Kultura w Poznaniu

Varia

opublikowano:

10 lat ze SMAK-iem!

Stowarzyszenie Młodych Animatorów Kultury świętuje 10-lecie istnienia. Wraz z nim 10. urodziny obchodzi festiwal OFF Opera, a 5. - Społeczne Centrum Kultury Fyrtel Główna. O radościach, bolączkach i planach opowiadają ich twórcy - Zuzanna Głowacka i Daniel Stachuła.

Kobieta z mężczyzną siedzą na kanapie. Nad nimi zwisają kolorowe wstążki. - grafika artykułu
fot. Ula Jocz

Wciąż czujecie się młodymi animatorami kultury?

Daniel Stachuła: Myślę, że niezależnie od tego, czy czujemy się młodzi, czy starzy, lepiej czy gorzej, to stowarzyszenie cały czas się rozwija. Cały czas w jego działania zaangażowane są młode osoby, które tworzą zespół. A odpowiadając "po dziadersku", z przymrużeniem oka - to ja absolutnie czuję się młody duchem.

Zuzanna Głowacka: Myślę, że w Stowarzyszeniu Młodych Animatorów Kultury młodość można rozumieć szerzej, jako witalność, świeżość działań, świeżość w myśleniu, w szybkim reagowaniu na sytuacje. Wiek to tylko liczba.

D.S.: W młodości kryje się ważna cecha, jaką jest krytyczne myślenie. Wydaje mi się, że projekty, które realizujemy, długofalowe programy, choćby z zakresu edukacji kulturowej, są wynikiem takiego namysłu nad światem. Młodość łączyłbym więc z krytycznym myśleniem...

Z.G.:...i z ciekawością.

W takim razie jestem ciekawa, jak zdefiniowalibyście pojęcie animatora kultury?

Z.G.: Animator kultury prowokuje sytuacje, zdarzenia. Potrafi zaprosić ludzi do spotkania, rozmowy, wspólnej aktywności. Robi to w taki sposób, by wzniecić iskrę, a później z pewnej odległości animować i przyglądać się, jak działania zaczynają żyć własnym życiem. Chodzi o zaprojektowanie pewnego procesu.

D.S.: Ja dodałbym to, że animator sieciuje. Jest osobą, która doprowadza do zderzenia różnych perspektyw, światopoglądów. Dla mnie naturalną przestrzenią, w której porusza się animator, jest rozmowa, dialog, ale rozumiany nie tylko jako komunikat werbalny, ale też dialog dyscyplin, mieszkańców z artystami, odbiorców i twórców kultury. To osoba, która projektuje i czuwa nad procesem twórczym, często jest też jego inicjatorem czy inicjatorką, ale w jakimś momencie musi oddać decyzyjność grupie, z którą współpracuje.

A jak to się przekłada na praktykę? Jak działa animowanie kultury na przykładzie Festiwalu OFF Opera?

Z.G.: Wielkie festiwale, które znamy, często skupiają się na samej prezentacji. Przychodzimy i konsumujemy - widowiska, koncerty, wystawy, bankiety, bierzemy udział w wielu wydarzeniach, ale nie zastanawiamy się nad tym, jak to wszystko powstało. OFF Opera odsłania proces - przygląda się temu, co się dzieje za kulisami, zanim pojawią się efekty. Prawdopodobnie to jedyny w Polsce festiwal, którego program w całości składa się z warsztatów. Projektujemy działania artystyczne, do których współtworzenia zapraszamy publiczność, czyli de facto wykonujemy animatorską robotę - prowokujemy spotkania ludzi, wzniecamy wspomnianą wcześniej iskrę. Mówimy: może zrobicie coś razem? Może nauczymy się wspólnie pisać piosenki albo podzielicie się swoimi historiami, a my je napiszemy na bazie waszych słów? Te procesy wyglądają bardzo różnie. Ostatniego dnia festiwalu, podczas finału zaproszeni artyści i osoby biorące udział w warsztatach prezentują efekty swojej pracy. Efekty artystyczne często znacznie przerastają nasze oczekiwania.

Mam wrażenie, że wiele osób nie uświadamia sobie roli animatorów i animatorek kultury. A to Wy wymyślacie wydarzenie, tematykę, kto w nim weźmie udział...

