Sztuka Ewy Kaczmarek Gdzieś daleko stąd jest zainspirowana historią okupacyjnych wysiedleń z Poznania. Sam tytuł spektaklu jest dość przewrotny. Podsunięcie hasła "Gdzieś daleko stąd" konotuje perspektywę, którą ludzie chcieliby zajmować wobec problemu wysiedleń. To życzenie, aby takie sytuacje miały miejsce "gdzieś daleko stąd". - Chcielibyśmy się od nich zdystansować, nie mieć w nie bezpośredniego wglądu. Wolelibyśmy nie musieć rozstrzygać moralnie tego, co się wydarza - nie myśleć o losach ludzi, o naszym zaangażowaniu w pomoc. Niestety to "daleko stąd" jest czasem paradoksalnie tuż obok, po sąsiedzku, bardzo blisko nas. Myślę, że powinniśmy się zastanowić, jaki jest nasz stosunek, poziom naszej empatii, zrozumienia dla tragedii wydarzających się obecnie - mówi Ewa Kaczmarek.
Co prawda temat sztuki wpisuje się w aktualny kontekst polityczny, ale pomysł na niego narodził się już kilka lat temu. Kaczmarek przeczytała wtedy zbiór reportaży Wysiedlenie i poniewierka. To zbór wspomnień, które zostały nadesłane na konkurs ogłoszony przez "Głos Wielkopolski". - Ludzie wywodzący się z tego regionu zostali poproszeni o to, aby ocalić dla przyszłych pokoleń pamięć o przeszłości i dać swoje świadectwo. Wysiedlenia dotyczą konkretnej akcji, która rozpoczęła się w 1939 roku, ale miałam poczucie, że to bardzo aktualny temat. Umiejscowione są w wojennej, okupacyjnej rzeczywistości, lecz motyw wysiedleń rozumianych jako tułaczy los uchodźców jest tragedią, którą my wszyscy przeżywamy obecnie. Spektakl pokazuje, że choć chcemy się od tego problemu zdystansować, to w naszej historii, zbiorowej pamięci - tej lokalnej i narodowej - tragedia uchodźcza jest jak najbardziej obecna - podkreśla Kaczmarek.
Zasadnicza praca nad tekstem polegała na gromadzeniu materiałów dokumentalnych związanych z zsyłką, wspomnień i świadectw. Miało to miejsce na początku tego roku, jeszcze przed przejęciem władzy w Afganistanie przez talibów i powstaniem napiętej sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. - Przed tymi wszystkim dramatycznymi sytuacjami przyjęliśmy w teatrze optykę tułaczy i wygnańców z własnego domu - mówi artystka.
Napięcie, zmęczenie, terror, strach, lęk, tęsknota
Jako dostępne poznaniakom źródła pamięci Ewa Kaczmarek wskazuje również na archiwa rodzinne czy opowieści ich dziadków. - Wysiedlenie i poniewierka nie jest też jedyną publikacją traktującą o wysiedleniach. Podobnych historii można również posłuchać w Poznańskim Archiwum Historii Mówionych, czy zapoznać się z nimi w różnych opracowaniach historycznych, tyczących się poszczególnych, wielkopolskich miejscowości. Pojawiają się w nich wspomnienia, które są obecne również w naszych rodzinnych domach - mówi Kaczmarek.
Proces okupacyjnych wysiedleń miał swoją własną dynamikę i przebieg. Najpierw wywózka, wypędzenie ulicami miasta do obozu na Głównej. Później transport w wagonach - często towarowych - na wschód Polski, na tereny Generalnej Guberni. W tych relacjach artystka zauważyła również przewijające się inne punkty wspólne. - Powiedziałabym nawet, że są to słowa-klucze. Często występują one w takich opowieściach. To choćby element skrajnego napięcia, gdy ludzie oczekują na rozwój sytuacji i zastanawiają się, kiedy "to" się wydarzy. Są tym już wtedy bardzo zmęczeni. W terrorze odbywa się moment samego wyjścia z domu. Później pojawia się utrata sensu, odczuwanie strachu, zimna i głodu, które dotyka ich w obozie tymczasowym. Podróż pociągiem jest przy tym ekstremalnie męcząca. Nowe miejsce napawa z kolei lękiem, czemu towarzyszy również silna tęsknotą za domem - opowiada Ewa Kaczmarek.
"Słyszy się o tym, spacerując ulicami Poznania"
Artystka sięgnęła po temat okupacyjnych wysiedleń, gdyż bliskie jest jej poszukiwanie w historii lokalnej prawdy o człowieku. - Taka wiedza pozwala nam poddać analizie także i współczesne sytuacje. Los takich osób mnie i inne osoby z teatru Republika Sztuki Tłusta Langusta bardzo głęboko dotyka - zaznacza.
Innym wymiarem zwrotu "Gdzieś daleko stad" jest miejsce, do którego byli wysyłani wysiedleńcy - i z którego tęsknili. W tych świadectwach poruszyła Kaczmarek tragedia utraty domu, tożsamości i przymusu pozbycia się praktycznie całego życia. - Doświadczenie utraty domu było niezwykle bolesnym przeżyciem. Wypędzenie z domu może oznaczać też wiele różnych rzeczy i łączyć się nie tylko z materialnym wymiarem utraty dachu nad głową, bibelotów, mebli, przedmiotów, które obdarzamy pewnym sentymentem. Wiąże się z tym również utrata poczucia bezpieczeństwa, a także pamięci przechowywanej pośród otaczającej nas przestrzeni. To tragedia, która ma wiele wymiarów - wyjaśnia.
