Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Victoria nie tylko gitarowa

Nowy, fantastyczny album wydał świetnie znany w naszym mieście (mieszkający w pobliskim Puszczykowie) mistrz gitary klasycznej Łukasz Kuropaczewski. W nagraniu wsparli go akordeonista Maciej Frąckiewicz i perkusista Bartek Miler.

. - grafika artykułu
fot. materiały prasowe

Finezja, swoboda i fantazja, a drugiej strony wirtuozeria i dyscyplina - to pierwsze słowa, które przychodzą na myśl podczas słuchania najnowszej płyty Łukasza Kuropaczewskiego, a właściwie płyty jego autorskiego tria. Cechą charakterystyczną albumu jest też sięganie przez wykonawców do repertuaru z wielu epok. Zapewne z chęcią zaprezentowania różnorodności gitarowych odniesień, ale też ze świadomością, że własny styl i autorska interpretacja sprawią, że - choć odmienne jeśli chodzi o źródła - utwory stworzą spójną całość. I tak też się dzieje. Nieprzypadkowy jest również tytuł płyty, która została zrealizowana w gliwickich ruinach teatru Victoria. Magia tego miejsca miała znacząco wpłynąć na muzyczny obraz całości.

Postacią pierwszoplanową jest tu oczywiście Kuropaczewski - artysta wybitny. Znakomitego wsparcia udzielają mu jednak wspomniani już akordeonista Maciej Frąckiewicz i  Bartek Miler, grający na perkusji, marimbie, cajonie, ale i tworzący subtelne elektroniczne brzmienia. Dla formalności: płyta na okładce sygnowana jest jako duet Kuropaczewski / Frąckiewicz ze wsparciem Milera. Gdy pytam o ten skład osobowy, gitarzysta mówi: - Z Maćkiem gram od wielu lat. Jest też prywatnie moim przyjacielem. To wielki muzyk, inspirujący, uwielbiam z nim występować. Na początku tworzyliśmy duet, a po jakimś czasie dołączył do nas Bartek, który wniósł bardzo wiele, właściwie wyniósł granie na nowy poziom.

Rzeczywiście, zachwycająca jest ich synergia. To nie tylko wzajemne słuchanie się, odbiorca ma wrażenie, że artyści, muzykując razem, dostają skrzydeł, napędzają się, rozumieją bez słów.

Jak wspomniałem, repertuar albumu jest bardzo urozmaicony: od małego arcydziełka w postaci osiemnastowiecznej muzyki Luigiego Boccheriniego, przez klasyka przełomu wieku XIX i XX - Isaaca Albeniza, po współczesnych kompozytorów - m.in. Egberta Gismontiego, Aleksandra Dębicza i... Bartka Milera. A niejako centralnym punktem całości wydaje się pięcioczęściowa kompozycja Alfreda Schnittkego "Suite in the Old Style" sprzed pół wieku. Rzecz napisana pierwotnie na skrzypce i fortepian we własnej instrumentacji tria udowadnia, jak czarująca, bezpretensjonalna i komunikatywna może być tak zwana muzyka współczesna. Skąd jednak ta różnorodność repertuarowa? Kuropaczewski tłumaczy: - Chciałem, by odbiorca usłyszał, że skład: gitara, akordeon, perkusja może grać tak różną muzykę, a nie tylko kompozycje Astora Piazzolli czy tematy rozrywkowe. Ten nietypowy układ instrumentów daje duże możliwości. Bardzo chcieliśmy to pokazać.

Z pewnością  plan się powiódł.

Uwagę słuchacza mogą zwrócić utwory rozpoczynający i kończący album, czyli "Asturias" wspomnianego już Albeniza oraz "Aqua e Vinho" Gismontiego. Są to kompozycje, które gitarzysta ma od lat w repertuarze, pojawiały się już na jego wcześniejszych krążkach. Trzeba przyznać, że brzmią świeżo, ożywczo, zupełnie inaczej niż wówczas, gdy były przez niego wykonywane z innymi artystami. Na przykład kompozycja Gismontiego, nagrywana przezeń w towarzystwie Aleksandra Dębicza i Jakuba Józefa Orlińskiego albo - wcześniej - Agaty Szymczewskiej i Marcina Zdunika. Czy ich ponowne nagranie wynika z przekonania, że w wykonywaniu tych kompozycji jeszcze wszystkiego nie zagrał? Oddajmy głos gitarzyście: - Zarówno "Asturias", jak i "Aqua e Vinho" to kompozycje, które kocham. "Asturias" nagrałem już w wersji solo, z fortepianem improwizującym i teraz w trio. Została mi jeszcze wersja w duecie z gitarą flamenco.

Łukasz Kuropaczewski nie nagrywa nowych płyt przesadnie często. "Victoria" to jego ósmy krążek od 1998 roku. Gdy pytam, jaki ma stosunek do pracy w studiu, odpowiada: - Lubię nagrania, choć mnie to stresuje. Mikrofon czasem działa na mnie blokująco. Wolę koncerty, ale z czasem nauczyłem się nagrywać i oddawać na płytach emocje koncertowe - taką mam przynajmniej nadzieję.

A jeśli chodzi o częstotliwość wydawania płyt? - Z tym jest dla mnie jak z bisami po koncercie. Nie lubię wymuszać bisów, grać od razu po pierwszym ukłonie. Gram bis, jeśli rzeczywiście jest taka potrzeba. Wolę niedosyt niż przesyt. Z nagrywaniem jest tak samo. Wspomina, że podpisał kontrakt z Warner Music na trzy płyty. "Victoria" jest pierwszą z nich. W planach są album solo i orkiestrowy. - Ale zawsze muszę mieć pewność, że jestem świetnie przygotowany - dodaje.

Nowy album podpisany nazwiskiem Kuropaczewskiego to kolejne dzieło znakomite. Z pewnością przyniesie wiele satysfakcji dawnym wielbicielom artysty i doświadczonym melomanom. Uważam jednak, że może być również doskonałym pomysłem dla odbiorców niesłuchających tego typu twórczości na co dzień. Przekonują o tym kultura i radość muzykowania, ale też naturalność i żywa emocjonalność bijące z tego grania. A potwierdza to fakt, że rzecz jest przemyślana w najdrobniejszych szczegółach: od brzmienia poszczególnych nut po świetną szatę graficzną fizycznego wydania na płycie, która została opublikowana w wysokiej jakości formacie SACD (Super Audio Compact Disc - przyp. red.).

Tomasz Janas

  • Kuropaczewski / Frąckiewicz feat. Miler, "Victoria"
  • wyd. Warner Classics

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025