Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Nowe formy przebijają się z trudem

Rozmowa z prof. Aleksandrem Kuczmą, laureatem Nagrody Artystycznej Miasta Poznania, projektantem mebli.

. - grafika artykułu
Aleksander Kuczma. Fot. materiały prasowe UAP

W niezwykłym miejscu Pan pracuje - w pięknym budynku z czerwonej cegły, wśród zieleni, a w centrum miasta - Solna 4.

To willa dowódcy pruskiego garnizonu, jeszcze za prezydenta Kaczmarka udało mi się pozyskać ją dla uczelni, dziś Uniwersytetu Artystycznego.

Zgromadzone tu meble ostro kontrastują z architekturą domu.

Są tu teraz projekty młodych, m.in. mojego sukcesora Mateusza Wróblewskiego

Pan jednak wciąż pracuje. Na Politechnice w Koszalinie.

Tak, w Instytucie Wzornictwa, ale o Poznaniu i mojej uczelni bynajmniej nie zapominam. Jest jeszcze School of Form.

Jak najkrócej opisałby Pan swoją artystyczną drogę?

Wychowałem się w domu rzeźbiarza, prace mojego ojca są w wielu poznańskich kościołach. Potem była budowlanka na Rybakach, studia w PWSP, dyplom z rzeźby u prof. Bazylego Wojtowicza i zanim zaangażowano mnie na uczelni, 20 lat pracowałem w przemyśle meblarskim, prężnym wówczas i otwartym na nowości. Kiedy w latach 60. pojawiły się tworzywa sztuczne, poszukiwali fachowca, który miałby przestrzenną wyobraźnię. Czas polimerów szybko się skończył i do łask wróciło drewno. Poczułem się jak u siebie w domu.

Pana projekty chwalili fachowcy i klienci nie tylko w kraju.

Np. zestaw wypoczynkowy znany u nas pod nazwą "Gryf " powstał na zamówienie Skandynawów, ale trafił i do Kanady, i do Austrii, i produkowany był przez 10 lat! Dopiero potem trafił na rynek krajowy i też był bardzo dobrze przyjęty. Profesor - mówi towarzyszący nam w rozmowie Mateusz Wróblewski - zawsze eksperymentował, nie tylko na uczelni. Także w przemyśle. I jako praktyk mógł nie tylko dyskutować z technologami, ale i narzucać konkretne rozwiązania. Nas nauczył śmiałości w projektowaniu i wytrwałości. Pozwalał też przyglądać się swojej pracy, co należy do rzadkości. Bywało, że Profesor w wirze twórczej pracy w ogóle nie wychodził z pracowni, zapominał o jedzeniu. Wtedy go dokarmialiśmy i mieliśmy szansę być z nim przez cały czas. Usiłowaliśmy go naśladować, co owocowało niejednokrotnie bąblami na rękach. A on nam powtarzał: "Najlepszy mebel to taki, po którym nie widać, ile trudu kosztuje jego wymyślenie i wytworzenie". Wiem doskonale, że efekt kształcenia w dużej mierze zależy od osobowości nauczyciela. Dziękowaliśmy za to wszystko Profesorowi podczas jego niedawnego 80-lecia. A jesienią czeka Profesora najwyższe wyróżnienie naszej uczelni "Schola bene meritum".

Polskie wzornictwo ma dobrą markę na świecie, a u nas?

Muszę tu sparafrazować słowa z Rejsu: "lubimy to, co znamy" - mówi prof. Kuczma - więc nowe formy przebijają się z trudem. Poza tym ciągle fetyszem jest niska cena. Jeśli coś jest tanie, to znajdzie odbiorców. 10 lat temu zorganizowaliśmy na targach pokaz naszych projektów Dyktator. Poszczególne meble, jak modelki na wybiegu, prezentowały się w blasku reflektorów. Nie wszystkim się to podobało. Projektanci dyktują wybór? - dziwili się. A my wiemy, że większość ludzi, dopiero gdy zobaczy konkretny wzór, może zdecydować się na kupno.

Pana meble trafiły do domów, nie tylko w Polsce, i do muzeów.

Miałem szczęście i z tego bardzo się cieszę. Wiele jednak prototypów nie doczekało się realizacji - nam też kryzys dał się we znaki, ale niektóre wzory trafiły do kolekcji muzealnych. Można je oglądać w Muzeach Narodowych w Gdańsku, Warszawie i także w Poznaniu. - To klasyka polskiego dizajnu - dopowiada Mateusz Wróblewski.

Rozmawiała Grażyna Wrońska

Aleksander Kuczma - znakomity projektant mebli, wychowawca kilku pokoleń designerów