Beton, zmielona słoma, czarny chleb, hałas, płacz
- Ten temat ma charakter dokumentalny, odnosi się do konkretnych historii ludzkich i faktów, które naszym widzom mogą być znane również i z bezpośrednich doświadczeń. Dlatego właśnie chcieliśmy go przedstawić z jednej strony możliwie wiarygodnie, a z drugiej nie popaść w prostą, ogólnie przyjętą adaptację tego typu tekstów. Dlatego szukaliśmy rozwiązań scenograficznych, które będą proste. Z jednej strony umożliwią nam zbudowanie pewnych metafor, a z drugiej nie będą obciążały swoim namacalnym, teatralnym bytem historii, rozwiązań, które posiadają własną, wewnętrzną głębię. Staramy się podążać taką drogą w myśleniu o przedstawieniu, w trakcie prób i przygotowań do niego - mówi Wojciech Wiński, reżyser spektaklu.
- Zamiast historycznej rekonstrukcji postawiliśmy na umowność. Starałam się stworzyć bohatera zbiorowego. Gdy czyta się opowieści o wysiedleniach, to pewne słowa powtarzają się w nich jak echo. To choćby "beton", na którym lądują ludzie pozbawieni często nawet i poduszki czy koca, którym mogliby się przykryć. Inne to "zmielona słoma" czy "czarny chleb". Często pojawia się też "hałas". W obozie przesiedleńczym słychać było ludzki pomruk niekończących się głosów, płaczących dzieci, kaszlących chorych czy starców. Na zdjęciach z tamtych zdarzeń widzimy ludzi poubieranych w kilka sztuk odzieży naraz. Chcieli w ten sposób ocalić jedno, drugie, trzecie palto... Nie wiedzieli, co się wydarzy - a mogli zabrać tylko tyle, ile zdołali unieść. Z tych wspólnych elementów staraliśmy się zbudować naszą opowieść - relacjonuje Ewa Kaczmarek.
Historia zaprezentowana w spektaklu została uabstrakcyjniona. Polega na psychologicznej grze, rodzaju terapii. - Jeżeli ktoś nie ma ochoty opowiadać o sobie, to mówimy mu: "Wyobraź sobie, że to miało miejsce gdzieś daleko stąd. Wyobraź sobie miasto". Nie nazywamy jednak tego miasta Poznaniem. W spektaklu nie pada też ani razu słowo "Niemcy". Nie chcemy wikłać się w międzynarodowe napięcia. Z jednej strony ważna jest oczywiście prawda historyczna - i to nie ulega wątpliwości. Ale chcemy, aby ta historia rezonowała szerzej, generalnie dotyczyła tragicznej sytuacji wysiedleń i uchodźców. Spotyka ona człowieka w wojennej rzeczywistości, gdy ktoś przychodzi do jego domu i mu to życie - nie tylko w symbolicznym, lecz często i dosłownym sensie - zabiera. Odebranie człowiekowi domu to także odebranie mu godności, możliwości pracy, zdolności zarabiania pieniędzy. Mam wrażenie, że bycie w sytuacji kogoś, kto ma dziecko i torbę, albo i nic nie ma - jest łamiące psychicznie. Co w takim przypadku świadczy bowiem o tym, kim było się do tej pory? W obozie przejściowym częsty był motyw tego, że zawód, życiorys... - to wszystko gdzieś umykało - mówi Kaczmarek.
Proces pozbawiania ludzi domu, ucieczki przed wojną w poszukiwaniu schronienia dehumanizuje ludzi. - Teraz jesteśmy świadkami tego, jak z uwagą wytrzymujemy, zwracamy uwagę na tragedie pojedynczych osób. A kiedy mamy już do czynienia ze zbiorowością, bezładną masą, tłumem, to nagle nie pamiętamy o tym, że to są nadal te poszczególne osoby. Następuje wtedy zjawisko dehumanizacji. O tym opowiada nasz spektakl - wyjaśnia Ewa Kaczmarek. - Mam wrażenie, że mając w Poznaniu, w Polsce tak bolesną, tragiczną historię powinniśmy pamiętać o tym, myśleć, wykazywać się taką wrażliwością, jak ci, co niegdyś wyciągali w kierunku naszych babć i dziadków pomocną dłoń, ratując im życie - dodaje.
Spektakl Gdzieś daleko stąd - tak, jak terapia - nie daje jednak odpowiedzi na to, co powinno się zrobić w takiej sytuacji, jak konfrontacja z kryzysem uchodźców. - Nie o to nam chodzi. To raczej czas na stawianie pytań. Okazja do tego, aby mówić - by w tym procesie mówienia, przypominania sobie spełniało się dochodzenie do prawdy - wyjaśnia Ewa Kaczmarek.
Marek S. Bochniarz
- Gdzieś daleko stąd
- scenariusz: Ewa Kaczmarek
- reżyseria: Wojciech Wiński
- premiera: 17-19.12, g. 19
- Republika Sztuki Tłusta Langusta
- bilety: 25 zł
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021