Dwie nominacje - w kategorii Człowiek kultury i Wydarzenie sezonu, i zwycięstwo spektaklu Ewa i ja. Co Ty na to?
Gdy z internetu dowiedziałam się o tych nominacjach, a za chwilę rozdzwoniły się telefony, to było naprawdę piorunujące wrażenie. Bardzo poruszyły mnie słowa, które padły w uzasadnieniu Kapituły Konkursowej. Poza tym fakt, że tak wielu widzów zobaczyło Ewę, sam w sobie był ogromną nagrodą. Przedstawienia, które realizowałam do tej pory w Republice Sztuki Tłusta Langusta, z racji specyfiki tego malutkiego miejsca, miały zdecydowanie bardziej kameralny charakter. Ewę zobaczyło prawie tysiąc osób. I być może to przełożyło się na popularność w plebiscycie.
To ciekawe, zwłaszcza, że Ewa i ja konkurowała również z "nieonlajnowymi" wydarzeniami...
Miałam poczucie, że w tym onlajnie, pomijając nasze "Usta Ustowe" eksperymenty jest dosyć ograniczone pole manewru. Bałam się, że w internecie trudno będzie teatr ocalić. Myślę, że na kształt tego spektaklu bezpośredni wpływ miało moje doświadczenie widza teatralnego w pandemii. Po półrocznym doświadczaniu kultury w sieci byłam przekonana, że tylko rzeczy przemyślane, dobrze wyprodukowane i atrakcyjne wizualnie oraz dźwiękowo obronią się w wirtualnej rzeczywistości. Dlatego przedstawienie zostało nagrane w taki sposób, w jaki powstają produkcje teatru telewizji, korzystające z możliwości filmowego języka i obrazu.
Dodatkowym walorem było włączenie w akcję plenerów miejskich. Opening spektaklu wydarza się na ulicach Poznania, by doprowadzić widzów w długim mastershocie do wnętrza teatralnej sali. Tutaj w czarnej przestrzeni sceny, łączącej w całość różne miejsca i momenty, przechodzimy przez kolejne etapy życia bohaterki.
Tu ważna rola Macieja Domagalskiego - operatora i montażysty. Jak byś nazwała, zdefiniowała ten spektakl?
Ja to nazywam filmem teatralnym, czyli taką formą, która łączy z jednej strony język teatralny: umowne zarysowanie przestrzeni, grę świateł, akcję opartą na monologu głównej bohaterki, z filmowym medium, które z kolei umożliwia rejestrowanie na zbliżeniach emocji, wprowadza wewnętrzny ruch, efekty montażowe. Talent Maćka i jego doświadczenie miały tu ogromne znaczenie. Ale równie ważna była wspaniała muzyka Adama Brzozowskiego czy kostiumy Patrycji Piwosz, które pozwoliły zbudować prawdę tego świata. Dzięki ich pracy każda ze scen ma swój wysmakowany wizualnie i muzycznie klimat.
I ten film/spektakl dostrzegła Kapituła Konkursowa i widzowie oddający głosy.
Dla mnie to jest ogromna radość i mobilizacja do tego, by dalej działać. Dziękuję z całego serca wszystkim, którzy oddali swój głos. Cieszę się też, że w tym roku nominowano w plebiscycie tak dużo wydarzeń spoza oficjalnego, instytucjonalnego nurtu. Wydaje mi się to niesłychanie wartościowe i stanowi ważny przekaz dla ludzi, że kultura w Poznaniu jest niesłychanie różnorodna. Ma oblicza, które kojarzymy z dużych, popularnych miejsc, ale ma też swój podskórny nurt w postaci adresów bardziej alternatywnych, ale jak się okazuje, wartych odwiedzenia. W tym przypadku takim miejscem jest Republika Sztuki Tłusta Langusta, bo bez niej teatr by się w moim życiu pewnie nie wydarzał.
Na szczęście się wydarza, więc wróćmy do początku, czyli skąd wzięła się w twoim życiu Ewa Braun?
