Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

ŚWIAT W 3D. Lubię unikatowość

- Udało się zachować wiele oryginalnych elementów. Przede wszystkim "serce" urządzenia, czyli mechanizm fotoplastykonu. To drewniane koło, na którym osadzone w głębokich ramkach stereofotografie przesuwają się przed oczami oglądających - mówi Tomasz Zabór* - stolarz, który odrestaurował poznański fotoplastykon.

. - grafika artykułu
Tomasz Zabór, fot. Damian Andrzejewski

Wyremontowany i sprawny poznański fotoplastykon to Pana dzieło. Co Pana skłoniło do podjęcia się tego zadania?

W sprawie renowacji fotoplastykonu zadzwonił do mnie ówczesny wicedyrektor Wydawnictwa Miejskiego Posnania Jan Stryjski. Poszukiwał stolarza, który miał doświadczenie również w naprawach i odnawianiu starych drewnianych wyrobów. Wcześniej wykonywałem już takie prace, m.in. renowację zabytkowych drzwi wejściowych do siedziby Aquanetu na Garbarach, drzwi na Sołaczu i na ul. Półwiejskiej oraz w okolicznych kamienicach. Wykonywałem także zamówienia na meble na wzór starych.

Czy było to dla Pana duże wyzwanie? Przecież w całej Polsce sprawnych jest tylko kilka takich urządzeń.

Po obejrzeniu fotoplastykonu, który był wówczas zmagazynowany w Galerii Miejskiej Arsenał na Starym Rynku stwierdziłem, że renowacyjne prace stolarskie nie powinny przysporzyć trudności. Problem leżał natomiast w rekonstrukcji okularów oraz systemu regulacji ostrości obrazu.

Jaka część tego urządzenia pozostała oryginalna, a które elementy trzeba było wymienić?

Przede wszystkim należało zająć się okularami. Większość wykonana była z drewna, reszta z mosiądzu. Oprócz złego stanu technicznego, drewniane wizjery zostały w większości pozbawione sprawnej regulacji ostrości obrazu - najprawdopodobniej w wyniku poprzednich napraw. Jeżeli chodzi o okulary mosiężne, kilka z nich było w stanie dobrym, pozostałe niestety pogięte i uszkodzone. Ich oryginalna regulacja również sprawiała problemy. Wtedy powstał pomysł na rekonstrukcję wszystkich okularów według wzoru zachowanych w całości kilku egzemplarzy. Po konsultacji z Janem Stryjskim zmieniłem tylko system ich regulacji z pierwotnej - bocznej, na taki jak w lornetkach - powyżej wizjerów. Wykonania tego zlecenia podjęła się poznańska firma zajmująca się pracami ślusarsko-tokarskimi. Po otrzymaniu, za moim pośrednictwem, rur mosiężnych i nowych soczewek, profesjonalnie wykonała okulary. Obecnie nie można odróżnić nowych egzemplarzy od odrestaurowanych.

Konstrukcja fotoplastykonu pozostała bez zmian. Natomiast wymienione musiały być okładziny zewnętrzne 24 paneli. Zastąpiły je sklejki z naturalną okleiną mahoniową. Nowe są też wszystkie skrzynki pod okulary i deski, czyli półki oparciowe pod okularami, a także dolne zamknięcia. Ze względów bezpieczeństwa konieczna była także wymiana instalacji elektrycznej. Dodatkowo zmieniłem oświetlenie na energooszczędne, ledowe. Wykonałem również nowe, mosiężne tabliczki z numerami stanowisk. Na szczęście udało się zachować wiele innych oryginalnych elementów. Przede wszystkim "serce" urządzenia, czyli mechanizm fotoplastykonu. To drewniane koło, na którym osadzone w głębokich ramkach stereofotografie przesuwają się przed oczami oglądających. Podczas ostatniego przeniesienia fotoplastykonu na ul. Ratajczaka została natomiast podjęta decyzja o wymianie włączników światła nad każdym stanowiskiem.

Nadal nie wiemy, kiedy dokładnie został wykonany fotoplastykon, w jaki sposób i skąd trafił do Poznania. Czy podczas remontu natrafił Pan może na jakieś wskazówki, które pomogłyby nam to ustalić?

Niestety nie. Zdarza się, że w tak starych urządzeniach można znaleźć skrawki papieru lub nawet gazet, które służyły do zabezpieczenia, czy uszczelnienia jakichś elementów. W fotoplastykonie nie znalazłem niczego takiego. Również na żadnej z drewnianych części nie było daty jej powstania. Jedynie stary silnik fotoplastykonu może stanowić jakąś wskazówkę. Jest na nim tabliczka znamionowa - niewykluczone, że dostarczy ona więcej informacji.*

Kiedy potrzebna jest Pana pomoc przy fotoplastykonie, zawsze jest Pan do dyspozycji. Czy to wyłącznie poczucie obowiązku, czy może czuje się Pan szczególnie związany z tym urządzeniem?

Za swoją pracę jest się odpowiedzialnym. Tak mnie nauczono. Dlatego, kiedy moi klienci zwracają się do mnie z problemem, zawsze jestem do dyspozycji. Ale lubię unikatowość i każdy wyjątkowy mebel szczególnie zapada w moją pamięć. Nie mógłbym pracować przy seryjnej produkcji.

Rozmawiała Anna Smolarkiewicz

**Udało nam się skontaktować z firmą, która wyprodukowała silnik. Otrzymaliśmy informację, że urządzenie pochodzi z przełomu lat 50. i 60. XX wieku.

*Tomasz Zabór - stolarz, z zawodem związany blisko 40 lat. Marzył o technikum leśnym, ale ponieważ pierwszeństwo przyjęcia miały wówczas dzieci leśników, zamiłowanie do drzew przerodziło się w pasję obróbki drewna. Nie lubi powtarzalności, ceni oryginalne, stare wyroby.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020