Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Najpierw Adam, potem Ewa

- Bóg najpierw stworzył Adama, a dopiero po nim - Ewę - słyszymy jak performerki spektaklu Heartburn mówią te słowa w trakcie sceny parodiowania kreacjonistów. Twórczynie spektaklu wplatają wątek religii do spektaklu, traktującego o patriarchalnym ucisku.

, - grafika artykułu
fot. Andrzej Majos

Heartburn to spektakl powstały z inicjatywy funkcjonującego od przeszło 25 lat zespołu Cosmino Production, w którego skład wchodzi jedna z dwóch obecnych na scenie performerek - Rachel Karafistan. Poznańska aktorka Eva Rufo została zaproszona do udziału w procesie twórczym oraz wykonawczym i jest pełnoprawną współautorką tego spektaklu.

Tłumacząc tytuł spektaklu Heartburn (z ang. - zgaga) twórczynie podkreślają swoją  zależność od tego, co aktualne. Nieprzyjemne, powracające uczucie ciągłej walki z patriarchalną opresją wobec społeczeństwa nierozerwalnie wiąże się z prywatnymi doświadczeniami i odczuciami jednostki, uwikłanej w sieć przemocowych zależności od stereotypów, presji i oczekiwań. Z tego powodu w swoim kolażowym spektaklu przeplatają sceny inspirowane własnymi doświadczeniami z inscenizacjami o charakterze bardziej uniwersalnym, w których ironia i groteska mają służyć przepracowaniu stereotypów związanych z rolami płciowymi, seksualnością oraz zmianami jakie przechodzi kobiece ciało w rytm upływu czasu.

Istotne dla spektaklu są migracyjne doświadczenia obu performerek. Rufo jest Hiszpanką, a Karafistan pochodzi Wielkiej Brytanii. Poza polską mową na scenie posługują się swoimi ojczystymi językami, czasem nawiązują też do doświadczeń życia w krajach swojego pochodzenia.

Scena urządzona jest skromnie, a wszystkie przedmioty, które się na niej znajdują, zostają w spektaklu wykorzystane. Najważniejszym elementem jest stara deska do prasowania, która sprawdza się zarówno jako taksówka, stolik, jak i mównica. Estradowy wymiar spektaklu performerki podkreślają realizując choreografię z kolorowymi wstążkami oraz wykonując tematycznie dopasowane do przedstawienia piosenki. Często dokonują też dekonstrukcji teatralnej iluzji, obnażając się ze swoich scenicznych ról. Te niby-prywatne, komediowe wstawki o stand-upowym potencjale najczęściej służą wprowadzeniu na scenę osobistych herstorii. We wspomnianej wcześniej wypowiedzi twórczynie podkreślają, że podczas pracy nad spektaklem ich intencją było podjęcie poważnych tematów za pomocą humoru, aby widz nie czuł się przytłoczony ciężarem formy.

Wyraz Heartburn spodobał się performerkom także ze względu na połączenie słów "ogień" i "serce", które powodują skojarzenia z wielkim zaangażowaniem, siłą oraz miłością. Gorejące serce to też oczywiście motyw znany z chrześcijańskiej ikonografii. Twórczynie celowo nawiązują do niej za pomocą kostiumu jednej z performerek oraz przywodzącej skojarzenia z malarstwem Fridy Khalo waginalnej instalacji, która pojawia się na scenie. Kolorowe wstążki wynurzają się z rzeźby o kształcie wulwy, przypominając boskie promienie.

Religijność jest w tym spektaklu powiązana z rozczarowaniem i goryczą. Jak czytamy w jego opisie, obie performerki miały doświadczenie dorastania w katolickich rodzinach, dlatego na scenie sięgają do własnych wspomnień. Scena picia herbaty, podczas której artystki opowiadają swoje dziecięce wspomnienia z wizyty Jana Pawła II w ich rodzinnych miastach, staje się pretekstem do odsłonięcia iluzorycznego czaru katolickiej wspólnotowości i miłosierdzia. Zapowiadany jako boska istota papież nie zsunął się z nieba po anielskiej wstędze, lecz przemknął niepostrzeżenie za szybą papamobile. To pierwsze rozczarowanie papieską nieprzystępnością okazuje się w tej scenie przykrywką dla głębszych, brutalniejszych odkryć - być może Bóg nie jest miłością, Kościół nie jest ostoją, a ksiądz nie jest sprzymierzeńcem.

