Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Z pulwy, czyli nicości

- Chodzenie jest działalnością wywrotową. To rodzaj podróżowania, którego nie da się skomercjalizować. Jest czynnością pozwalającą wszystko robić po swojemu. Przywraca pierwotny kontakt z otoczeniem, spowalnia. Powolność z kolei zmusza nas do rozglądania się, skupiania uwagi na tym, co dookoła i pod nogi - mówił w środę w Zamku Adam Robiński, autor książki "Hajstry. Krajobraz bocznych dróg".

. - grafika artykułu
fot. materiały CK Zamek

Reportaż "Hajstry. Krajobraz bocznych dróg" ukazał się dwa lata temu nakładem Wydawnictwa Czarne. Robiński zanotował w nim swoje obserwacje oraz doświadczenia zdobyte podczas pieszych i rowerowych wycieczek po Polsce.

Na początku spotkania wyjaśnił tajemniczy tytuł swojej książki: - Hajstra to czarny bocian, gatunek bardzo podobny do bociana białego, którego dobrze znamy. Gatunek ten wcale nie jest rzadki, choć stroni od ludzi. Wygląda jak negatyw białego bociana, a w locie, kiedy widzimy tylko jego sylwetkę, nie sposób odróżnić go od jego lepiej rozpoznawalnego kuzyna. Hajstra posłużyła mi za metaforę miejsc i ludzi, którzy pozostają w cieniu i nie zawsze wiemy o ich istnieniu, choć powinniśmy - tłumaczył.

W trakcie spotkania przytoczono fragment książki, w którym opisuje swoją podróż po pulwach. - Pulwy to teren osuszonych bagien niedaleko Wyszkowa na Mazowszu - opowiadał. - Krajobraz jest tam płaski, a poza pojedynczymi drzewami nie ma tam właściwie nic. Można patrzeć przed siebie i czerpać radość z komfortu dalekiego patrzenia, czego w miastach często nam brakuje. Zamarzyłem sobie, żeby pojechać nad pulwy w środku zimy i poudawać przed sobą, że jestem zgubiony gdzieś na Arktyce czy Grenlandii. Po kilku próbach udało mi się zdobyć narty oraz zadbać o warunki, które pozwolą mi na taką podróż. Tak sobie sunąłem przez krajobraz, na początku śmiejąc się z samego siebie i swojego pomysłu, a z czasem - tak jak założyłem - wszechobecna pustka zaczęła się wypełniać treścią. Od pulw, a więc nicości, w której nie ma innych ludzi, wziął się pomysł napisania tej książki. Miejsce to stała się jakimś kluczem myślenia o całej Polsce i to chciałem oddać swoim pisaniem - mówił.

Opowiadał także o próbie wysłania polskiej rakiety kosmicznej z Pustyni Błędowskiej. - To był groteskowy program kosmiczny czasów PRL-u. Chcieliśmy wysyłać na orbitę satelity meteorologiczne. W tym celu prowadziliśmy intensywną współpracę z Japończykami, którzy przekazywali swoją technologię krakowskim naukowcom, typującym wspomniany teren jako najlepsze miejsce dla tego projektu. Jest parę zdjęć z  prób - widać na nich jak kosmiczny sprzęt jest wciągany na pustynię za pomocą koni, bo żaden sprzęt nie był w stanie poradzić sobie z ciężarem i powierzchnią tego terenu. Uważam, że program kosmiczny napędzany siłą zwierząt jest sam w sobie historią wartą opisania - opowiadał z uśmiechem.

Prowadząca spotkanie Maria Krześlak-Kandziora zauważyła, że kosmiczne peregrynacje Robińskiego po polskich pustkowiach odbywają się zawsze pod patronatem Wernera Herzoga. - Miałem nadzieję, że o nim wspomnisz, bo będąc maniakiem dokumentów tego niemieckiego reżysera, zapragnąłem podjąć próbę przetłumaczenia jego języka filmowego na słowa - odpowiedział Robiński. - Zapożyczyłem od niego kilka mechanizmów poetyckich, które pozwalają mu patrzeć na nieznane miejsca w inny sposób. On często udaje, że Ziemia jest obcą planetą - widać to dobrze w filmie, gdzie obrazy płonących szybów naftowych w Kuwejcie figurują jako krajobraz odległej planety. Ropa pokazana w odpowiednim ujęciu wygląda jak woda, dlatego ten zabieg świetnie się sprawdził. Rozdział o pulwach jest zatem naiwną próbą bawienia się w Herzoga i majstrowania krajobrazem - wyznał.

W książce Robińskiego jest wiele odniesień kartograficznych. Pisarz potwierdził, że lubi śledzić świat na papierze oraz google.maps. - Nie lubię jednak street view, bo budzi we mnie niedosyt. Zawsze chciałbym zajrzeć w miejsca, których już nie zarejestrowały kamery. Uznałem, że jeśli moja książka ma być opowieścią o niekonwencjonalnych sposobach podróżowania, np. za pomocą nart, to może usprawiedliwi to mój pomysł podróżowania także przez internet. Google.maps uwielbiam za to, że mogę na chybił-trafił pozwiedzać jakieś odległe zakątki. Wolę jednak mapy papierowe - mówił.

Z upodobaniem do Google.maps wiąże się pewna szczególna historia. Za pomocą tej internetowej witryny pisarz poznał miejsce pochodzenia Wacława Nałkowskiego - ojca słynnej Zofii - krajoznawcy, będącego jego wielką inspiracją. - Kiedy zainteresowałem się Pustynią Błędowską, wyczytałem, że ten geograf z Małopolski jako pierwszy nazwał to miejsce "polską Saharą", co mnie zaciekawiło. Zacząłem więc tropić tę postać i dowiedziałem się, że opisał cały świat nie ruszając się z domu, bo żył w czasach zaborów. Odbył tylko dwie podróże - do Niemiec i Szwajcarii, a poza tym siedział albo pod Warszawą, albo pod Krakowem i pisał. Myślę, że Googe.earth bardzo by mu się spodobało - zażartował.

Wspomniał też postać Michała Zygmunta - muzyka zainteresowanego "krajogłosem". - Spotkanie z nim nauczyło mnie, że czasem warto po prostu usiąść i wsłuchać się w otoczenie. Zauważyłem, że wato czasem oddawać pierwszeństwo krajogłosowi nad krajobrazem. To był dla mnie klucz do zupełnie nowego świata, którego na co dzień nie odczuwamy, bo zakłócany jest dźwiękami codzienności. Michał wytłumaczył mi, że w naturze krajogłos jest właściwie taki sam, jak tysiące lat temu. Sikorki tak samo brzmią dziś, jak kiedyś, rzeka szumi tak jak szumiała dawniej. Skupiska ludzkie są z kolei bardzo dynamiczne, więc za parę lat będą brzmieć zupełnie inaczej - to bardzo ciekawe, a wydaje mi się, że rzadko o tym myślimy, nie mówiąc już o wsłuchiwaniu się - dodał.

Julia Niedziejko

  • Zamkowe Biuro Podróży: "Hajstry. Krajobraz bocznych dróg" - spotkanie z Adamem Robińskim
  • CK Zamek, Księgarnia Bookowski
  • 24.07
  • prowadzenie: Maria Krześlak-Kandziora

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019