosić do spotkania twarzą w twarz.

Czy nie obrażamy pierwotnych mieszkańców Ameryki, nazywając ich Indianami? Może powinniśmy używać określeń Rdzenni Amerykanie, Pierwsze Narody lub innych "politycznie poprawnych"?

Dziękuję za to pytanie. Moim zdaniem forma "Indianie" nie jest błędna, choć to zależy od rozmówców. Niektórzy używają "American Indian" w nazwach swoich inicjatyw i organizacji, np. Narodowy Kongres Indian Amerykańskich lub Narodowe Muzeum Indian Amerykańskich. Jedno z ich najważniejszych czasopism nazywa się "Indian Country Today". Wiele organizacji tubylczych, zapraszając w mediach społecznościowych na swoje wydarzenia i spotkania, używa hasztagu #IndianCountry (#KrajIndian). Oczywiście są tacy, którzy nie uznają innych określeń niż "tubylczy Amerykanie" (w USA) "Pierwsze Narody" (w Kanadzie) czy "Tubylcy" (w obu krajach). John Trudell, znany dakocki pieśniarz, poeta i aktywista, w jednym z wywiadów mówił, że tubylcy amerykańscy nie są żadnymi "Indianami", ani żadnymi "Native Americans", ale są Siuksami, Komanczami, Czarnymi Stopami, Szoszonami itp. Ja osobiście używam określeń "Indianie, indiańskie" odwołując się do ogólnej, panindiańskiej świadomości obecnej w polityce i kulturze, ale też do pozytywnie kojarzonego w Polsce określenia oznaczającego wiele tubylczych społeczności w USA i Kanadzie. Prosta zamiana "Indian" na "rdzennych mieszkańców" nic nie daje, tak jak nic nie daje zamiana określeń "Słowianie" na "Europejczycy". Zamiast takich ogólników warto zwracać uwagę na to z kim rozmawiamy. To zawsze są reprezentanci poszczególnych indiańskich, tubylczych narodów.

Rozmawiał Szymon Mazur

*Krzysztof Mączkowski - antropolog kultury i ekolog, popularyzator kultur indiańskich i tubylczej filozofii szacunku do Ziemi. Organizator programu Drzewo Franciszka. Współzałożyciel i dyrektor Biegu Na Rzecz Ziemi inspirowanego indiańskim Świętym Biegiem. Od 2017 r. organizuje jesienne Pow Wow w Poznaniu.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022