Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Po zagięciu czasoprzestrzeni

"Alicja w Krainie Czarów" to powieść trudna do interpretacji. Próbowano ją odczytywać przez psychoanalizę, traktować jako krytykę dydaktyzmu literatury dziecięcej, narkotyczny trip czy analizę środowiska Lewisa Carrolla. Mnogość wątków i absurdów, które spotykają tytułową bohaterkę, jest tak duża, że żadna z tych interpretacji nie odkrywa wszystkich jej niuansów. Podobnie jest ze spektaklem wyreżyserowanym przez Zdenkę Pszczołowską. W Krainie Czarów zagubiona czuje się nie tylko Alicja, ale także publiczność. Jest to jednak niezwykle barwne, dopracowane i wspaniale zagrane zagubienie.

. - grafika artykułu
fot. Klaudyna Schubert

Zdenka Pszczołowska nie pierwszy raz współpracuje w Teatrem Nowym w Poznaniu i nie pierwszy raz wystawia na scenie "Alicję w Krainie Czarów". Jeszcze w czasie studiów wyreżyserowała w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie "Świnię z pieprzem" na podstawie powieści Lewisa Carrolla. Wówczas za punkt wyjścia obrała nie tylko książkę, ale i niejasną relację Carrolla z pierwowzorem Alicji, czyli o dwadzieścia lat młodszą od niego Alice Liddell. Do Teatru Nowego wróciła po dwóch latach od wyreżyserowania - swoją drogą bardzo udanego - "Woyzecka" według dramatu Georga Büchnera. Razem ze Zdenką Pszczołowską do teatru wrócił też zespół współpracujący z nią przy poprzedniej produkcji, w tym scenografka Anna Oramus, kostiumografka Magdalena Mucha, kompozytor Andrzej Konieczny, choreograf Oskar Malinowski, reżyserka światła Klaudyna Schubert i odpowiadający za wizualizacje Natan Berkowicz. Pewnie z tego powodu estetyka obu spektakli jest zbliżona, mimo różnych rozwiązań i tematyki.

Od samego początku wiemy, że podobnie jak w oryginale, przedstawione wydarzenia mają doprowadzić do niedorzecznego sądu nad Waletem Kier. Wiemy to, bo czekając na spektakl, patrzymy na wyświetlony na scenie napis "5 dni do procesu". Zanim jednak do niego dojdzie, widzowie przeprowadzeni zostaną przez ciąg absurdów. Już pierwsza scena jest jak wyjęta z kafkowskiej rzeczywistości. Alicja trafia do urzędu, gdzie przechodzi od okienka do okienka, nie mogąc nic załatwić, ponieważ nie ma jej w systemie. Nie może oficjalnie zaistnieć w Krainie Czarów, ale nie wie też, jak się z niej wydostać. Podkreśla to zresztą sam Lewis Carroll (w tej roli Łukasz Chrzuszcz), który nie chce jej wypuścić z wykreowanego przez siebie świata. Autor powieści przez cały spektakl snuje się z kamerą. Nagrywa przede wszystkim Alicję, co może nawiązywać do rzeczywistej relacji Carrolla ze wspomnianą Alice Liddell, która pozowała mu do zdjęć jako dziecko.

W poznańskiej "Alicji w Krainie Czarów" tytułowa bohaterka, zamiast maleć i rosnąć, grana jest przez dwie aktorki w różnym wieku. Starszą Alicję gra Maria Rybarczyk, a młodszą Weronika Asińska. Różnice między nimi można dostrzec już w czasie wspomnianej wizyty w urzędzie. Starsza stanowczo próbuje rozwiązać sprawę, a młodsza łatwo ulega emocjom, za które natychmiast się tłumaczy. Dwie Alicje nie tylko inaczej się zachowują, ale z racji swego wieku są także inaczej postrzegane przez pozostałych mieszkańców i mieszkanki Krainy Czarów. Jedna z nich zostaje w pewnym momencie zakrzyczana przez Białego Królika, który narzeka na starszych ludzi, a druga nazywana jest przez Pana Gąsienicę "malutką", przeciwko czemu zaprotestować potrafi tylko starsza, obserwująca scenę z boku. Obie Alicje uzupełniają swoje wypowiedzi i odmiennie interpretują sytuacje, w których się znalazły. Doskonale podsumowuje to scena, w której znajdują się one po dwóch stronach lustra. Widzą swoje odbicia, ale nie dowierzają, że kryje się za nimi ta sama osoba.