D.S.: Do jakiej grupy będzie kierowane, z kim będziemy współpracować... Bo dla nas bardzo ważni są odbiorcy i odbiorczynie kultury, którzy w procesach warsztatowych stają się współtwórcami ostatecznego efektu społeczno-artystycznego. To jest oddawanie sprawczości, to także dystrybucja odpowiedzialności za sztukę. I to jest super rzecz.

Kto jest zatem twórcą i twórczynią? My, odbiorcy, widzimy na scenie wykonawców, ubranych w kostiumy, scenografię. Wiemy, że jest reżyser/ka, choreograf/ka. A Wy? Przecież jesteście kluczową częścią całego procesu.

D.S.: Myślę, że to jest trochę tak, że każda z osób, która współtworzy dzieło sztuki, powstające w procesualnym działaniu, musi zrobić krok wstecz, po to by za chwilę zrobić dwa kroki do przodu. W głowie pojawia mi się pytanie, czy rzeczywiście chodzi o to, kto to zrobił, czyj to pomysł, czy bardziej o to, co nam z tego kolektywnego działania wychodzi. Zastanawiam się nad tym, czy ważniejsze nie jest to, "co" się dzieje podczas tego dwutygodniowego, dwumiesięcznego, rocznego procesu, niż to, "kto" stworzył to dzieło. Ale dałaś mi do myślenia tym pytaniem... Wydaje mi się, że animator na początku daje impuls, ale chyba powinien mieć w sobie odrobinę powściągliwości i umiejętności wycofania się w odpowiednim momencie, pozostawienia przestrzeni dla innych i dla procesu.

Z.G.: Bo nie chodzi o to "kto?", tylko "jak?". Jesteśmy obecni przy całym procesie - wprawianie w ruch, pilotowanie, dawanie narzędzi z animatorskiego świata to są czasem absolutnie podstawowe rzeczy. Stron zaangażowanych w tworzenie jest kilka. Są osoby przychodzące na warsztaty, które mają różne kompetencje i oczekiwania - szukają siebie, chcą spróbować sił w tworzeniu - to pierwsza grupa. Z drugiej strony jesteśmy my, czyli animatorzy i animatorki, z trzeciej - osoby artystyczne, które dzielą się tym, co same potrafią, a jednocześnie na tym korzystają. Jedni dają kompetencje, inni pokazują swój sposób pracy, kolejni dzielą się historiami, doświadczeniami i to napędza proces artystyczny.

Znajdujemy się w Społecznym Centrum Kultury Fyrtel Główna. Wyczuwanie potrzeb ludzi jest tu szczególnie potrzebne. Co robi animator, żeby stworzyć przestrzeń, która żyje?

Z.G.: W przypadku Fyrtla Główna zaczynamy od badań problemów, zasobów i potencjałów miejsca i ludzi, którzy zamieszkają dzielnicę. To diagnoza społeczności lokalnej, którą co roku aktualizujemy. Ten system pracy wpłynął na programowanie wszystkich naszych działań, bo zaczynamy od pytania: Czego wam potrzeba? Czego byście chcieli?

D.S.: Staramy się też ukierunkować energię społeczną mieszkańców i mieszkanek. Pokazać im, że wykorzystując własne zasoby i tkwiące w tkance społecznej potencjały, są w stanie "pozałatwiać" swoje problemy albo zaopiekować się własnymi potrzebami, choćby kulturalnymi. Budujemy program tak, że mieszkańcy i mieszkanki stają się np. współprowadzącymi warsztaty. Mamy do czynienia z taką dzielnicową grupą kulturalno-samopomocową.

Więc co tu się dzieje?

Z.G.: Fyretl Główna to miejsce, w którym na co dzień pracuje Stowarzyszenie Młodych Animatorów Kultury. Mieści się w peryferyjnej dzielnicy Poznania i ma bardzo konkretną ofertę działań skierowaną do lokalnej społeczności.

D.S.: Działa tu szereg pracowni powiązanych z konkretnymi dyscyplinami sztuki. Mamy pracownię chóralną dla seniorek i seniorów prowadzoną przez Joannę Sykulską, związaną z chórem Pogłosy, pracownię muzyczną, w której Przemek Śledź prowadzi warsztaty gry na ukulele w grupach podstawowej i zaawansowanej. Ta druga jest już zespołem UQSquad, który jeździ i koncertuje. Jest też pracownia tańca współczesnego Michaliny Cendrowskiej. Niedawno uruchomiliśmy pracownię literatury mówionej, czyli warsztaty recytatorsko-teatralne, które jako pedagog teatru mam zaszczyt prowadzić.

