Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Szczęśliwy człowiek w zielonych adidasach

Nigel Kennedy nie zawiódł swoich fanów. Podczas czwartkowego koncertu śpiewał, tupał nogą i pił piwo. I oczywiście fenomenalnie grał na skrzypcach.

Nigel Kennedy 3.10 w Auli UAM. Fot. Anna Solak - grafika artykułu
Nigel Kennedy 3.10 w Auli UAM. Fot. Anna Solak

Jeszcze nigdy nie widziałam muzyka, któremu granie przychodziłoby z taką łatwością. Niezależnie od tego, czy grał Bacha (jak w pierwszej części koncertu), czy mniej klasyczne utwory (jak w drugiej), Nigel Kennedy przez cały czas sprawiał wrażenie, jakby unosił się kilka centymetrów nad ziemią. Gra, śpiewa, przytupuje do rytmu, stroi miny, pokrzykuje, śmieje się w głos... i jest przy tym genialny! Właśnie w takim wydaniu mogliśmy zobaczyć mistrza (nie waham się użyć tego słowa) podczas czwartkowego koncertu w Auli UAM. Jako że organizujący wydarzenie Teatr Muzyczny właśnie tę salę wybrał na miejsce koncertu, większość przybyłych gości była ubrana odświętnie -  eleganckie garnitury i wieczorowe suknie, jak przystało na filharmonię. Tymczasem bohater wieczoru wystąpił w nonszalanckiej marynarce i adidasach koloru świeżej trawy. Dla tych, którzy nigdy nie byli na koncercie Kennedy'ego, już to mogło stanowić spore zaskoczenie. Nie wspominając o innych nietypowych zachowaniach muzyka.

Przez cały wieczór starał się mówić po polsku, opowiadał dowcipy i rozmawiał z publicznością. Panie w pierwszym rzędzie pytał o imię, po czym wykrzykiwał: "Magda? It's my favourite name!" albo "Joanna! I love it!". Żartował, że Rolf Bussalb, długowłosy gitarzysta, siedzący z tyłu sceny, przypomina jego żonę Agnieszkę.

Skrzypek przemieszczał się po scenie we wszelkich możliwych kierunkach, niezliczoną ilość razy przybijał popularnego "żółwika" towarzyszącym mu muzykom (Yaron Stawi na kontrabasie, Rolf Bussalb na gitarze i Krzysztof Dziedzic na perkusji), a podczas bisów, których rzecz jasna nie mogło zabraknąć, także i publiczności. Kłaniając się, za każdym razem salutował widzom na balkonach, a podczas solówki na instrumentach perkusyjnych razem z dwójką pozostałych muzyków bił pokłony przed Dziedzicem. Warto przy tej okazji wspomnieć, że muzycy współpracujący z Kennedy'm przy jego najnowszej płycie "In Recital" to kwartet wyśmienity. Przyjemnie było popatrzeć na współpracę znakomitych artystów, którym wspólne granie sprawiało ewidentną frajdę.

- Tak właśnie wygląda wolny człowiek - dało się słyszeć głosy podczas przerwy. - Jest uosobieniem zasady "kochaj i rób co chcesz" - mówili inni. I rzeczywiście. Kennedy robi, co chce, zarówno w kwestii etykiety, jak i samej gry na skrzypach. Swój instrument traktuje niestandardowo, prócz używania smyczka szarpie struny, puka w pudło i przesuwa palcami po gryfie. Improwizuje, poszukuje i ciągle próbuje nowych rozwiązań. Wielokrotnie otrzymywał oklaski w trakcie wykonywania utworu, zwłaszcza w drugiej części programu. Zagrał wtedy utwory: "Autumn Regrets", "Melody in The Wind", "I Believe in God" czy "Dla Jarka" - wszystkie poświęcone pamięci gitarzysty jazzowego Jarosława Śmietany, który zmarł miesiąc temu.

Koncert trwał blisko dwie i pół godziny, a artysta doczekał się owacji na stojąco. Trudno stwierdzić, czy oklaskiwano jego grę czy raczej ujmujący sposób bycia. Najpewniej i jedno, i drugie, bo Kennedy jest, oprócz genialnego muzyka, po prostu fajnym facetem.

Anna Solak

  • Nigel Kennedy z zespołem - koncert
  • Aula UAM
  • 3.10