W "Śnieniu" opowiadasz o codzienności szkoły teatralnej, której jesteś absolwentką. Traktujesz ten spektakl jako pożegnanie ze szkołą?
Oj, absolutnie tak. "Śnienie" jest moim hołdem złożonym wielkim ludziom, których miałam okazję spotkać. Poznałam panią Ewę Wycichowską, ale też spotkałam wiele duchów szkoły, takich jak Olga Sławska-Lipczyńska i inne legendarne postaci, z którymi żyjemy na co dzień. Spektakl to moje podziękowanie po tych wszystkich latach.
Skąd czerpałaś inspiracje do poszczególnych scenek?
Wielkim zwrotem w moim myśleniu o tym, czym może być spektakl teatralny, był zachwyt nad architekturą - nad tym, jak ona w przestrzeni buduje znaczenia. A "Umarła klasa" Tadeusza Kantora służyła mi jako główna inspiracja. Ten spektakl wzbudza nadal wiele emocji i elektryzuje jak kiedyś! Przebijając się przez warstwę opowieści o szkole baletowej, o pierwszych krokach w sztuce tanecznej, chciałam w "Śnieniu" postawić pytanie, czym jest twórczość człowieka i jak ona się ma do stworzenia Boga. Jak można moralnie ocenić to, że tworzę? Czy jako artystka zasłużę na wejście do nieba, czy raczej wręcz przeciwnie? Te pytania postawił wcześniej Tolkien. Przeczytałam jego "Liść, dzieło Niggle'a", zapomniane opowiadanie, z którego można wysnuć wnioski, że tworząc, w pewnym sensie dokańczamy dzieło Boga. Dla mnie to sedno tego spektaklu.
W pierwszej scenie w Farze, pojawiając się obok Adama i Ewy i ich obserwując, poniekąd postawiłaś siebie w roli Boga jako choreografa.
Nie chciałabym sugerować swojej wszechmocy, aczkolwiek artysta staje się demiurgiem. Jest postacią, która kontynuuje dzieło stworzenia, rozwija, uzupełnia. Marząc o niebie, możemy myśleć, że nastanie ono wtedy, kiedy my dokończymy ten świat, kiedy dzieło Boga zostanie domalowane przez nas.
Tworzenie to zatem szalenie odpowiedzialne zadanie.
Tak, dlatego ja podchodzę do niego szalenie poważnie. Dla mnie to temat życia i śmierci.
Byłaś zadowolona z nieba, które stworzyłaś w szkole baletowej?
Kiedy ludzie zaczęli wchodzić do budynku, pojawiła się panika, że przecież ktoś depcze po mojej duszy, ktoś łazi po mnie. Mogłam albo to odrzucić i przerwać spektakl, albo całkiem się otworzyć i powiedzieć: "bierzcie wszystko, co chcecie". Nie przerwałam, ale czułam to bardzo realnie, jednocześnie duchowo i fizycznie. A potem skupiłam się na tym, co się działo. Sporo czasu spędziłam, podążając za niektórymi widzami. Zainteresowały mnie dwie starsze panie, które szły powolnym krokiem i wspominały "Zobacz, tu miałyśmy geografię, pamiętasz jak nas tutaj przepytywał?". Dla nich to była podróż przez wspomnienia. Obserwowałam też wykonawców, dziesięcioletnie dziewczynki, moich rówieśników, tancerzy PTT i muzyków i - przyznaję - poruszyło mnie to, jak głęboko, całymi sobą weszli w sytuację, niezależnie od roli. Dlatego nie wiem, czy można mówić o zadowoleniu, ale zostałam oczarowana ich zaangażowaniem i wiarą w to, co robią. Myślę też, że dla dzieciaków to była niesamowita przygoda i jednocześnie mam nadzieję, że stanie się dla nich bodźcem, by podążać za własnymi marzeniami.
Współpracując z tak licznym zespołem, trudno pewnie uniknąć konfliktów o podziały ról. Jak ci się to udało?
