Robimy rzeczy, jakie sami chcielibyśmy usłyszeć

Czym był Prototyp?
Piotr Kowalski: Prototyp był takim prototypem zespołu yassowego.
Szczepan Kopyt: Nagraliśmy dwie EP-ki demówki. Występowaliśmy głównie w Poznaniu. To była motoryczna muzyka inspirowana drum'n'bassem i jazzem. Takie połączenie wtedy jeszcze wydawało się świeże i nie było zbyt wiele składów, które by to eksplorowały, zwłaszcza od strony komponentów zupełnie nieelektronicznych w instrumentarium.
A Yazzbot Mazut?
SzK: Potem, nie od razu, był Yazzbot. Realizowaliśmy w nim nasze ukierunkowanie na rytmiczny jazz - po tym, co się stało w latach 60-tych. Robiliśmy transowe kawałki.
PK: W pewnym momencie ta formuła też się nam wyczerpała. Ostatni skład był z Leną Romul, która wyjechała do Warszawy robić karierę. Skończyliśmy po dwóch płytach. Przyszły też czasy dla duetów, a nie większych składów z perkusją, gitarami i piecami. Kiepsko było nam załatwić coś, by z grania uzyskać chociaż zwrot kosztów i transportu.
SzK: Przeprowadziliśmy eksperyment i nagraliśmy moje wiersze, które były zwyczajnymi wierszami i nie były pomyślane jako utwory do muzyki. Nawet tak nie wyglądają. Chcieliśmy przepracować je przez posiadane narzędzia aranżacyjne do formy piosenek albo utworów słowno-muzycznych. Zrobiliśmy najpierw płytę, a potem się okazało, że można grać to we dwójkę, nadal improwizując.
Dlaczego odeszliście od elektroniki?
SzK: Przy tym parku maszynowym jaki mieliśmy wówczas, granie elektroniczne okazało się dość ograniczające i męczące na dłuższą metę. Graliśmy wiele koncertów w słuchawkach. Skoro wychodziliśmy z bardzo małym zestawem, to często traktowano ten skład jako taki, który może się podłączyć do dyskotekowego nagłośnienia. Niejako odbijając się od poprzedniego pomysłu, zrobiliśmy wtedy surowy skład, w jakim gramy do tej pory - z gitarą i perkusją.
PK: Pierwszą płytę duetu "buch" nagraliśmy częściowo na instrumentach akustycznych, a częściowo na elektronice. Później odtwarzaliśmy to głównie na elektronice, a Szczepan grał na gitarze. Ja miałem elektroniczną perkusję - pady w jednym boksie. Czasami to było dziwne... Ja machałem pałkami, a Szczepan grał na gitarze, ale później ludzie podchodzili po koncercie i pytali: "Wy to graliście na żywo?".
SzK: Istnieje pewna wyrwa między dwiema kulturami dźwięku - ludźmi słuchającymi na przykład jazzu a tymi, którzy przychodzą na imprezę z live actami, na jakiej są także didżeje. Dla niewielu osób improwizowane live acty były koncertami. Dla wielu - i tych bardziej tradycyjnych i "elektronicznych" osób - było to widziane jako wduszanie guzików. Zdecydowaliśmy, że bębny i gitara pozwolą nam na lepszy kontakt z naszą skromną co do wielkości, ale bardzo ciekawą publicznością...
Zgodzilibyście się na etykietkę "poezji śpiewanej"?
SzK: Myślę, że poezja śpiewana wróci i za pięć lat będzie największym hipsterstwem - takim, jak disco polo teraz, zabawa w manieczki, wixapol. A poważnie poruszam się na polu literatury i poezji, więc tak to jest klasyfikowane. Pomyślałem, żeby nie tylko mówić - co w tym kraju robi się od długiego czasu - ale i nadać wierszom formę, która nie była zamierzona w momencie, gdy je pisałem. Czy jest to poezja śpiewana? Na pewno tekstami są wiersze.
PK: Jest to gatunek, i my się w niego wpisujemy. Może to bardziej poezja śpiewana jak The Doors, niż Jacek Kaczmarski.
SzK: Z pewnością, ale Jacek Kaczmarski był bardziej polityczny...
Ciężko było znaleźć formę muzyczną dla wierszy, których nie pisałeś z myślą o muzyce?
SzK: To nie było łatwe, ale nie powiedziałbym, że było też specjalnie ciężkie. Wymagało przemyślenia tego, gdzie znajdują się korzenie muzyczne mojego rodzaju pisania, czyli z czym łączy się to, co mnie inspirowało w pisaniu muzycznie. Z pewnością to piosenki punkowe, protest songi lat 80-tych i 90-tych, poezja typu Allen Ginsberg, i związana z nią muzyczność. Te korzenie siedzą też w bluesie. Blues okazał się jednak nie tyle najciekawszą formą, co miarą.