To właśnie dojrzewanie jest jednym z głównych tematów spektaklu. Ale oparty jest on nie tylko na zmianach, które zachodzą w tytułowej bohaterce. Nastoletniemu wstydowi poświęcona jest scena na basenie, w której odbija się wiele przypisanych temu wiekowi skrępowań związanych z fizjologią. Szkolny obraz podziału na słabszych i silniejszych wyłania się z traktowania Białego Królika przez Kapelusznika, Susła i Zająca Marcowego. Młodzieńcza naiwność zaś i chęć dostosowania się do środowiska Alicji są wykorzystywane m.in. przez Pana Gąsienicę. Wszystkie te wątki tworzą wachlarz nastoletnich problemów, co nie dziwi ze względu na docelową grupę odbiorców, jaką są licealiści i licealistki. Aby lepiej zrozumieć ich oczekiwania, przy okazji "Alicji w Krainie Czarów" Teatr Nowy nawiązał współpracę z uczniami i uczennicami III Liceum Ogólnokształcącego w Poznaniu. Jak mówiła Zdenka Pszczołowska, chętnie dzielili się oni swoimi uwagami podczas prób. Jej zdaniem właśnie to jest odpowiednią drogą do tego, żeby spektakl był przyjazny młodym, a nie tylko młodzieżowy udawał.

Młodość widać także w dynamice spektaklu oraz jego barwnej estetyce. Magdalena Mucha i Anna Oramus w pełni wykorzystały surrealistyczność Krainy Czarów i stworzyły fantazyjne, neonowe kostiumy oraz wielowarstwową scenografię. Bazą tej drugiej są pokryte kafelkami, obracające się ściany. Są one nie tylko tłem wydarzeń. Ich dwie strony zostały wykorzystane do pokazania zmieniającego się, pozbawionego logiki świata. Wrażenia te potęguje muzyka autorstwa Andrzeja Koniecznego i Myry van der Veen - momentami oniryczna, elektroniczna, momentami czerpiąca z klasyki lub rozrywki.

Do poznańskiej "Alicji w Krainie Czarów" zostało dopisane słowo "remix", który jednak nie wywraca powieści do góry nogami. Znajdziemy tu znane z oryginału wydarzenia, takie jak gra w krykieta i oskarżenie Waleta Kier o kradzież ciastek, oraz postaci, w tym Kota z Cheshire. Bohaterów i bohaterki można wymieniać długo, bo do spektaklu zostało zaangażowanych kilkanaście osób z zespołu Teatru Nowego. A trzeba zaznaczyć, że obsada jest ogromną wartością spektaklu. Aktorzy i aktorki bawią się konwencją zaproponowaną przez Zdenkę Pszczołowską, humorystycznie przerysowują swoje postaci i czerpią z ich metaforyki.

Dwie Alicje mają również swoje uzasadnienie w samej historii. Starsza wraca do Krainy Czarów za sprawą filmu, który trafił w jej ręce. Powrót ten z jednej strony odsłania wspominaną już metamorfozę bohaterki, a z drugiej pokazuje brak jakichkolwiek zmian w samej Krainie. Nieustannie panują w niej tyrania i totalitarne rządy sprawowane przez Królową Kier. Nad Krainą Czarów wisi jednak widmo końca jej władzy. W domyśle może je przerwać Alicja, ta jednak nie podejmuje odpowiednich kroków. Osobiste problemy związane z dojrzewaniem przysłaniają jej ogląd tego, co dzieje się dookoła. Chociaż nie można winić nastolatki za zachowania właściwe dla jej wieku, to trudno się nie zmartwić, kiedy pod koniec spektaklu wracamy do punktu wyjścia. Czy i my, gdy nie zareagujemy odpowiednio na rzeczywistość, tracimy szansę na jakąkolwiek zmianę?

Wątków i tropów interpretacyjnych w spektaklu jest sporo. Podobnie jak postaci na scenie, których obecność nie zawsze od razu jest jasna. Dzięki temu nadmiarowi współodczuwamy zagubienie Alicji. Oddaje ono też charakter Krainy Czarów, niedającej się ująć w racjonalne ramy. Biorąc pod uwagę jej niejednoznaczność i nielogiczność, zaskakuje to, jak przemyślanie i precyzyjnie została ona skonstruowana. Zdenka Pszczołowska w wywiadach przed premierą podkreślała, że Kraina Czarów jest dla niej koszmarem. Można ją odczytać jako koszmar dorastania albo koszmar tyranii. Można także potraktować jako wezwanie do działania lub podważenie zasad, które panują w naszym świecie i które z góry uznaliśmy za słuszne. Każdy podczas spektaklu zremiksuje nieco inne tematy i prawdopodobnie wszystkie te remiksy będą właściwe.

Magdalena Chomczyk

  • "Alicja w Krainie Czarów. Remix"
  • reż. Zdenka Pszczołowska
  • Teatr Nowy
  • recenzja z 25.03

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025