Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Tie Break: poza wszelkimi schematami

Oto fonograficzne wydarzenie! Ten zestaw płyt dostępny był już od początku roku, ale w ograniczonej sprzedaży.  Teraz wszedł do szerszej dystrybucji, wspieranej przez poznańskie Muktikulti. Ukazał się box z nagraniami zespołu Tie Break!

. - grafika artykułu
.

Pamiętam energię, która niemal uniosła sufit Auli UAM, gdy zespół przyjechał do Poznania w pierwszej połowie lat 90. i grał przed elegancką publicznością w tej najbardziej nobliwej poznańskiej sali w ramach trasy "13 Satysfakcja". Ale pamiętam też swoje wcześniejsze emocje, jakie towarzyszyły temu, że w 1989 roku, po dekadzie istnienia zespołu, ukazała się wreszcie debiutancka, analogowa wówczas koncertowa płyta Tie Breaku. Pamiętam szczęście, gdy udało się kupić kasetę magnetofonową (płyta CD była niedostępna) z drugim materiałem "Duch wieje kędy chce". A potem, szczęśliwym zrządzeniem losu, kupione - mające status białych kruków, od lat niedostępne - dwie kolejne płyty zespołu. Dziś wszystkie one zostały wznowione wspólnie, w jednym, gustownym opakowaniu. Otrzymujemy zresztą w tymże opakowaniu jeszcze więcej: trzy krążki z materiałem nigdy wcześniej oficjalnie nie wydanym. Materiałem, nawiasem mówiąc, zrealizowanym pod trzema różnymi szyldami. 

Świętość

Tie Break to  na polskiej scenie muzycznej zespół - legenda. Zresztą - jak przyznają sami muzycy, a potwierdzają liczni wielbiciele - to coś więcej niż zespół. To szczególnego rodzaju wspólnota: wspólnota dróg, doświadczeń i muzycznych objawień czterech artystów z Częstochowy, którym na różnych etapach kariery towarzyszyli liczni przyjaciele. Owa czwórka to: trębacz Antoni Ziut Gralak, saksofonista Mateusz Pospieszalski, gitarzysta Janusz Yanina Iwański oraz basista Marcin Pospieszalski.

Nie wszyscy byli w grupie od początku - Pospieszalscy byli zbyt młodzi, by "załapać" się do wczesnego składu. Ale to wspomniani czterej decydowali o brzmieniu grupy w jej najważniejszych latach - i decydują do dziś. Tie Break to splot niezwykłych osobowości, artystów, o których rozmaitych dokonaniach można by napisać niejedną książkę. Tę grupę jednak sami traktowali niemal jak wspólną świętość. Ponoć nigdy nie spierali się o to kto ma być liderem, ani nawet o to, kto jest kompozytorem poszczególnych utworów.

Rytuał

W latach 80. rozpętali muzykę jakiej w naszym kraju nie było. Ich nieokiełznaną wyobraźnię, muzyczną odwagę i bezkompromisowość określały fascynacje różnymi gatunkami. Inspirował ich free jazz i muzyka harmolodyczna Ornette'a Colemana oraz jego uczniów, mistyczne, etno-jazzowe poszukiwania Dona Cherry'ego, muzyka afrykańska i hinduska. Do tego dochodził zachwyt punkową ekspresją, niezależnością i bezpretensjonalnością, nieustające uwielbienie dla jazzowych gigantów Milesa Davisa czy Johna Coltrane'a  i wciąż żywa lekcja rockowej, ale też funkowej energii. Z tych klocków artyści złożyli swój własny muzyczny świat.

Ich twórczość nabierała cech niemal rytualnych, prowadząc od gęstej tkanki punk-funk-jazzowej w jednych utworach do medytacyjnych, uduchowionych tematów z drugiej strony. Tę pierwszą twarz zespołu dokumentował przede wszystkim ów debiutancki album "Live". Tę drugą: kolejna płyta, "Duch wieje kędy chce", która wśród tych wciąż poruszających nagrań zespołu, wydaje mi się chyba dziełem najwspanialszym. Oczywiście obie odnajdziemy w wydanym właśnie "pudełku". Jest też w tym boksie znakomita, nieco bardziej funkowa, choć i z echami etno płyta "Gin Gi Lob" oraz prawdziwie niebanalnie rozumiana poezja śpiewana, czyli wiersze ks. Jana Twardowskiego w rewelacyjnej interpretacji Jorgosa Skoliasa i Tie Breaku. Kto nie zna, powinien posłuchać.