To znaczy?
SzK: W przypadku naszego instrumentarium brzmienia harmoniczne zapewnia tylko gitara. Jeśli gra się pełne riffy, to blues jest łatwiejszy, aby wsadzić do niego coś swojego, nawet jeśli ten blues jest brudny, a repetytywność bierze za coś najważniejszego. Na tym polega pisanie "piosenek". Powtarzasz jakąś frazę i nagle okazuje się, że może być refrenem. To całkowicie zmienia ten wiersz, bo jest przerywany przez coś, co mogłoby być puentą, a zostało refrenem.
Najtrudniej było nadać formę muzyczną dłuższym wypowiedziom. Żeby je rytmicznie w coś wrzucić, trzeba nagiąć granice tego jak akcentujemy, gdy mówimy poprawnie. Dlatego wykorzystuję środki, które są na granicy akceptowalności. Z mainstreamu mogłaby tak zaśpiewać tylko Brodka, Nosowska.
Czy "Koniec", jak sugeruje tytuł, to już wasz ostatni album i nie będzie następnych?
PK: Nie wiadomo. Jak dożyjemy, będziemy jeszcze raczej nagrywać.
SzK: Nie wiem. "Koniec" jest na pewno ostatnim albumem, jaki nagraliśmy. Długo się do niego zabieraliśmy. Wolałbym, aby pobrzmiewała w tym ironia, ale może się okazać, że tak. To całkiem możliwe, że wyczerpie się nam chęć robienia tego.
Dlaczego w dużym stopniu zrezygnowaliście w "Końcu" z tekstu?
SzK: Jest go dużo mniej, bo utwory pisały się naturalnie. W ogóle nie byłem nastawiony na to, że nagrywamy następną płytę. Mieliśmy te kilka instrumentalnych utworów i z tym usiedliśmy na dwa dni nagrywania.
PK: Te utwory zostały nagrane najlepiej ze wszystkich. Były ograne na koncertach, występowaliśmy z nimi od dłuższego czasu.
O czym jest kawałek "Negocjacje"?
SzK: To powiedz mi o czym tobie wydaje się, że jest.
Pytam, bo ciekawie odbiera się poezję zaangażowaną społeczno-politycznie w zestawieniu z utworami instrumentalnymi. "Koniec" trudno byłoby odebrać liniowo - to bardziej sinusoida. A połączenie takich tekstów z waszą muzyką nie jest tym, czego można by się spodziewać, po takiej literaturze. Nie w takiej muzyce bym jej szukał.
SzK: My nie robimy rzeczy, których byś szukał - tylko rzeczy, jakie chcielibyśmy usłyszeć. Istnieje w tym pewnego rodzaju novum. Nie jesteśmy super osłuchani we wszystkich duetach gitarowo-perkusyjnych świata, ale wydaje mi się, że zestawienie takiego rodzaju tekstu z silną frazą hard rockową jest ciekawe. Dla mnie było ważne w tym tekście, żeby zająć się pokazywaniem, że pewnego rodzaju działania społeczne są często porażką.
Pokazywanie drugiej strony - mozolnej walki, która kończy się niczym albo przegraną jest ciekawe, wyrywa ze spojrzenia na sztukę zaangażowaną jako agitację. Należy to zrobić z pewnym "wygrywem" widocznym w riffie "Negocjacji" - w świecie, który do podobnego riffu za chwilę sprzeda ci volkswagena.
rozmawiał Marek Bochniarz
Szczepan Kopyt - urodzony w 1983 roku we Wrocławiu. Poeta i muzyk. Absolwent filozofii na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Laureat głównej nagrody X Konkursu im. Jacka Bierezina oraz nagrody Medalu Młodej Sztuki w dziedzinie literatury. Nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia i Paszportu Polityki. Mieszka w Poznaniu.
Piotr Kowalski - producent i perkusista. Połowa poznańskiego duetu elektronicznego Bloki, który współtworzy z wokalistką Pauliną Ślusarek. Wraz ze Szczepanem Kopytem występował w zespole Yazzbot Mazut, w którym wydali dwa albumy - "W pustyni i w puszczy" oraz "Mazut Mazut". Już jako duet Kopyt/Kowalski zadebiutowali w 2011 roku tomikiem wraz z płytą "Buch".
- Koncert Szczepan Kopyt/Piotr Kowalski
- 21.02, g. 20
- klub Dragon
- bilety: 15-25 zł, dzieci do lat 15: wstęp wolny
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018