Doceniam Heartburn ze względu na wyczuwalne zaangażowanie performerek, staranność wykonania oraz dramaturgiczną uważność twórców spektaklu. Nie ma w nim dłużyzn, a sceny humorystyczne skutecznie rozładowują napięcia poważniej ujętych wątków. Choć wykonanie i estetyka spektaklu są przekonujące, mam jednak kilka istotnych zarzutów, których przemilczeć nie sposób.

Wobec buntowniczego wydźwięku całości zabrakło mi ukazania solidarności oraz wzajemnej troski, które są przez feministyczne środowiska promowane w walce z patriarchatem od zarania działań prokobiecych i równościowych. Biorąc pod uwagę aktualne wydarzenia społeczno-polityczne w Polsce, jakimi są nieustanne tarcia z rządem na temat legalizacji aborcji, Polki udowodniły, że są w stanie jednoczyć się i wspierać nie tylko poprzez okazjonalne, masowe protesty w centralnych punktach polskich miast i wsi, ale każdego dnia działając oddolnie, lokalnie i kolektywnie za swoją sprawę. Szkoda, że nie wybrzmiało to w scenie z wiejskimi babciami, które co prawda mobilizują się do ataku na proboszcza, ale robią to w sekundę oraz bez mocy.

Żałuję też, że scena ukazująca mężczyzn w groteskowej formie jako głupich, dupkowatych seksoholików nie została wyważona bardziej pogłębioną refleksją na temat męskości. W efekcie trąci dydaktyzmem sprzed kilku dekad, kiedy męski feminizm był jeszcze w powijakach, a mocno krytyczne ujęcie patriarchalnego mężczyzny w ramy przerysowanego stereotypu szokowało. Podobnych karykatur polska i światowa kultura wdziała już wiele. Inscenizacja nie sprawdziła się jako wartościowy komentarz społeczny, właśnie przez ten brak odświeżenia stereotypu.

Najbardziej niepokojąca była jednak pierwsza scena spektaklu, w której performująca konfrontację z taksówkarzem Rufo, zamierzała opowiedzieć o doświadczeniu migrantki stale mierzącej się ze stereotypami na temat kraju swojego pochodzenia. Zamiast szowinizmu taksówkarza, jaki, przypuszczam, miał zostać wyeksponowany w tej scenie, na pierwszy plan wysuwa się klasizm bohaterki (mówi, że jest wykładowczynią akademicką), która cynicznie ("Zaraz padnie pytanie za milion punktów"), z  irytacją ("Nie lubię piłki nożnej, mój tata też nie lubi" wypowiedziane z manifestacyjną przesadą) i lekceważąco (po co tłumaczyć, że do Polski nie przyjechała za chłopakiem, a z powodu zainteresowania polskim teatrem - w domyśle - pewnie taksówkarz nawet nie wie kim jest wielki Jerzy Grotowski) ośmiesza bardziej siebie niż mężczyznę, który opiera swój small-talk na stereotypowym wyobrażeniu Hiszpanii. Nie deprecjonuję migracyjnych doświadczeń performerki i nie mam intencji mówić jej co powinna czuć w obliczu konfrontacji ze stereotypem, ale wskazana inscenizacja nie udźwignęła nadmiaru tych emocji i moim zdaniem wymaga przeformułowania.

Przebolałam jednak niesmak pierwszej sceny i pozwoliłam sobie zaufać autorkom, wierząc, że niefortunna inscenizacja jest wynikiem niedopracowania, a nie intencji przekazu niepokojących jakości. Twórczynie Heartburn wiele chciały w spektaklu powiedzieć, czego dowodzi nie tylko spora ilość podjętych wątków, ale też zastosowanych metod scenicznej wypowiedzi. Zakładam, że to właśnie nadmiar pomysłów i zainteresowań przeszkodził w uważnym potraktowaniu każdego wątku.

Julia Niedziejko

  • Heartburn COSmino Productions
  • Republika Tłusta Langusta
  • 26.02

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022