Rarytasy

Jest i płyta piąta, z nie wydanym nigdy materiałem z roku 1986, zarejestrowanym w Polskim Radio. Niektóre nagrania znane z innych albumów (np. "Sztywna ręka" czy "Yoaczeke") brzmią tutaj tym ciekawiej, że dostajemy ich wersje bardzo odmienne od tych dotąd znanych. Decyduje o tym m.in. skład, bo akurat w tych nagraniach Tie Break to septet, czyli klasyczny kwartet wzmocniony przez Włodzimierza Kiniorskiego, Sarandisa Juwanudisa oraz Zbigniewa Brysiaka.

Na tym jednak nie koniec odkryć. Bowiem prawdziwą sensacją są dwa ostatnie, właściwie premierowe krążki. Jakość części nagrań, zwłaszcza na pierwszym z nich, pozostawia wiele do życzenia, ale sami muzycy ostrzegają, że przechowały się przez trzy dekady jedynie  na kasetach magnetofonowych. Ich artystyczna wartość nie pozostawia jednak wątpliwości, że mamy do czynienia z rzeczami niezwykłymi.

Oto w pamiętnym roku 1984 czterej artyści z Tie Breaku skrzyżowali instrumenty z dwoma śląskimi muzykami: Andrzejem Urnym i Andrzejem Ryszką oraz śpiewającym Stanisławem Soyką. Powstała z tego efemeryczna formacja Svora. Jej wściekle punk-funkowa, avant-rockowa, rozgorączkowana, cudownie barwna muzyka rozbrzmiewała na kilka śpiewających głosów w gęstej tkance instrumentów. I znów: niektóre z tych nagrań powróciły po latach w dyskografii Soyki, na krążkach nagranych pod szyldem Soyka Yanina & Kompania oraz Soyka Yanina i Tie Break ("Madame Schizofrenia" czy radykalnie odmiennie zaaranżowane "Niebo oczekiwanie nasze").

Atak na głowę

Po odejściu Soyki pozostała szóstka artystów ze Svory założyła, pamiętany być może jeszcze przez niektórych słuchaczy, zespół Woo Boo Doo. Mateusz Pospieszalski i Ziut Gralak śpiewali tu niezapomniane piosenki w rodzaju "Ja mam fijoła", "Atak na głowę", "Nie wiem" czy "Michael Jackson", za ich plecami zaś szybowały gitarowe riffy Iwańskiego i Urnego oraz fajerwerki pozostałych instrumentów.

Z całą odpowiedzialności stwierdzam, że oba te zespoły należały do najwybitniejszych polskich zespołów lat osiemdziesiątych sceny rockowej czy około rockowej. Te dwie płyty są tylko namiastką, pokazując jak wielkie skarby muzyczne utraciliśmy. Pamiętam zresztą z tamtego czasu jeden z niewielu artykułów prasowych poświęconych Woo Boo Doo, w którym dziennikarz pisał, że jeżeli ma jakieś zastrzeżenia do zespołu, to że "nie na ten czas i nie na ten kraj", że jego muzyka jest zbyt wyrafinowana, by zostać wówczas doceniona.  Tak właśnie było. Dobrze, że pozostały chociaż te nagrania.

Styl

Tie Break wypracował przez lata charakterystyczne brzmienie, te nie do pomylenia z nikim innym unisona trąbki i saksofonu, wyrazisty ton gitary Yaniny, gęsty puls basu Marcina Pospieszalskiego. Muzyka zebrana w tym wydawnictwie uświadamia jak bardzo oryginalna i wciąż świeżo brzmiąca jest to propozycja.

Artyści zapowiadali wznowienie starych albumów od kilku lat. Trzymałem ich za słowo, a zarazem nie byłem pewien czy wystarczy im determinacji. Wystarczyło. Mamy więc do czynienia z fonograficznym wydarzeniem.

Wszystkim, którzy jeszcze go nie mają, a którzy poszukują muzyki niebanalnej, szczerze polecam ten komplet płyt Tie Breaku. Warto się pospieszyć. Zwłaszcza, że ponoć jest gotowy materiał na nową, pierwszą po latach płytę zespołu ze świeżym materiałem. Podobno ma się ukazać w tym roku. Znów czekam niecierpliwie!

Tomasz Janas

  • Tie Break box 7 CD: "Live", "Duch wieje kędy chce", "Gin Gi Lob", Poezje ks. Jana Twardowskiego" (z Jorgosem Skoliasem), "Nagrania archiwalne 1986" oraz Svora "1984" i Woo Boo Doo
  • Wyd. Fundacja Kultury Wici