Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Nie chcę rzucać ze sceny oskarżeń

- W Św. Pępku Świata stworzyłam przyjazną przestrzeń, z którą praktycznie każdy może się łatwo utożsamić - mówi Aleksandra Pajączkowska*, scenografka, która debiutuje na Scenie Roboczej jako twórczyni niezależnej realizacji artystycznej.

. - grafika artykułu
Aleksandra Pajączkowska, fot. archiwum prywatne

Skąd pomysł na spektakl dotyczący pępka?

Zaczęło się od koszulki - i przetworzenia pomysłu na scenografię. Ta jedna koszulka stała się początkiem dla wszystkich wątków, które chciałam przekazać w spektaklu. Miała symbolizować boga. Rozmyślałam o mężczyznach, patriarchacie... Przyszedł mi wtedy do głowy pomysł o legendzie o włoskach, które zostają tylko w koszulkach męskich, kojarzących mi się z patriarchatem.

"Każdy (albo prawie każdy) mężczyzna wie, że po całym dniu noszenia włóknistej odzieży, wieczorem, w środku pępka można spodziewać się, małego, zbitego kłębuszka, który powstaje w wyniku tarcia włókien odzieży i oraz włosów na skórze, i zatrzymuje się w pępku" - czytamy w zapowiedzi przedstawienia. Czyli w damskich pępkach takie włoski nie zostają?

Nie zostają, ponieważ kobiety bardzo rzadko mają owłosienie na brzuchu. Koszulka miała symbolizować też ubranie boga, który jest mężczyzną. Kłębuszek sygnalizuje coś, w co jestem bardzo wplątana. Z jednej strony dążę do ciepła, które zostało mi wpojone z hasłem "mężczyźni otaczają opieką". Z drugiej strony jestem też uwikłana w system, wobec którego pozostaję mała - na tyle, że mieszczę się w Pępku Świata.

Co ma Pani myśli mówiąc "uwikłanie w system"?

Wpisanie w pewne role płciowe i kulturowe, formowane przez procesy socjologiczne i społeczne, od których ciężko się uwolnić.

Czy jednak nie jest tak, że robiąc o tym spektakl - i myśląc o tym wszystkim, wikła się w to Pani jeszcze bardziej?

Możliwe, że tak jest. Ale żeby coś odrzucić, trzeba to najpierw poznać. Dopiero potem można się od tego odwrócić. Spektakl Św. Pępek Świata starałam się robić podwójnie. Uznałam, że skoro przy takich tematach oczekuję empatii, to powinnam również umieć sama ją dać. W ten sposób, pracując nad przedstawieniem, mogłam dotrzeć do sedna problemu - spoglądając na niego również i z drugiej strony. Muszę też dodać, że moje stanowisko nie jest wcale jednoznaczne. W spektaklu nie ma też żadnych oskarżeń ani gotowych wniosków.

Dlaczego Pani stanowisko nie jest jednoznaczne?

Św. Pępek Świata nie jest zwrócony przeciwko patriarchatowi. To bardzo osobista sprawa. Prezentuję tylko wnioski płynące ze skali mikro. To moje własne doświadczenia. Wychodząc od relacji ze swoim ojcem próbowałam zrozumieć, jakie mechanizmy powodują, że zachowuje się on w określony sposób. W takich sytuacjach dobrym narzędziem i motorem postępu jest moim zdaniem empatia. Jest ona lekarstwem na bardzo straszną i złowieszczą siłę szantażu emocjonalnego.

Czyli relacja z Pani ojcem jest toksyczna i oparta na emocjonalnym szantażu?

Nie chcę używać takich słów. Nie jest też tak, że jestem ofiarą tej relacji i jest ona dla mnie krzywdząca. Faktycznie posiada ona jednak pewne elementy toksyczne i szantażu emocjonalnego. Ale takich relacji jest pewnie bardzo wiele zarówno w Polsce, jak i na całym świecie.

Czy ta relacja była poniekąd punktem wyjścia do realizacji spektaklu?

Nie. Dostałam propozycję od Sceny Roboczej. Zawodowo pracuję jako scenografka. Pierwszy raz mam okazję stworzyć w teatrze nie tylko pracę wizualną, ale większą wypowiedź artystyczną. Stwierdziłam, że nie umiem usprawiedliwiać swojej obecności na scenie i stąd muszę po prostu na niej być. Jest to odważne spotkanie z samą sobą i okazja do dotarcia rzeczy, które mnie naprawdę bolą, interesują, a może czasem również i frustrują. Chciałam je przerobić i porozmawiać o nich z innymi osobami. Niekoniecznie to wszystko im oznajmić, ale raczej zaprosić je do dyskusji.

Czyli w Św. Pępku Świata po raz pierwszy pojawi się Pani na scenie w innej roli niż scenografka?

Wcześniej zdarzały mi się epizodyczne role w etiudach filmowych czy przedstawieniach szkół teatralnych. Ale będzie to moja pierwsza własna wypowiedź artystyczna.

