Najpierw zapytam o marzenia...
Chciałbym w którymś z kin studyjnych przeprowadzić roczny, intensywny kurs filmowy. Zacząłbym od litery A: Amarcord. Na B byłby oczywiście Bergman, jaki tytuł, tobym się zastanowił. C: Chłodnym okiem albo Casanowa. I tak dalej.
Chętnych byłoby z pewnością bardzo, bardzo wielu, tak jak kandydatów na filmoznawstwo, które utworzył Pan na UAM.
Mamy powód do dumy, bo byliśmy pierwsi w Polsce i dzięki nam zostało wpisane na listę ministerialną. Program tych studiów - pełnych, pięcioletnich - jest bardzo bogaty. Zawiera i naukę o języku, i o literaturze, teatrze, w ogóle szeroko pojętej kulturze. Taki szeroki zakres podpowiedział mi mój promotor, prof. Jerzy Ziomek, kiedy specjalizowałem się u niego z teatrologii. A w ogóle jestem szczęśliwy, że wciąż mogę pracować na swym macierzystym uniwersytecie.
Choć były atrakcyjne propozycje z wielu uczelni na świecie.
Tak. Trochę się wahałem, ale wybrałem Poznań. A teraz to i tak nie ma większego znaczenia. Jeżdżę często z wykładami, utrzymuję kontakty, także przez wydawnictwa, uczestniczę w jury różnych konkursów. Właściwie od zawsze fascynowały mnie ruchome obrazy. Już jako licealista namiętnie chodziłem do kina i koledzy w Marcinku wiedzieli, że jestem "nawiedzony". A na studiach założyłem sekcję filmową w Kole Polonistów, zacząłem publikować w Nurcie - jaka szkoda, że go nie ma!
W Collegium Maius UAM jest Sala Komedy. To jeden z elementów pańskiego hasła "Przywróćmy Komedę Poznaniowi".
To niezwykły twórca i zasługuje na pamięć nie tylko u nas. Denerwowali mnie warszawscy specjaliści, którzy nie doceniali kapitalnej roli jego muzyki w filmach. Nóż w wodzie bez muzyki właściwie nie istnieje. Komeda w ciągu 11 lat skomponował muzykę do 71 filmów! Był bardzo zdolny i - jak na poznaniaka przystało - niezwykle pracowity. Film zaczął go zresztą coraz bardziej pochłaniać, mniej już interesowały go koncerty i nagrania.
Jesteśmy też potęgą w dokumencie i animacji.
I tu chcę przypomnieć nazwisko urodzonego w Poznaniu Jana Lenicy, a ponadto jeszcze nasze dawne sukcesy. W połowie lat 50., kiedy nie ma jeszcze angielskiej nowej fali, nie ma Sportowego życia, Lindsay Anderson, pisząc manifest brytyjskiego kina, powołuje się na polskich kolegów! Potem, już jako korespondent BBC w Polsce, rozmawia z Munkiem. Zachował się film z tego spotkania w 1959 roku, ale bez dźwięku. Ryszard Bugajski, gdy wziął na warsztat Eroicę, postanowił go odzyskać. Zaangażował znakomitą specjalistkę i ona z ruchu warg odtworzyła tę rozmowę.
A nasz Poznań na filmowej mapie?
Ma w sobie od dawna widoczną miłość do filmu. Tu przecież w willi Flora, sąsiadującej z moim Marcinkiem i znajdującej się dziś w dość opłakanym stanie, powstało kilkanaście filmów. Poznań był na początku XX wieku drugim ośrodkiem filmowym na ziemiach polskich!
Żeby to udowodnić, razem z żoną, prof. Małgorzatą Hendrykowską, jeździcie po świecie i przekopujecie się przez filmowe archiwa.
Udało nam się w Paryżu odszukać cały ośmiominutowy film z 1908 roku. W opinii specjalistów to był prawdziwy cud, bo znajduje się na ogół jakieś małe fragmenty, epizody... Im dłużej poznaję i odkrywam kino, tym bardziej jestem pewien, że życia nie starczy, by poznać to, co w kinematografii warte jest odkrycia i opisania. Obiema rękami podpisuję się pod słowami Konfucjusza "jeśli twoja praca jest twoją pasją, to znaczy, że przez całe życie nie będziesz pracował". Po prostu kocham kino.
Rozmawiała Grażyna Wrońska
Marek Hendrykowski - krytyk, recenzent, autor kilkudziesięciu książek o historii kinematografii i mistrzach kina.