Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Nie pielęgnujemy legend

Sezon 2024/25 będzie jubileuszowym dla Teatru Ósmego Dnia. Jedna z najważniejszych grup teatru alternatywnego w Polsce świętuje 60-lecie istnienia i mimo upływu czasu nie spoczywa na laurach. O rocznicowych planach opowiadają dyrektorka teatru Renata Stolarska i Marcin Kęszycki, artysta działający w nim od lat 70. ubiegłego wieku.

Archiwalna fotografia z 1988 roku. Zdjęcie pozowane. Piecioro ludzi. Czwórka mężczyzn i kobieta. Są swobodni ubrani i radośni. - grafika artykułu
Zespół w 1988 roku; siedzą (od lewej): Lech Raczak i Adam Borowski, stoją (od lewej): Marcin Kęszycki, Ewa Wójciak, Tadeusz Janiszewski, fot. Joanna Helander

Sześćdziesiąt lat to kawał czasu.

Marcin Kęszycki: Niedawno zastanawiałem się nad tym i okazało się, że w dziedzinie długowieczności jesteśmy jako zespół na absolutnym, światowym podium teatrów offowych. No może jeszcze Odin Teatret, który zresztą właśnie oficjalnie zakończył działalność. Przez pewien czas mieliśmy konkurencję w postaci The Living Theatre, ale dzisiaj nie wiem, czy któraś z grup wywodzących się z tzw. niezależnego, offowego, alternatywnego teatru mogłaby właśnie obchodzić 60-lecie. Nasz teatr powstał w 1964 roku. Jeszcze wówczas tworzyła go zupełnie inna ekipa, m.in. Tomasz Szymański, Lech Raczak, Marek Kirschke, Stanisław Barańczak... Nie jestem w stanie wymienić wszystkich osób, które uczestniczyły w akcie założenia teatru. Na przełomie 1972/73 roku Teatr Ósmego Dnia zaczął już funkcjonować w składzie, którego trzon (poza Lechem Raczakiem - przyp. red.) pozostał właściwie niezmieniony. Więc to rzeczywiście jest jakiś rodzaj, sam tego inaczej nie potrafię nazwać, fenomenu.

Dla mnie jesteście fenomenem, a teatry, które wymieniłeś, mają status legend. I Teatr Ósmego Dnia też nią jest. Jak się z tym czujecie?

M.K.: Judith Malina z Living Theatre, czyli z naszej konkurencji (śmiech), zapytana o to, czy czuje się legendą teatru, powiedziała krótko: "F*** the legend!". Myślę, że moglibyśmy za nią to powtórzyć. Wcale nie czujemy się żadną legendą ani nie pielęgnujemy żadnych legend. Wolelibyśmy raczej, jeśli już jest powód - 60-lecie, wrócić do realnej historii i opowiedzieć o tym, co być może jeszcze się jakimś ludziom wyda interesujące czy będzie dla nich pouczające.

Pewnie jest tak, że każdy swoją historię opowiedziałby inaczej. Dla Ciebie te kluczowe momenty to co? Ja jestem z Poznania i z Wami dorastałam, ale pojawiają się młodzi ludzie, nowi, przyjeżdżają na przykład na studia i co? Czego powinni się dowiedzieć o Teatrze Ósmego Dnia?

M.K.: Informacje dzisiaj łatwo znaleźć w internecie. Są na naszych stronach, są ulotki z miesięcznymi programami. Więc najpierw niech przyjdą do teatru, a potem już sobie możemy pogadać...

Renata Stolarska: Przez Teatr Ósmego Dnia przewijają się tłumy młodych ludzi. Od pewnego czasu mamy grupy warsztatowe. Tych dla bardzo młodych są trzy, które co tydzień w każdy wtorek i środę opanowują przestrzeń teatru. W poniedziałki mamy grupę dorosłych w wieku od 20 do nawet 70 lat. Dla nich też jest tu miejsce. Oni też przychodzą do nas na inne wydarzenia.

M.K.: Tylko tutaj dodam do tego, co Łynia (Renata Stolarska - przyp. red.) powiedziała, taką anegdotę... prawdziwą. Kiedyś po spektaklu podeszła do mnie dziewczyna w wieku pomiędzy późnym liceum a wczesnymi studiami i powiedziała, że mam pozdrowienia od jej mamy. Okazało się, że ta była naszą widzką w latach 70. Sama już nie przychodzi, ale przysyła do nas swoje dzieci. I to jest strasznie fajne! Zmieniają się pokolenia i wciąż pojawiają się nowi widzowie. Nawet bym nie powiedział widzowie, bardziej chyba właśnie, tak jak mówi Łynia, uczestnicy. I ciągle są młodsi, i ciągle znajdujemy jakimś cudem z nimi wspólny język. Może również dzięki temu, że i w teatrze się pojawiają nowi współpracownicy, którym do tego ich języka bliżej?

