Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

OPERA POD IGŁĄ. The best of Opera Poznańska 1969

W 1969 roku działo się w Operze Poznańskiej. Mijało wtedy pięćdziesiąt lat od rozpoczęcia działalności polskiej sceny operowej w teatrze przejętym od Niemców po odzyskaniu niepodległości. Do końca zbliżała się obfita w sukcesy i odważne decyzje repertuarowe dyrekcja Roberta Satanowskiego. Mikrofony pilnie rejestrowały pracę artystów teatru - wydano wtedy aż dwa albumy płytowe.

Staroświecki gramofon z wielką tubą, za nim kolorowe, świetliste tło. - grafika artykułu
rys. Marta Buczkowska

Jednym z nich jest płyta Opera poznańska i jej soliści. To przegląd arii operowych w wykonaniu solistów teatru pod batutą kilku związanych z nim dyrygentów. Album towarzyszył obchodom pięćdziesięciolecia, a jednocześnie pełnił rolę artystycznej wizytówki instytucji. Na tylnej stronie okładki możemy przeczytać skrótową historię poznańskiej opery: od przejęcia sceny od zaborcy, by stała się "nowym bastionem sztuki narodowej", przez blaski i cienie dwudziestolecia międzywojennego, wznowienie działalności po wojnie, aż po kluczowe postaci i wydarzenia artystyczne przed 1969 rokiem. Ważne miejsce w tym opisie zajmuje wątek narodowy. Wpłynął on też bezsprzecznie na wybór utworów na płytę. Znajdziemy tu muzykę tylko polskich kompozytorów, od Moniuszki po Szeligowskiego, choć brakuje Halki, której premiera w 1919 roku wspomniana jest na okładce. Czy Opera Poznańska i jej soliści to album udany? Tak, ponieważ realizuje cel rocznicowy, a jednocześnie znajdziemy na niej kilka znakomitych wykonań. Zaskakująca z dzisiejszej perspektywy obecność kilku utworów dodaje mu dodatkowego smaczku.

Płytę otwiera nieodzowny Moniuszko dwiema ariami ze Strasznego dworu. Ma on silniejsze konotacje narodowo-patriotyczne niż nieobecna Halka, choć powód nagrania fragmentów Strasznego dworu wydaje się bardziej prozaiczny. W nagraniach udział brała Zdzisława Donat, sopran liryczno-koloraturowy odpowiedni do roli Hanny. Halce bliżej do sopranu lirico-spinto (mocniejszego, o większym wyrazie dramatycznym). Naturalnym wyborem dla Donat była więc Hanna. Mimo dykcyjnych niedostatków, które towarzyszą też pozostałym solistkom, śpiewaczka udanie się z nią zmierzyła. Ponadto otwierający płytę podniosły polonez Miecznika Kto z mych dziewek lepiej nadaje się na jubileuszowy album niż numery barytonowego antybohatera Halki - Janusza. Arię tę śpiewa znakomity Albin Fechner, dyryguje - jedyny raz na płycie - Robert Satanowski. Otwarcie to iście królewskie: pełne majestatu i godności. Miecznik Fechnera emanuje ojcowskim autorytetem dzięki połączeniu dojrzałej interpretacji śpiewaka z wolnym tempem obranym przez Satanowskiego oraz dostojną grą orkiestry.

Trzecia ścieżka przynosi zmianę repertuaru. Marian Kouba śpiewa Czy ty mnie kochasz? z Legendy Bałtyku Feliksa Nowowiejskiego. Głos ma surowy w barwie, lecz śpiewa z ogromnym uczuciem. Kouba płynie przez romantyczne frazy Nowowiejskiego z miłosną manierą, ale bez nadmiernej egzaltacji. Znakomitego partnera znalazł w dyrygencie Edwinie Kowalskim. Chwilę później rozbrzmiewa głos Antoniny Kaweckiej w dramatycznej arii Bogny z tej samej opery. Bohaterka wyczekuje powrotu ukochanego Domana z podmorskiej wyprawy. Targana strachem, na przemian błaga i żąda litości od bałtyckich głębin, by przejść potem do tęsknych wspomnień o ukochanym. Roi się w tej arii od długich wysokich dźwięków i dużych interwałów, z którymi Kawecka z powodzeniem sobie radzi. Wykonanie zyskuje przy kolejnych odsłuchach, gdy poszczególne forte i piano odsłaniają swoje głębsze znaczenia. Kawecka nie gorzej od Kouby wyczuła neoromantyczny, emocjonalny styl swojej arii. Obecność Legendy Bałtyku na płycie wpisuje się w jej jubileuszową naturę. Nowowiejski obrał Poznań na swój dom, a opera miała tu prapremierę w 1924 roku, bijąc rekordy popularności. Był to jeden z największych sukcesów pierwszych lat poznańskiej sceny operowej.