Z.G.: Mamy pracownię fotografii, którą prowadzi Daria Mielcarzewicz, jest pracownia sztuk pięknych Jagody Szymkowiak - jednej z mieszkanek Głównej. To przykład osoby, która najpierw przychodziła do nas na wydarzenia, a później dostrzegliśmy jej potencjał i daliśmy większy obszar do działania. Jest grupa osób zaangażowanych w Kołorking ogrodniczy, od dwóch lat tworząca Otwarty Ogród Nadolnik - wywodzi się z zajęć siatkówkowych, a w tej chwili kilka osób startuje w wyborach do rady osiedla. Podczas takich małych aktywności na rzecz najbliższego otoczenia rośnie apetyt na to, by zmieniać całą dzielnicę na lepsze.

D.S.: Ja uważam, że to jest super. Pokazuje, że kultura i sztuka stają się motorem realnej zmiany. Rośnie poczucie wpływu i sprawczości, o której mówiliśmy na początku.

A teraz uwaga! Ile Was jest w stowarzyszeniu?

D.S.: Na stałe pracuje tu sześć osób. Wymienię, bo fajnie znać je z imienia i nazwiska. To Zuzanna Głowacka, Maria Lehmann, Asia Gruszczyńska, Kaja Janda, Michalina Szulejko i ja.

Z.G.: Mało i dużo jednocześnie, bo jeszcze trzy lata temu na stałe byliśmy tylko we dwójkę. Ale osób współpracujących jest dużo więcej. Padły już nazwiska ludzi, którzy prowadzą pracownie i tworzą razem z nami Fyrtel Główna. Są też mieszkańcy i mieszkanki, którzy mają swoje kawałki odpowiedzialności - angażują się w ogród, w partnerstwo lokalne, prowadzą nieformalne grupy, jak choćby klub planszówkowy. Jest ekipa, która wspiera nas wizualnie i komunikacyjnie - m.in. Kuba Haremza, Ola i Ania Szmida. Jest Ula Jocz, która trafiła kiedyś do nas na praktyki. Poprosiliśmy ją raz i drugi, by zrobiła zdjęcia podczas wydarzeń, a ona swój animatorski talent przekuła w bardzo piękną i autentyczną opowieść wizualną. Ula współpracuje z nami na stałe jako fotografka. Jest też Hubert Karmiński, który wspiera  nas przy festiwalu. W sumie to pewnie jakieś 60 osób...

D.S.:...nawet więcej. Zajmuję się m.in. finansami organizacji i znam wykaz umów. W zeszłym roku to była ponad setka fantastycznych ludzi, którzy współpracowali z nami przy działaniach fyrtlowych czy festiwalu OFF Opera.

Z.G.: I wszyscy są młodzi. (śmiech)

Z młodością wiąże się też entuzjazm. Czy on nie przygasa? To masa pracy pełnej pasji, ale nie bójmy się powiedzieć: również pracy trudnej i czasami niedostatecznie opłaconej.

D.S.: To jest temat rzeka, który zawsze warto poruszać. Kultura i sztuka są niedostatecznie dofinansowane. W twoim pytaniu pojawiły się słowa: praca i pasja. Uświadomiłem sobie, że moje działania jako animatora kultury i szefa organizacji są pracą. Dalej ją lubię i szanuję, kocham ludzi, z którymi to robię, ale jest to praca. A ta w kulturze, szczególnie w organizacji pozarządowej, niesie duże ryzyko wypalenia.

Z.G.: Przy okazji dziesięciolecia dużo rozmawiamy o tym, ile system przeżuł i wypluł naszego entuzjazmu i pasji, którą mieliśmy jako młodzi animatorzy i animatorki. Mam smutną refleksję, że organizacje pozarządowe są zaprogramowane systemowo na krótki czas działania. To jest cykl: pojawiają się młodzi "robotnicy kultury", którzy ciężko pracują na fali swojego entuzjazmu, a gdy to paliwo się skończy, przychodzą kolejni, którzy jeszcze mają energię i zapał. Co ciekawe, temat odzyskiwania tej energii oraz przetwarzania i recyklingu działań będą w tym roku motywem przewodnim festiwalu OFF Opera. Bo jesteśmy zmęczeni tym, że wymaga się od nas co roku pomysłów nowych, świeżych, najlepszych, jedynych, innowacyjnych...