Skąd zatem padła taka propozycja ze strony Sceny Roboczej?

Byłam częścią składu poprzednich laureatów Nowej Generacji - twórców przedstawienia Żyjesz naprawdę w innym świecie. Zostałam wraz z nimi zaproszona do realizacji spektaklu. W trakcie współpracy okazało się, że z Hubertem Fiebigem mamy zupełnie różne metody pracy. Ja lubię pracować w sposób uporządkowany, według planu i niestety nie umieliśmy się pod tym względem dogadać. Zostałam wyrzucona z zespołu. W moim odczuciu było to dosyć przemocowe rozwiązanie - i poczułam się wykluczona. To dosyć zabawne w sytuacji, gdy robi się spektakl o osobach wykluczonych.

Scena Robocza jest znana z polityki równościowej. Stąd padła z ich strony propozycja, abym dostała jedną trzecią budżetu i zrobiła własną realizację. Pomyślałam wtedy: dlaczego nie? Wyjście ze strefy komfortu? Pewnie!

Czy zdarzyło się Pani po raz pierwszy, że została wyrzucona ze spektaklu?

Nie. Poruszam w Św. Pępku Świata wątek pierwszego wyrzucenia, które miało miejsce z powodu seksizmu.

Czy chciałaby Pani więcej o tym opowiedzieć?

Chętnie. Bo boli, że są to sprawy, o których raczej nie można mówić. Są na przykład ludzie, którzy teraz robią spektakle o osobach wykluczonych na tle rasowym, a sami kierują się samczymi instynktami. To absurd. Takie rzeczy uchodzą im jednak na sucho, bo stali się autorytetami. Świat teatralny jest bańką osób, które mówią na scenie o pewnych sprawach, lecz poza nią niekoniecznie utożsamiają się z prezentowanymi na niej wartościami.

W tamtym przypadku intencje reżysera były inne niż moje. W momencie, gdy karty zostały wyłożone z dwóch stron, a ja powiedziałam, że mogą nas łączyć tylko stosunki zawodowe, zakończył naszą współpracę. Gdy to się zdarzyło, to żądałam sprawiedliwości i chciałam o tym rozmawiać. Zauważyłam wtedy jednak, że osoby ze środowiska spuściły oczy i wolały milczeć. Wiedziały, że to człowiek, który będzie im dawał w przyszłości pracę, przez co ma nad nimi namiastkę władzy i muszą go szanować. Stąd - mimo że doszło do jawnej krzywdy - nie miały zamiaru konsolidować się z kimś przeciwko niemu. Gdy się to zdarzyło, oboje jeszcze studiowaliśmy. Obecnie to już znany reżyser, który tworzy w teatrach i jest pupilem wśród młodych, debiutujących twórców.

Wtedy domagał się od Pani nawiązania relacji romantycznej?

Tak. Pojawiały się z jego strony też różne manipulacje i insynuacje. W końcu powiedział, że nie może czuć się źle tylko dlatego, aby być w porządku. W momencie, gdy okazało się, że nie wykazuję żadnego pierwiastka romantycznego w jego stronę, poinformował mnie, że zaczęłam go krępować na próbach.

Czy określiłaby to Pani jako molestowanie?

Raczej jako mobbing. A jeśli jako molestowanie - to psychiczne. Nie wiem w sumie, gdzie przebiega granica. W przeszłości byłam molestowana - i to nie jeden raz. Ale krzywda w tym przypadku była dla mnie nawet większa, niż przy tamtych doświadczeniach.

Mam znajomą artystkę, dla której robienie scenografii było bardzo wyczerpującym doświadczeniem i po pewnym czasie stwierdziła, że nie ma już na to siły. Zwłaszcza, że z jednej strony bardzo dużo od niej oczekiwano, a z drugiej często zupełnie nie liczono się z jej wysiłkiem. Dodatkowo - co musi być frustrujące - zazwyczaj praca osób zajmujących się scenografią jest niedoceniana, czy wręcz niezauważana. Czy ta sytuacja się nie zmieniła?

Tak - nadal dokładnie tak jest. Bycie kobietą-scenografką jest też dodatkowym obciążeniem - z racji tego, że ta branża jest opanowana przez mężczyzn, ukształtowanych w określony sposób. Dlatego często pojawiają się głosy, że jest w niej ciężej - szczególnie, jeśli się jest atrakcyjną kobietą. Działając w niej powinno się liczyć z tym, że trzeba o siebie zadbać w różnych rejonach, szczególnie emocjonalno-psychicznych.

Robienie scenografii to praca ciężka i często niedoceniana, a przy tym kiepsko płatna w stosunku do wkładanego w nią wysiłku. Coraz mniej myślę o dalszej karierze w tym zawodzie, bo wiąże się to dla mnie z obniżeniem poczucia własnej wartości. Robiąc scenografie cały czas spełnia się oczekiwania innych. Poświęca się na to energię i czas, za co nie dostaje się adekwatnej zapłaty. Trudno też mówić nawet o zwyczajnym, ludzkim poczuciu bycia docenionym.