Zanim zaczniemy o młodszych, wymieńmy trzon. Bo te nazwiska powinny paść.

M.K.: Rzeczywiście, ten trzon w tej chwili się już rozszerzył i utrwalił. Spośród takich, którzy jeszcze mnie uczyli, to Tadeusz Janiszewski i Ewa Wójciak. Kiedy sam przychodziłem do Teatru Ósmego Dnia w 1973 roku, czyli 51 lat temu, byli moimi mentorami. Potem wplątałem się ja (uśmiech), zaraz po mnie Adam Borowski i niedługo potem pojawił się na horyzoncie naszych przyjaciół Jacek Chmaj - i ta przyjaźń się rozwijała, rozwijała i na początku lat 90. już całkiem scaliła. A w tej chwili jest jeszcze Janusz Stolarski, który nas mocno wspomaga, inspiruje, jest wspaniałym aktorem i kompanem. Poza tym jest niezniszczalny. Jest też Marek Kościółek, który pracuje w podgoleniowskim Teatrze Krzyk. I to właśnie on prowadzi, jak słyszę, ze znakomitym rezultatem, warsztaty teatralne.

R.S.: Marek Kościółek i cały Teatr Krzyk to zespół, który ciągle mówi, że się wychował na Teatrze Ósmego. Myślę, że jest nam bardzo blisko do siebie, bo współpracujemy nie tylko z Markiem. W kolejnej już produkcji wzięła udział Lena Witkowska, również aktorka Teatru Krzyk, która świetnie się znalazła w naszym zespole. To też Marcin Puławski. Oni są tak bliscy duchowi Teatru Ósmego Dnia, że właściwie dzieje się to w sposób płynny i bez żadnych zakłóceń.

M.K.: Zresztą od momentu kiedy osiedliśmy na Ratajczaka 44, zawsze mieliśmy ideę dzielenia się tym miejscem i ta idea przetrwała. Staje się nawet dla nas coraz ważniejsza. Ciągle jeszcze pracujemy, jesteśmy aktywni, w lipcu pokazaliśmy premierę nowego przedstawienia Stracony sen. Ale tutaj też powstaje dużo młodych teatrów, które staramy się zarazić pewnym rodzajem myślenia o teatrze - niezależnym, fizycznym, alternatywnym, ale też myślenia społecznego, etycznego, co w dzisiejszych czasach nie jest już całkiem oczywiste. I takie przedstawienia tutaj prezentujemy. One ciągle mają swoją widownię i to jest ostateczna weryfikacja tego, co tu się robi.

R.S.: Kiedyś bardzo ładnie nazwała to Paulina Skorupska (psycholożka, teatrolożka, dramaturżka - przyp. red.), która u nas pracowała. Nazwała to krytycznym przyglądaniem się światu. I myślę, że to jest to, co charakteryzuje nasz teatr, że zawsze z pewną nieufnością patrzymy na to, co się dzieje wokół, i może też nawet jesteśmy trochę postrachem dla niektórych.

Myślę, że pewien rodzaj krytycznej wrażliwości społecznej, czujności od lat Wam przyświeca. Jak tego nie zgubić?

M.K.: Znów wspomnę Judith Malinę, która zresztą była bohaterką jednego z naszych przedstawień. Kiedyś powiedziała: "Ja nie pracuję w teatrze. Ja pracuję w świecie". I to jest mi bardzo bliskie. Bo my tutaj znacznie więcej rozmawiamy o kwestiach społecznych i politycznych niż o teatrze. Chociaż mamy swoich patronów i bardzo wiele czasu poświęcamy na różnego rodzaju warsztaty techniczne, które otwierają, wspomagają, dają sprawność aktorską. Te dwie rzeczy są co najmniej równoległe: praca nad sobą, ciałem, techniką aktorską, a z drugiej strony nad tym, co się wokół każdego z nas dzieje, bo to jest nasz temat.

Teatr Ósmego Dnia przez szeroką publiczność jest współcześnie widziany często przez pryzmat zjawiskowej, ogromnej Arki granej w przestrzeni publicznej. Z drugiej strony w ośrodku pokazujecie spektakle salowe. Wciąż ciągnie Was w plener?

M.K.: No wiesz... nas ciągnie do ludzi. Ludzie przychodzą do nas na Ratajczaka, a wobec tego należy się im coś w zamian, więc wychodzimy do nich. Przedstawienia plenerowe są zupełnie innym wyzwaniem teatralnym, w dużym stopniu technicznym, technologicznym, ekonomicznym, produkcyjnym. Ale wydaje mi się, że te przedstawienia ze sobą istnieją bardzo integralnie. Pewne rzeczy, które odkrywamy w pracy nad spektaklem salowym, chcemy potem sprawdzić w plenerze, i odwrotnie. Czasem to, co nam się udało stworzyć w plenerze, inspiruje lub wręcz przenosi się do przedstawień salowych. Tak było w Piołunie czy Małej Apokalipsie. Ale w tej chwili przedstawienia plenerowe to już nie jest taki spontaniczny ruch. Produkcja takiego spektaklu to czas bardzo intensywnej pracy.