...bo przychodzi taka Nawrocka i mówi: "No, ale to już było".

Z.G.: No i właśnie o to chodzi! Czy nie dałoby się tak, że weźmiemy coś, co już zrobiliśmy, co było dobre, co się podobało, i zrobimy to jeszcze raz? Czy to znaczy, że to będzie gorsze? Trochę będziemy testować to podejście - jeszcze raz, ale inaczej.

OFF Opera to jest festiwal jesienny, ale do jesieni mamy całkiem sporo wydarzeń tutaj w Fyrtlu Główna.

Z.G.: Przed nami świętowanie dziesięciolecia istnienia Stowarzyszenia Młodych Animatorów Kultury. Organizujemy wydarzenie, które nazywa się Zjazd absolwentów. Wszystkie osoby, które były zaangażowane w bliską współpracę ze SMAK-iem, otrzymają od nas zaproszenie. Przed nami też rok świętowania pięciolecia istnienia Społecznego Centrum Kultury Fyrtel Główna. Właśnie wyłoniliśmy zwycięski projekt rezydencji społeczno-artystycznej. Będzie to Przepis na sąsiada, czyli pomysł autorstwa Marty Marii Madej i Dominiki Szelążek, która jest mieszkanką Głównej. To pomysł, który jest dość bliski SMAK-owi, bo związany z jedzeniem. (śmiech) Dziewczyny przeprowadzą cykl sąsiedzkich akcji w Otwartym Ogrodzie Nadolnik, podczas których będziemy wspólnie gotować, przynosić różne smakołyki z domów, ale przede wszystkim dzielić się przepisami z różnych środowisk - babcinymi, tymi, które pamiętamy z dzieciństwa, z lokalnej gastronomii - Little Armenia, przepisami z roślin zebranych w ogrodzie czy parku Nadolnik. Zależy nam na tym, by stworzyć różnorodną, kulinarną opowieść. Premiera publikacji, która podsumuje projekt, odbędzie się podczas Dni Sąsiada 7 i 8 września. To taki mały plan na wakacje.

D.S.: Oprócz tego cały czas działają pracownie. Ale mam też informację ekstra. Udało mi się ściągnąć na Główną znaną poznańskiemu środowisku artystycznemu Laurę Leish, która zostanie reżyserką spektaklu. Będzie to wydarzenie towarzyszące festiwalu OFF Opera. Teatr będzie opowiadał o... teatrze, który niegdyś funkcjonował tutaj, na Głównej. Do 2022 roku 50 metrów od naszej siedziby stał budynek teatru wzniesiony przez mieszkańców dla mieszkańców. Robotnice i robotnicy okolicznych fabryk po godzinach pracy spotykali się, żeby robić teatr - nietypowy, bo teatr społeczności lokalnej. Budynek znajdował się na tyłach kamienicy przy ul. Głównej 38 (niegdysiejszej kamienicy Petrasa), dopóki nie przejął go prywatny inwestor. Wtedy "okazało się", że grozi zawaleniem i wydano pozwolenie na rozbiórkę. To był ponadstuletni budynek, będący unikatowym dziedzictwem kulturowym północno-wschodniej części Poznania. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości, że był to  społeczno-kulturowy fenomen kultury chłopsko-robotniczej poznańskich przedmieść. I tego budynku już nie ma. Zanika też pamięć o tym, co w sali teatralnej się wydarzało. I ten unikatowy przykład dziedzictwa kulturowego stanie się przedmiotem artystycznej podróży w przeszłość, a być może stawiania znaków zapytania o to, czy teatr społeczności lokalnych, tworzony dziś, jest możliwy. A jeśli tak, to jakie miałby pełnić funkcje. Reżyserką będzie Laura Leish, zaangażują się też Joanna Sykulska i Chór Pogłosy. A spektakl jesienią.

Brzmi co najmniej pysznie!

D.S.: SMAK-owicie!

Rozmawiała Agnieszka Nawrocka

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024