Pracowałam w małych, kilkuosobowych grupkach. Osobno każda salka, każde okienko, każda połać podłogi. Chciałam, żeby każdy uwierzył, że znajduje się w centrum wszechświata. Jednocześnie zależało mi, żeby tancerze znali kontekst całej szkoły. Chciałam, żeby dokładnie znali swoje zadanie, a równocześnie pozostawiłam im swobodę. Wiele kreacji, które mogliśmy zobaczyć, to zasługa artystów. To nie było więc dyrygowanie tłumem, mimo iż występuje tam około 200 osób.
Robiliście całościowe próby wcześniej?
Mieliśmy dwie takie próby. Odbywały się kiedy już wszyscy nauczyciele szli do domów, późno w piątki. Cała szkoła należała do nas. To była cudowna zabawa!
Premiera "Śnienia" wypadła w dzień twoich urodzin, a niemal dokładnie rok wcześniej w Scenie Roboczej zrobiłaś "Dziś są moje urodziny 2". Czy dla ciebie taniec to forma zabawy, świętowania również?
To przypadkiem trafiło w moje urodziny, ale spodobała mi się zbieżność i chyba będę tak robić dalej, jak Bóg da. Mam wrażenie też, że z każdym kawałeczkiem swojego dzieła w pewnym sensie się rodzę, ale z drugiej strony umieram.
Planujesz jeszcze teraz jakieś spektakle?
Tak. Myślę o działaniach koncentrujących się na tańcu, mniej teatralnych. Marzy mi się opracowanie formy tańca, która by pozwoliła myśleć o nim jako o doświadczeniu kinestetycznym, a nie wizualnym.
Rozważasz angażowanie widzów?
Tak, ale trudne będzie zachęcenie ich do działania, wierzę jednak, że kiedyś się uda, bo istota tańca tkwi w ruchu, a nie w oglądaniu. Marzy mi się uwolnienie tańca, przywrócenie jego pierwotnej natury.
Oprócz tworzenia choreografii i tańczenia, działasz również w Krajowym Funduszu na Rzecz Dzieci.
Tak, jestem w funduszu jako humanistka, bo interesuje mnie świat nie tylko z perspektywy tanecznej. Nigdy nie chciałam się zamykać i ciągnie mnie do wielu dziedzin takich jak literaturoznawstwo, wiedza o teatrze czy filozofia. Dzięki Funduszowi odkryłam kilka ścieżek, na przykład poznałam Kantora, bez którego ani "Dziś są moje urodziny", ani "Śnienie" by nie powstały.
Jak znajdujesz czas na wszystkie działania?
Okres pracy nad "Śnieniem" przypominał absolutne szaleństwo. Chyba przyzwyczaiłam się do braku snu i zamiast śnić przez małe "ś", śniłam przez duże "Ś". Kocham żyć w takim trybie. Nie chcę tracić czasu na niepotrzebne rzeczy typu spanie czy jedzenie.
Zaczęłyśmy od pytania o zakończenie, to skończymy pytaniem o początki. Zdajesz maturę i co dalej? Zapewne masz tysiąc pomysłów.
Dobrze trafiłaś. Na pewno będę tańczyć. Nie chciałbym jednak jeszcze iść do teatru i pracować jako tancerka czy nawet choreograf, nie czuję się jeszcze gotowa. Wolę wyruszyć dokądś, poznać inne środowisko, zdobyć trochę inspiracji. Pewnie skończy się tak, że pojadę na studia z tańca współczesnego, dostałam się do konserwatorium w Londynie, za kilka dni jadę też do Brukseli na finałową audycję w P.A.R.T.S..
Rozmawiała Agnieszka Dul
Monika Błaszczak - tegoroczna absolwentka Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej im. Olgi Sławskiej-Lipczyńkiej w Poznaniu. W 2015 r. zadebiutowała jako reżyserka w Scenie Roboczej, tworząc spektakl "Dziś są moje urodziny 2" inspirowany ostatnim dziełem Tadeusza Kantora. Otrzymała stypendium artystyczne miasta Poznania "za wybitną aktywność w działalności szkolnej i pozaszkolnej". W 2016 r. została nagrodzona Medalem Młodej Sztuki Głosu Wielkopolskiego "za głowę pełną tańca i ciało, które myśli". "Śnienie" miało premierę 13 marca, podczas festiwalu Atelier PTT.