W zasadzie to dwie Ewy Braun, bo spektakl łączy biografie dwóch kobiet, które nosiły to samo imię i nazwisko. Ewy Braun - polska i niemiecka - wzięły się z reportażu poznańskiego dziennikarza i pisarza Piotra Bojarskiego i jego książki Poznaniacy przeciwko swastyce, zbierającej nieznane historie z czasów okupacji. Polska Ewa przyszła na świat w rodzinie skromnego urzędnika kolejowego ze Środy Wielkopolskiej, któremu, dzięki niemieckiemu nazwisku i służbie w pruskiej armii udawało się prowadzić dobrze zakamuflowaną działalność konspiracyjną. Niestety został złapany i skazany na śmierć. Wtedy rodzina wpadła na niezwykły pomysł. Postanowiono, że córka Augustyna, wykorzystując zbieżność nazwiska, napisze do niemieckiej Ewy Braun list z prośbą o wstawiennictwo. Żeby jeszcze bardziej przemówić do serca, do listu dołączono zdjęcie, w którym ucharakteryzowano Ewę Braun na Ewę Braun. Za wzór posłużyło zdjęcie wśród alpejskich łąk, które odtworzono w okolicach Środy Wielkopolskiej. List zaniesiono do Greisera i choć nie ma pewności jakie były jego dalsze losy, jest to jeden z nielicznych przypadków udokumentowanego ułaskawienia.
To mnie zainteresowało. Taka filmowa sytuacja - dwie osoby o tym samym imieniu i nazwisku są w tej samej rzeczywistości, ale po jej dwóch różnych stronach i ich biografie niespodziewanie się przecinają. Ważny był też dla mnie też wątek sprawczości - wpływu, który moim zdaniem możemy mieć na rzeczywistość oraz wątek odpowiedzialności. Na Ewie Braun-Hitler, pomimo bardzo nieszczęśliwej biografii, ciąży ten sam zarzut, który dotyczy innych kobiet nazizmu. Uświadamia to mocno pierwsza scena, cytująca słynny list Klausa Manna napisany do Emmy Sonnemann z okazji jej ślubu z Göringiem.
Więc o czym dla Ciebie jest Ewa i ja?
Jest o kobietach i o roli kobiet w życiu społecznym. O tym, że nikt, w tym same kobiety, nie powinny się tego wpływu na rzeczywistość pozbawiać. Bo milczenie nie zawsze jest mądrością. Zresztą jesienią ubiegłego roku, w momencie, w którym spektakl powstawał, kobiety były na ulicach, dając wyraz swojemu niezadowoleniu i to też dołożyło taki dodatkowy kontekst do tej opowieści i spowodowało, że nie kończy się ona na liście napisanym przez Ewę Braun do Ewy Braun, tylko na moim.
Ewa i ja jest też o tym, że nie można patrzeć na kobiety tylko przez męskie biografie. W spektaklu Adolf stoi w cieniu. Rzuca go na Ewę nieustannie, ale to nie on jest najważniejszy. Jest też o tym, że historie są na wyciągnięcie ręki, że warto się rozglądać i patrzeć na miejsca, na ludzi wokół, jako źródło inspiracji. To jest coś, co odkryłam w Teatrze Usta Usta, gdy eksplorowaliśmy przestrzenie miasta, poznawaliśmy Poznań. No i o tym, że historia się nie kończy. Jest naszym wspólnym doświadczeniem, z którego winniśmy wyciągać wnioski.
W takim razie jaką teraz historią się zajmujesz?
Tym razem z Teatrem Usta Usta zajmujemy się historią wysiedleń w czasach okupacji. Spektakl nazywa się Gdzieś daleko stąd. Tu znów historia rozmawia z teraźniejszością, bo dodatkowy kontekst pojawił się wraz z kryzysem uchodźczym i sytuacją na granicy. Premiera 17 grudnia.
A Ewę będzie można zobaczyć?
Nie wiem jeszcze czy pojawi się na scenie, bo przywiązałam się do spektaklu w obecnej formie. On jest też dokumentem pandemicznego czasu. Tymczasem zapraszamy na pokazy 10-12 grudnia. Zawsze można też napisać maila na adres tlustalangusta.pl@gmail.com i dostać link do spektaklu Ewa i ja.
*Ewa Kaczmarek (Laura Leish) - poznanianka, aktorka, scenarzystka, reżyserka własnych spektakli i współrealizatorka spektakli Teatru Usta Usta.
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021