Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

W poszukiwaniu sensu

Choć słynna konkluzja Kartezjusza Cogito ergo sum, czyli Myślę, więc jestem w spektaklu Bromba i... na podstawie twórczości Macieja Wojtyszki nie padła, to dla mnie właśnie o tym, że na początek trzeba ustalić jakieś bezwzględne założenia, by móc dalej snuć wnioski, on jest. Jego reżyserka, Joanna Gerigk, zabrała kilkuletnich widzów w naprawdę wymagającą podróż. Myślę, że dla wielu z nich (jeśli nie wszystkich) był to prawdziwy survival.

. - grafika artykułu
fot. Maciej Zakrzewski

Najpierw studiowała psychologię, a potem filozofię. Mowa o Brombie - kultowej bohaterce serii książek Macieja Wojtyszki. Znają ją przynajmniej trzy pokolenia czytelników, pierwszy zbiór opowiadań trafił w ich ręce prawie 50 lat temu. Bromba jest nieco większa od wiewiórki, tylko różowa! Ta wymyślona przez Mateusza Mirowskiego (jest autorem scenografii do spektaklu i kostiumów) wygląda dokładnie tak jak ta narysowana na potrzeby publikacji przez Grażynę Dłużniewską. Artysta (tylko i aż) dodał jej trójwymiaru, ale też żywego koloru i miękkości. Oprócz tytułowej Bromby na scenie są jeszcze jej równie przytulni przyjaciele: Kajetan Chrumps i Kot Makawity, reżyser filmowy Gluś, poeta Fikander i jego muza Malwinka wraz z dziećmi. Jest też Kameleon Super! Ale on jest przestępcą.

Od teraz będzie trudniej! I chcę myśleć, że właśnie na tym zależało reżyserce. Że to nie przypadek, że tak miało być, żeby widzowie razem z bohaterami znaleźli się na środku głębokiej wody (choć dziś, gdy wielu terenom w naszym kraju grozi zalanie, to może bardzo niefortunne określenie), innego, nieznanego im świata, gdzie zostali bezceremonialnie wrzuceni od razu po tym, jak weszli na Scenę Witraż w Teatrze Animacji.

Joanna Gerigk potraktowała widza (w teorii spektakl jest kierowany już do sześcioletnich dzieci) bardzo poważnie, moim zdaniem aż nazbyt. Już po kilku minutach słyszałam głosy z widowni, że ktoś zaraz zaśnie albo nie rozumie. Reżyserka zminimalizowała akcję i możliwe atrakcje. Jej wybory z pewnością podyktowane były tym, żeby widza nie rozpraszać. By mógł w spokoju myśleć. Ale czy to się sprawdziło?

Bromba i... to ascetyczna scenografia, aktorzy w czarnych lub ciemnoszarych, prostych kostiumach, którzy mieli zniknąć w mroku sceny, być niewidoczni albo stonowana muzyka i piosenki, których było jak na lekarstwo. Piosenki wpadające w ucho, z którymi można byłoby wrócić do domu, do czego przyzwyczaił już widzów Teatr Animacji. Oczywiście w tym, że było inaczej niż zazwyczaj, nie ma absolutnie nic złego. Tylko myślę, że forma w jakiej podany został spektakl dodała tylko ciężkości tematom, o których była mowa. Pomimo koloru postaci widz (oby tylko dorosły miał takie doświadczenia), miał wrażenie, że siedzi w pokoju pełnym tytoniowego dymu. Albo w niewywietrzonej sali wykładowej, w której jest na kolejnych już zajęciach.

Przed szereg (i publiczność też) wyszła oczywiście tytułowa bohaterka z niebieską chustką w grochy na głowie - specjalistka od pomiarów, miar i wag. To właśnie ona najczęściej wątpiła...  nawet w swoje i swoich przyjaciół istnienie! Ale w wątpliwość podawano w spektaklu niemalże wszystko: począwszy od tego czym jest bądź też nie jest każdy element scenografii (składały się na nią wyłącznie drewniane rusztowania obite materiałem), przez zastaną rzeczywistość, po zadawane przez postaci pytania egzystencjalne, te z kategorii wagi ciężkiej. Kwestia istnienia to była tylko rozgrzewka!

W godzinę lekcyjną (no i przerwę) Gerigk omówiła dylematy egzystencjalne, które spędzają z powiek sen nawet dorosłym, które omawia się często nawet na terapiach z psychologami. Przed premierą zapowiadała, że będzie dużo humoru. Mi go jednak zdecydowanie zabrakło.  Nie wiem nawet, czy kogokolwiek na widowni rozśmieszyła sytuacja kopnięcia (dosłownego) jednego z bohaterów, by zaczął myśleć... O czym jeszcze była mowa? Wyliczono filozofów, których nazwiska mieściły dwie te same litery... (np. Kierkegaard czy Wittgenstein). Nie wiem czy jakiś mały widz jest w stanie wymienić choćby jedno. Poruszono kwestię bycia sobą i osobą, zakładania masek, by przetrwać, relacji, komunikacji, dedukcji. Zadano pytanie też o to, czy lepiej być czy mieć...? Trudne słowa wyjaśniano, na szczęście, na  bieżąco. 

Język z kolei jest zdecydowanie atutem tego spektaklu. Było filozoficznie, ale też momentami poetycko. Fikander jest specjalistą w tej materii: 

Lecz dopóki jesteś z sobą

Lepiej ci niż bez?

Ważną jesteś wszak osobą,

Gdyś w ogóle jest!

Skończę właśnie z taką myślą. Że choć Bromba i... nie jest idealna (w przeciwieństwie do prezentowanego podczas spektaklu kilkusekundowego filmu Glusia, który był do napisania, stworzenia, jak "czysta tablica"), dobrze, że w ogóle jest! Bo warto rozmawiać. Również o tym, co nas rozczarowało.

Monika Nawrocka-Leśnik

  • Bromba i...
  • reż. Joanna Gerigk
  • Teatr Animacji
  • recenzja z 17.09

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024