Ale odpoczynku na razie nie będzie, bo przed nami sezon jubileuszowy. Co się będzie działo?

R.S.: Zanim w ogóle się sezon zacznie, to jeszcze dwa razy zagramy Arkę, i to raz na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich - zapraszamy 16 sierpnia. Będzie to występ w ramach jubileuszu Anonimowych Alkoholików w Polsce i jesteśmy zaszczyceni tym zaproszeniem. Sezon zaczynamy w październiku. W każdy weekend będziemy pokazywać inny spektakl salowy. Będą to m.in. Allegro Agitate (Utwór, który musi być wykonywany z niespokojną, udręczoną miną), Do władzy wielkiej i sprawiedliwiej oraz Paragraf 196 KK (ćwiczenia z terroru). W listopadzie aktorzy będą przygotowywać, planowany na pierwszy weekend grudnia, pokaz  -  roboczo nazwaliśmy go The best of Teatru Ósmego Dnia. Będą to główne obchody naszego jubileuszu.

M.K.: Idea brała się stąd, że zastanawialiśmy się, czy w ogóle jesteśmy w stanie wrócić do jakichś starych przedstawień. Oczywiście z wielu powodów to jest często niemożliwe, ale za to możliwe jest przywołanie różnych fragmentów tych spektakli. Możliwe jest przywołanie pewnych tekstów - od Musimy poprzestać na tym co tu nazywano rajem na ziemi...? (1975) poprzez Przecenę dla wszystkich (1977), Ach, jakże godnie żyliśmy (1979) czy Więcej niż jedno życie (1981) - szczególnie tych starszych przedstawień, ale i powrót do tych, które powstawały już w nowych czasach. Ciekawe jest, jak to się ze sobą skonfrontuje, jak te teksty, te sytuacje da się ożywić wspólnie. Już mamy wstępne pomysły. Bardzo na to czekam, bo jest wiele rzeczy, które się świetnie pamięta, do których chciałoby się wrócić, jest kilka tekstów z przedstawień, które weszły do naszego codziennego języka, a więc naprawdę będzie to niesamowita podróż teatralna naszej historii.

R.S.: Oprócz tego w listopadzie będziemy mieć czytanie performatywne w wykonaniu naszych młodszych kolegów, którzy będą przytaczać listy starszej części zespołu, pisane w czasach, kiedy część Teatru Ósmego Dnia była w Polsce, bo nie mogła jej opuścić, a część została wyrzucona i musiała wyjechać za granicę. Te listy są naprawdę niesamowite, czasem bardzo wzruszające, czasem zabawne, a czasem rozdzierają serce i chcemy część z nich czy ich fragmentów zaprezentować.

To będzie w jakiś sposób podobne do Waszego, świetnego notabene, spektaklu Teczki?

M.K.: Tam były dokumenty Służby Bezpieczeństwa, a jednocześnie wracaliśmy do fragmentów przedstawień, naszych listów, notatek, rozważań, które konfrontowały się z tymi dokumentami. To stwarzało wrażenie, jakby cała ta machina, produkująca dokumenty, brzmiała naprawdę poetycko. Ale to nie będzie to samo. Będziemy raczej szukać pewnej ciągłości, wynikających z siebie wątków. Jednym z nich będzie wątek podróży, który silnie zaznaczył się w naszej historii. Najpierw jako coś, co było niemożliwym do spełnienia marzeniem, a potem konieczną podróżą po świecie, próbą przekroczenia berlińskiego muru, a potem w Tańcz póki możesz (1994) podróżą metafizyczną. Ten motyw cały czas wraca, jest bardzo ważny. Choćby w przedstawieniu Allegro Agitate, gdzie w niemal dokumentalnej formie są zawarte różne nasze przeżycia związane z podróżą. Jest też kilka elementów, które były próbą opisu świata, z którego czasami chce się wyjechać, i to też jest znakiem szczególnym Teatru Ósmego Dnia tamtych czasów.

R.S.: Muszę jeszcze wspomnieć o tym, że planujemy wystawę fotografii z naszych spektakli, głównie tych starszych, które trudno już dziś obejrzeć. Odsłonimy też mural, który namaluje dla nas Nina Budzyńska. Pojawi się w miejscu, gdzie kiedyś było już takie dzieło, czyli na półpiętrze, przed wejściem do teatru. Natomiast Ewa Wójciak pisze książkę, swoje wspomnienia z działalności w Teatrze Ósmego Dnia, które ukażą się w kwietniu. I to będzie końcówka naszego jubileuszu.

Rozmawiała Agnieszka Nawrocka

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024

Zobacz także:

Teatr Ósmego Dnia