Poza scenografiami tworzy Pani również animacje rysunkowe.

To coś, co oddaje moje zainteresowanie plastyką i odpowiada na potrzebę budowania narracji, którą  zawsze odczuwałam. Gdy je robię, to panuję nad sytuacją, nad rzeczywistością. To także mój sposób na oswajanie świata. Wzięło to się u mnie od dziecięcego tłumaczenia sobie rzeczywistości za pomocą rysunków.

Czy w Św. Pępku Świata również sięga Pani do tej dziecięcej perspektywy?

Wiedziałam, że ta praca powinna być osobista - bo inaczej byłoby ryzyko fałszu. Dlatego, wychodząc na scenę, wyznałam, że muszę być sobą. Dziecięcość zawsze do mnie wraca. To choćby resztki dziecięcej pobożności.

To znaczy?

Pamiętam, że jako dziecko byłam bardzo wierząca. Obserwuję, jak wpływa to na mnie dzisiaj i wiąże się z systemem patriarchatu. Dominujące hierarchie są po prostu hierarchiami systemu kościelnego, politycznego i społecznego. W dzieciństwie najsilniej objawiała się dla mnie hierarchia kościoła.

Wiązały się z tym traumy, płynące z doświadczenia opresyjności systemu religijnego. Dlaczego dziecko ma się czuć winne, że ktoś za nie umarł? Słyszałam tekst, że wbijałam gwoździe Panu Jezusowi nim się jeszcze urodziłam. Co tak brutalne słowa mogą robić z dziecięcą psychiką? Z takich kazań biorą się straszne rzeczy! W spektaklu staram się to pokazać z perspektywy dziecka, aby nie była to agresywna wypowiedź. Nie chcę rzucać ze sceny oskarżeń.

Skąd wzięło się u Pani zainteresowanie patriarchatem?

Przede wszystkim od mojej relacji z ojcem, związanymi z nim bolesnymi przeżyciami. Zbiegło się to też z moimi doświadczeniami w życiu prywatnym. Niedawno wyprowadziłam się z domu. Co prawda bardzo wcześnie z niego wyjechałam, gdy poszłam do oddalonego od niego liceum plastycznego. Ale oficjalnie zrobiłam to ostatnio - powiedziałam: "Nie będę już tak często przyjeżdżać w odwiedziny i na tak długi czas. Macie oddzielne życia, a ja już jestem dorosłą osobą". Powiedziałam, że żądam, żeby mnie traktowali jak dorosłą osobę. Zabrałam wtedy swoje rzeczy, które i tak mogły tam zostać, ale chciałam, aby to zerwanie z domem rodzinnym było widoczne.

To wydarzenie zupełnie przemodelowało moją relację z ojcem. Z jednej strony jest było dla mnie miłe i wzruszające. Odkryłam też, że ojciec ma wobec mnie również i inne uczucia niż te, które okazywał całe życie. Z drugiej strony, wnikając w sytuację, odkryłam w niej szantaż emocjonalny - strach, że już nie panuje nad swoim dzieckiem. Potrafię to "zempatyzować". Ojciec miał kontrolę nad etapem mojego dorastania. Do pewnego momentu mógł o mnie mówić, aż w końcu ja zaczęłam mówić swoim głosem. Dla rodziców może być przerażające to, że ich dziecko ma swoją tożsamość. Mogą się tej tożsamości również bać.

Rozmawiał Marek S. Bochniarz

*Aleksandra Pajączkowska - studiowała scenografię na Wydziale Malarstwa, Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Prezentowała swoje prace studenckie na wystawach w Krakowie, Zakopanym i Wiedniu. Jest też autorką scenografii i kostiumów do filmów fabularnych, seriali, etiud szkół filmowych w Łodzi, Katowicach i Krakowie oraz przedstawień w Krakowskiej Akademii Teatralnej. Współpracowała z teatrami: Łaźnia Nowa, Juliusza Słowackiego, Teatrem Starym, Teatrem Odwróconym w Krakowie, także z Miejskim Centrum Edukacji Teatralnej. Ilustruje stronę internetową teatralia.pl. Tworzy animacje rysunkowe i słuchowiska. W wolnych chwilach robi tatuaże, przerabia oraz projektuje ubrania. W jej malarstwie dominuje realizm magiczny i teatralne światy nasycone melancholią.

  • Św. Pępek Świata
  • performance, scenografia, kostium: Aleksandra Pajączkowska
  • muzyka: Kacper Kornas
  • dźwięk: Jarek Downar
  • premiera: 18.12, g. 19
  • Centrum Rezydencji Teatralnej Scena Robocza
  • bilety: 15-20 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021