Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Poznańskie święto muzyki offowej

Pierwsza edycja Spring Break Showcase Festival & Conference dobiegła końca. Za nami 50 koncertów, warsztaty i panele dyskusyjne. Poznań przez trzy dni był centrum muzyki alternatywnej.

Fot. Tomasz Nowak - grafika artykułu
Fot. Tomasz Nowak

Sam pomysł zorganizowania tego typu imprezy w centrum Poznania był z jednej strony ryzykowny, z drugiej szalenie odważny. Jak się okazało, odwaga popłaca, bo kilka dni przed rozpoczęciem imprezy karnetów już nie było. Idea była prosta - zaprosić niezależnych, w większości nieznanych szerszej publiczności artystów i dać im możliwość zaprezentowania swojej twórczości przed szerszym audytorium. Warto dodać, że Spring Break był skierowany do konkretnej grupy odbiorców - fanów offowego brzmienia, dla których każde wakacje oznaczają kolejną edycję OFF Festivalu.

Małe wpadki i piękne dźwięki

Trzy dni, sześć miejsc, pięćdziesiąt koncertów. Brzmi doskonale! Niestety organizatorzy nie do końca przemyśleli lokalizacje wydarzeń - klub Kisielice nie pomieścił zbyt wielu osób, a Meskalina, choć znacznie większa, również ma swój limit. Do tego nieszczęsne opóźnienia... Gdy jeden koncert przedłuża się o 10 min, zanim zainstaluje się kolejny artysta, mija kolejnych 10. Tym sposobem wszystko się przesuwa, zabierając uczestnikom czas potrzebny na przejście z punktu A do punktu B. Nie ma chyba osoby, której udało się być na wszystkich zaplanowanych koncertach w całości. Czasem nie udało się na nie dostać, bo sala była pełna, a przed nią i tak czekał tłum chętnych, by wejść do środka. Gdyby wszystkie sale rozlokowane były bliżej siebie, to może udałoby się - mimo opóźnień - zrealizować koncertowe założenia.

Natomiast pod względem muzycznym było przepięknie. Takie imprezy uświadamiają, że z polską muzyką alternatywną z roku na rok jest coraz lepiej. Co prawda, trudno szukać jej w komercyjnych środkach przekazu, ale od czego jest internet i takie wydarzenia jak Spring Break?

Źle nastrojony fortepian, Rojek i inni

Podczas pierwszego dnia festiwalu najjaśniejszym punktem miała być formacja Adre'n'Alin. Koncert, na który polowałam od trzech lat, rozczarował mnie i - sądząc po minach pozostałych uczestników - nie tylko mnie. Może wina tkwiła w źle nastrojonym fortepianie? Nawet nie chcę dociekać, bo cenię zespół za niebanalne brzmienie. Czwartkowy występ zdecydowanie nie był szczytem ich możliwości. Za to absolutnie skradli mi serce Atlas Like - młoda grupa z Wrocławia, który brzmieniem przypomina Kamp!. Fantastyczni, energetyczni, z ciekawymi kompozycjami.

Zdecydowanie warto było wybrać się na koncert Artura Rojka, dobrego ducha polskiej muzyki offowej i dyrektora OFF Festivalu. Podczas piątkowego koncertu Rojek zagrał cześć utworów z długo wyczekiwanej solowej płyty, część zaś starych - zarówno z czasów Myslovitz, jak i Lenny Valentino. Usłyszeliśmy go na żywo po kilku latach przerwy. Można żałować jedynie tego, że nie zagrał w całości materiału z nowej płyty "Składam się z ciągłych powtórzeń". To fantastyczny krążek - z mądrymi tekstami i gitarowym brzmieniem.

Drugim wyjątkowym wydarzeniem tego dnia był występ Sorry Boys, kończący ich trasę koncertową Volcano. Na ich koncercie po raz pierwszy byłam kilka lat temu, od tego czasu rozwinęli skrzydła. Podczas Spring Break dostali wymarzoną salę - akustyka w Blue Note jest chyba najlepsza w całym Poznaniu. Słychać wszelkie nieczystości i potknięcia, ale oni nie musieli się o to martwić.

Magnetyzm w ruchach

Ostatni i najbardziej intensywny w muzyczne doznania był trzeci dzień festiwalu. Od nostalgicznej i lirycznej Klary, poprzez pełnego pozytywnej energii Sambora, eteryczne Xxanaxx, po absolutną bombę energetyczną w postaci Kamp!. To był zestaw idealny. Moją uwagę w szczególności przyciągnęła Klaudia Szafrańska, wokalistka Xxanaxx. To artystka niezwykle delikatna, przywołująca skojarzenia z Kari Amirian, magnetyczna w ruchach i sposobie śpiewania. Perełka na polskiej scenie muzycznej. Jej duet z Tomaszem Makowieckim był na tyle intrygujący, że żal bierze, że nie można nigdzie odsłuchać ich wspólnej piosenki.

Na deser wystąpił zespół Kamp!, który zagrał na najwyższym, światowym poziomie. Wśród publiczności można było dostrzec choćby Iwonę Skwarek i Bartosza Szczęsnego z poznańskiej Rebeki, którzy świetnie bawili się podczas występu kolegów.

Mam nadzieję, że Spring Break stanie się imprezą cykliczną i małym poznańskim świętem muzyki alternatywnej. Po tej edycji organizatorzy zapewne wyciągną wnioski i następna, o ile się odbędzie, zostanie pozbawiona tych małych niedociągnięć. Dla fanów muzyki offowej Spring Break to rozgrzewka przed festiwalem katowickim. Dla artystów to okazja do sprawdzenia się przed szerszą publicznością i nawiązania nowych kontaktów w branży - w końcu wśród widowni obecni byli przedstawiciele środowisk muzycznych. Może wynikną z tego jakieś nowe projekty, propozycje, kontrakty.

Magdalena Brylowska

  • Spring Break Showcase Festival & Conference
  • 24-26.04