Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Samotność w metrze

Czy o Nowym Jorku można jeszcze opowiedzieć coś odkrywczego? Przecież to miasto, które stało się kanwą tak wielu filmów i książek, że nawet nie wychodząc z domu, można poczuć się jego mieszkańcem. Piotr Stasik, reżyser "21 x Nowy Jork", sprawia jednak, że nikt przy zdrowych zmysłach wcale nie chciałby nim być.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Samotność. To dojmujące uczucie, że mimo tłoku jest się odosobnionym. Że nie ma na świecie ani jednej osoby, którą interesuje nasz los. To, czy dobrze dzisiaj spaliśmy, co jedliśmy na śniadanie (i czy na pewno mieliśmy czas, by je zjeść), czy udało nam się ominąć poranne korki, jakie wyzwania czekają nas dzisiaj w pracy, z kim (jeżeli w ogóle z kimś) i jak spędzimy wolny wieczór... To właśnie o tej niepewności w złożonych w spójną całość krótkich etiudach opowiada 21 osób, przypadkowo spotkanych przez polskiego reżysera w nowojorskim metrze. Są wśród nich mężczyźni i kobiety, młodsi i starsi, biali i czarni. Tak bardzo różni, a jednak w tym jednym - pragnieniu posiadania bliskiej osoby - podobni do siebie ludzie. Wszyscy oni w pozornie chaotyczny sposób opowiadają o koszmarnym paradoksie wielkich miast, jakim jest rozluźnienie więzi. Mimo tak wielu ludzi stłoczonych na małej powierzchni, w prawdziwej aglomeracji trudno zawierać nowe znajomości, a jeśli nawet się uda - wyjść poza powierzchowność i utrzymać je.

Wrażenie beznadziei potęgują dodatkowo ponure przebitki z brudnych stacji metra, ciemne korytarze, w których suną pociągi i fakt, że pasażerowie w ogóle ze sobą nie rozmawiają. Czytają komiksy, śpią, grzebią w swoich telefonach, obserwują akrobacje ulicznych artystów albo po prostu tępo patrzą przed siebie. Obraz kompletnie inny od tego, jaki znamy z filmów Woody'ego Allena. Sam reżyser w jednym z wywiadów zdradził, że początkowo nagrał rozmowy z 50 osobami, które zgodziły się otworzyć przed kamerą. Trochę szkoda, że więcej z nich nie trafiło ostatecznie do jego dokumentu. Po seansie czułam niedosyt samej opowieści, a przesyt środków artystycznych. Niestety. Z tymi ostatnimi moim zdaniem Stasik nieco przesadził (włączając w to również eksperymenty z samą taśmą filmową), bombardując widza migawkami "z życia miasta", które owszem - podkreślały mroczniejsze od lansowanego dotąd w kinie oblicze Nowego Jorku, ale w swoim nagromadzeniu wywoływały lekkie znużenie i niecierpliwe oczekiwanie na kolejnego bohatera. Nic przecież nie jest tak ciekawe, jak sami ludzie. I rzekomo przecież właśnie o nich tu chodziło.

Wprawdzie swoiste "świadectwa" z jakich składa się film Piotra Stasika to tak naprawdę nie wyczerpujące życiorysy, a jedynie strzępki w połowie urywanych myśli, jednak nawet to wystarcza, by zrozumieć jak pusto potrafi być w zatłoczonym wagonie metra. Jedyna para zakochanych, która pojawia się w tej przygnębiającej opowieści, poznała się dzięki popularnej aplikacji na smartfona, ale żeby się w końcu odnaleźć, musieli odbyć wiele żenujących randek, które sami bez ogródek określają mianem katastrofy. "Czy to jest w ogóle dozwolone, żeby być znowu tak szczęśliwym?" - pytają. Dozwolone, ale cholernie trudne.

Anna Solak

  • "21 x Nowy Jork"
  • reż. Piotr Stasik