Znacie ten niepokojący stan, który towarzyszy po przebudzeniu z nazbyt realistycznego snu? Zgubiliście się w podróżach sennych, nie wiedząc, po której stronie jesteście?
Spektakl Odbicia stanowi swoistą kontynuację tematów podejmowanych przez Raczaka w realizacji Podróże przez sny, przepełnionej obrazami spiętrzonych, onirycznych wędrówek i wielokrotnych konfrontacji z kantorowskim Teatrem Śmierci. Grze aktorskiej Pawła Stachowczyka przyglądamy się dzięki snopom światła znajdującym się tam, gdzie artysta. Reszta to ciemność. Spektakl rozpoczyna się monodramem, rozważaniami na temat cienia. Cień w powszechnym mniemaniu... czym jest? Czym nie jest? To obszar, do którego nie dociera światło. To obszar, do którego za chwilę dotrze światło. To archetyp, który przynależy do nieświadomości indywidualnej i zbiorowej. Cień jest tym, co wyparte, co odszczepione, to kompleks emocjonalny. Cytaty wypowiadane przez Stachowczyka wchodzą w reakcję z indywidualnymi pętlami skrywających się myśli - jak często spektakle teatralne są początkiem równoległych widowisk dziejących się w naszych głowach?
W pierwszej części spektaklu przemówiły do mnie najbardziej trzy elementy. Pierwszy to dwa cytaty, które natychmiast rozpoznałam jako znajome. Fragmenty wiersza Jeżeli porcelana to wyłącznie taka Stanisława Barańczaka (który zresztą współtworzył razem z Raczakiem w latach 60. XX wieku jeszcze wtedy Studencki Teatr Poezji Ósmego Dnia) czuwającego nad Poznaniem, zawsze wzbudzają we mnie niepokój, który kłóci się z odczuwanym w tym samym czasie ukojeniem. Podobne emocje towarzyszą utworowi Wydrążeni ludzie Thomasa Eliota Stearnsa, do którego także nawiązuje Stachowczyk. Tak jak niewygodne są wypowiadane słowa Stearnsa: "I tak właśnie kończy się świat / Nie hukiem, ale skomleniem", tak też niewygodne są dźwięki towarzyszące monodramowi aktora. To drugi element, który utkwił mi w pamięci - niechciane dźwięki będące skutkiem ubocznym wykonywania konkretnych czynności. Szorstkie odgłosy trybularza, który towarzyszy Stachowczykowi przez pierwsze kilkanaście minut spektaklu, dźwięk mechanizmu podnoszącego drabinę-dźwignię, wreszcie sama stalowa drabina, która nieustannie spada, wydając trudny do zniesienia dźwięk. Wraz z drabiną upada też sam aktor, upada wielokrotnie, powracając konsekwentnie do procesu ustawiania drabiny w stronę światła i wspinania się, trochę po to, by dosięgnąć tego, co poza horyzontem wzroku, a trochę dlatego, że owo wspinanie się jest elementem wiecznej tułaczki wpisanej w życie we śnie.
Co znamienne dla pierwszej części Odbić to to, że historia, choć osnuta wokół cienia, głównie za pomocą słowa, przemawia do widzów na kilku etapach. Jednym z nich jest moment, w którym, po upadku drabiny, Stachowczyk leży na niej, ciężko oddychając, a ustawiona po drugiej stronie sali lampa rzuca światło w taki sposób, że na powierzchni ściany pojawia się cień aktora właśnie, który do złudzenia przypomina ukrzyżowaną postać. W kontekście przywoływanych wcześniej cytatów, obraz ten wprowadza nie tyle już sam niepokój, ale niedopowiedziane przygnębienie. Czy to zbieg okoliczności?
Druga część spektaklu to milczący dialog, w którym uczestniczy Stachowczyk i lalka, obiekt stworzony przez Martynę Stachowczyk. Lalka jest miękka, plastyczna, zrobiona z elastycznych białych elementów, tworzących szkielet, podszytych czerwonymi nićmi. Aktor, w czerni, skryty w mroku sceny, choć steruje lalką (na początku słychać, jak "przypina się" do szkieletu, swoją drogą dźwięki te przywodzą na myśl odgłosy strzykania w stawach), pozostaje widoczny. Jego skupienie, przyleganie do szkieletu, wykonywane gesty - niektóre dynamiczne, inne subtelne, wręcz czułe - powoli przestają być grą, a przybierają formę dialogu. W pewnym momencie nie sposób określić, kim jest animator, kto kogo prowadzi w tej grze, czy to czysta rywalizacja, czy może współistnienie. Czy lalka jest obiektem, czy aspiruje do miana bycia osobą? Temu milczącemu tańcowi towarzyszy nagranie, słowa wypowiadane przez Stachowczyka sugerujące, że lalka może być owym cieniem czy też jednym ze snów, który pojawia się tak szybko, jak znika. Historia ta bazuje na jednej z opowieści Jorge Louisa Borgesa, Dwudziesty piąty sierpnia 1983, który we śnie spotyka się ze sobą z przyszłości.
"Najważniejsze jest, aby się przekonać, czy tylko jeden człowiek śni, czy też dwóch śni o sobie... W istocie jest nas dwóch i jesteśmy jednym..." - cytuje Borgesa Stachowczyk, który uwolni się zaraz od onirycznego towarzysza, swojego cienia. Ale to uwolnienie pozostaje bez znaczenia, bo, jak powtarza za pisarzem artysta, na zewnątrz i tak oczekują nas inne sny.
Klaudia Strzyżewska
- Odbicia
- Fundacja Orbis Tertius i Trzeci Teatr Lecha Raczaka
- Scena Robocza
- 7.05
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022