ShataQS magnetyzuje. Jej siła tkwi w tym, co cenię sobie u artystów najbardziej - w płynącej z samego środka prawdzie. Jej melodie ożywiają i wprawiają w przyjemny trans. Jej wypływające z etnicznej stylistyki utwory twórczo korespondują z pokrewnymi (ale i nie tylko) jej gatunkami - folkiem, muzyką tradycyjną, czasami soulem, jazzem. Rytmy, na których zostały oparte, często przywodzą na myśl najbardziej pierwotne z rytmów, często także zaskakują swoją zmiennością, co jeszcze bardziej nasyca poszczególne kompozycje nieprzewidywalną energią żywiołu. Teksty, choć w większości do siebie podobne i czasem jednak nieco przyciężkie (jak na przykład ciekawe rytmicznie Przysłowianki - choć pomysł na zamknięcie ludowej mądrości w ramach jednego utworu był świetny, przygniótł go ciężar prostych, banalnie brzmiących rymów), poruszały czułe struny swoją trafnością. Usłyszeliśmy Ogród, a w nim przepiękną, ujmującą linię wokalu, który swoją narracją przeprowadza nas od ziemi do nieba, od stóp do głów. Wsłuchując się w bieg melodii, z łatwością wyłapać można sposób, w jaki wzmocnione zostały zadawane w tekście pytania oraz polecenia, które kontekście tej piosenki są niczym innym, jak wypływającymi prosto z serca życzeniami. Zabrzmiała Wilczyca - opowieść o wezwaniu, wykonana z charakterystycznym, jazzowo-soulowym feelingiem jakich mało, a który w śpiew ShatyQS zdaje się być wpisany na stałe. Nie zabrakło też Wedy - przedostatniego utworu na płycie o tym samym tytule, który podczas koncertu wykonany został w połowie, elektryzując nie tylko publiczność, ale i fundamenty 2progów. Fantastyczne prowadzenie głosów, aranż chórków i sekcja rytmiczna. Złoto!
Na minus oceniam nagłośnienie, o czym muszę niechętnie wspomnieć - niedzielny koncert był kolejnym wydarzeniem w tej lokalizacji, z którego wyszłam z poczuciem akustycznego niedosytu. Główny wokal zdawał się często przytłumiony resztą zespołu (zwłaszcza instrumentalistami), wokalom towarzyszącym również momentami brakowało wzmocnienia i wiem, że w żadnej z tych sytuacji nie wynika to z braku ich umiejętności. Zarówno Kuś, jak i śpiewający u jej boku Kasia Pakowska i Michał Rudaś są swoich głosów bardzo świadomi i bez problemu potrafią wydobyć z nich to, co najlepsze. Miejsce, w którym spędziłam koncert, a które znajdowało się na końcu klubowej widowni, pozostawiało niestety wiele do życzenia. Może uda się coś z tym zrobić w przyszłości?
Mimo technicznych niedogodności naprawdę dobrze było spędzić niedzielny wieczór, obcując z inspirującą i ożywczą energią, której źródłem jest ShataQS i jej zespół. "Ożywienie" uważam zresztą za słowo-klucz, opisujące nie tylko ten koncert, ale i całą twórczość artystki. W swoich tekstach skupia się głównie na szeroko rozumianej duchowości, jej rozwoju, na odkrywaniu często zapomnianych pokładów świadomości i uważności, zarówno na siebie jak i na to, co wypełnia nasze wnętrze oraz świat zewnętrzny. Pomiędzy wykonywanymi utworami kilkukrotnie pytała nas o to, czy czujemy się dobrze, czy czujemy siebie, swoje ciało, ruch, który przez nie przepływa? Czy jesteśmy uziemieni, czy oddychamy świadomie? Te pozornie banalne pytania, mogące być równie dobrze jedynie częścią wymyślonego wizerunku współczesnej szamanki, u Shaty były autentyczną troską i przyjazną zachętą do przyjrzenia się swoim odpowiedziom, sobie. Właśnie o tym ona pisze, właśnie tym jest jej muzyka. Siłą ożywczego spojrzenia i powrotem do korzeni. Żywiołem. Jako ta, która niejednokrotnie dawała mu się ponieść, polecam i Wam spróbować tego samego. Nie pożałujecie!
Marta Szostak
- ShataQS, Weda
- 2progi
- 12.02
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023