Stronę A wieńczy Jako gry wśród skwaru z Manru Paderewskiego w interpretacji Stanisława Romańskiego. Jej także nie brakuje romantycznego pierwiastka, choć jest on mniej rozbuchany niż u Nowowiejskiego. Romański śpiewa z dużo mniejszym feelingiem niż Kouba, brakuje mu interpretacyjnej swobody. To wykonanie dobre, które w konfrontacji z wcześniejszymi nagraniami blednie. Nie zmienia to faktu, że pierwsza strona Opery poznańskiej i jej solistów to demonstracja wokalnej i muzycznej siły, którą wówczas dysponował teatr.

Na drugiej stronie czekają na współczesnego słuchacza niespodzianki. Obecność pierwszej powojennej polskiej opery, zapomnianego Buntu żaków Tadeusza Szeligowskiego (prapremiera w 1951 roku we Wrocławiu), nie jest przypadkiem, a znakiem czasów. Operę tę bowiem uznaje za sztandarowy przykład muzycznego socrealizmu. Do napisania libretta nakłoniła Romana Brandstattaera Zofia Lissa, wybitna muzykolożka i jedna z osób zaangażowanych we wprowadzanie ówczesnych kulturowych wytycznych w muzyce polskiej. Autor bardzo luźno zainspirował się prawdziwym buntem krakowskich studentów w 1549 roku. W libretcie jeden z uboższych żaków ginie w bójce z rąk bogatego kolegi. Władze uniwersytetu i miasta nie są zainteresowane wymierzeniem kary, więc studencka brać udaje się na Wawel do króla Zygmunta Augusta, by prosić go o sprawiedliwość (i kilka społecznych reform). Zwodzony podszeptami król odmawia, a zbuntowani żacy opuszczają Kraków.

Socrealistyczne założenia realizują się tu na kilku poziomach. Pojawia się bohater zbiorowy - żacy, uciśniony przez negatywnie ukazanych bogaczy i arystokratów. Przywódca studentów, Konopny, poświęca miłość na rzecz społecznej sprawiedliwości (choć ostatecznie i tak zejdzie się z ukochaną Anną). Warstwa muzyczna unika awangardowych rozwiązań, dominuje dur-mollowa tonalność, pojawiają się ludowe tańce i archaizacje. Powstała zatem opera o treści i formie adekwatnej do "zapotrzebowania społecznego" stalinowskiej Polski, z muzyką przystępną, utrzymaną w zgodnej z narzuconymi kryteriami stylistyce. Z tego emblematycznego dzieła na płycie znalazły się dwie arie: rozważania króla Zygmunta Augusta (bas Henryk Łukaszyk) i pieśń Konopnego (Marian Kouba) z chórem przed opuszczeniem Krakowa. Ich prostota i bezpośredniość chwilami brzmią naiwnie, ale nie można Szeligowskiemu odmówić umiejętności budowania napięcia. Zwłaszcza aria Konopnego wywołuje przed oczami obraz zawiedzionych, martwiących się o przyszłość młodych ludzi, którzy następnego dnia ruszą w nieznane... Efekt ten pogłębia jeszcze introwertyczna interpretacja Kouby.

Płytę zamykają lament Matki z Janko Muzykanta Witolda Rudzińskiego i aria Aliny z Goplany Władysława Żeleńskiego. Pierwsza z oper także powstała w 1951 roku i współdzieli pewne cechy z Buntem żaków: wykorzystanie znanej historii (w tym przypadku literackiej), bezpośredniość, ludowe nawiązania muzyczne. Aleksandra Imalska wypada bardzo przekonująco jako pełna żalu i bólu matka. Oparta na Balladynie Słowackiego Goplana wyszła spod pióra jednego z czołowych polskich kompozytorów schyłku XIX wieku, Władysława Żeleńskiego. Popularnością cieszyła się jeszcze po wojnie, goszcząc na scenach Poznania, Warszawy, czy Wrocławia. Alinę w nagraniu interpretuje lirycznie usposobiona Bożena Karłowska, która dodaje bohaterce dużo dziewczęcej delikatności.

Opera poznańska i jej soliści wywołuje zainteresowanie z kilku powodów. To znakomity wgląd w muzyczną historię poznańskiej sceny, który pozwala poznać nie tylko zasłużonych dla niej solistów, ale też dyrygentów i znakomicie wówczas grającą orkiestrę. Jest ona jednym z bohaterów płyty, gra z wielką wrażliwością i dramaturgicznym wyczuciem, klarownie i soczyście. Uwagę zwracają też solowe wejścia koncertmistrza i grupy wiolonczel oraz znakomicie zrealizowany na nagraniu balans brzmieniowy. Płyta to także przegląd kulturowo-politycznych wpływów, które determinowały pierwsze dziesięciolecia istnienia teatru. Dla fanów lokalnej operowej historii płyta typu must, a dla poszukiwaczy starych nagrań rzecz warta uwagi.

Paweł Binek

  • Opera poznańska i jej soliści
  • wyd. Teatr Wielki w Poznaniu

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023