Jak było? Odważnie, inspirująco, różnorodnie i szalenie intensywnie. Na program festiwalu, który od 2017 roku kwalifikuje do nominacji oscarowych, składało się ponad 500 animacji. Prezentowane były zarówno tytuły premierowe, jak i te doskonale znane. W podzielonych na cztery kategorie konkursach (animacje krótko- i pełnometrażowe, seriale i polskie filmy animowane) rywalizowały produkcje z ponad 50 krajów. Odbyło się też ponad 200 wydarzeń towarzyszących: od paneli i wykładów, przez performans i projekcje z muzyką na żywo, do warsztatów i spotkań z twórcami, spośród których wymienić warto m.in. takie postaci jak Yoshimi Itazu, Rose Bond, Joe Holman czy Mike Hollingsworth. Chętni z branży - zarówno zawodowcy, jak i początkujący, animatorzy i producenci, reżyserzy i studenci - mogli wziąć udział również w specjalnym cyklu "Animator PRO", na który składały się profesjonalne master classy, case studies i spotkania sieciujące. A to wszystko w 9 dni!
Na otwarcie zaprezentowana została francusko-belgijska animacja "Dandelion's Odyssey" w reżyserii Momoko Seto, będąca historią losów czwórki przyjaciół/nasion, współdzielących niegdyś kwiatostan mniszka lekarskiego. Uratowani z niszczycielskiego dla Ziemi wybuchu jądrowego lądują na nieznanej planecie i rozpoczynają podróż w poszukiwaniu nowego domu. Ciekawy jest już sam tytuł tej produkcji i jego tłumaczenia. Oryginalna nazwa - "Planètes" dość jednoznacznie ukierunkowuje nasze myślenie na obszary pozaziemskie. Angielskie tłumaczenie - "Dandelion's Odyssey" wprowadza homerycką odyseję i epos, a co za tym idzie wątek podróży i opisów bohaterskich czynów. Spoglądając z kolei na "Dmuchawce" (tak brzmi polska wersja animacji), odkrywam niezwykle bogatą znaczeniowo, uniwersalną i imponującą wizualnie historię o końcu, który stał się początkiem. To wspólna walka o przetrwanie, które jest możliwe tylko dzięki potędze relacji i determinacji. Zgłębianie sensu wędrówki skłania nas do refleksji nad kondycją współczesnego świata i sensem życia.
Momoko Sento, reżyserka i absolwentka prestiżowej szkoły Le Fresnoy, na co dzień pracuje we francuskim narodowym ośrodku badań naukowych, w którym zajmuje się filmami dokumentalnymi. Jej animacje są efektem splotu dwóch niezwykle silnych korzeni - naukowej precyzji i odważnej, artystycznej wrażliwości. Nazwałam "Dmuchawce" imponującymi wizualnie i zapewniam, że nie są to słowa na wyrost - gdyby nie pojawiająca się w opisach etykieta science fiction, trudno byłoby rozsądzić, czy to, na co patrzymy, jest filmem, czy stworzoną komputerowo animacją. W połączeniu z szalenie różnorodną muzyką - od orkiestrowych, filmowych niemal wstawek, przez mocne, elektroniczne momenty, aż do skoncentrowanych na rytmie brzmieniach etno - całość opowieści jawi się jako coś, czego świadkami możemy się stać. Pamiętacie końcówkę "Don't look up" z Leonardem DiCaprio i Jennifer Lawrence? To jest ten świat... Tylko dalej, później. I z nasionami dmuchawców.
Z jednej strony nowości, z drugiej - klasyki. Środowy wieczór w kinie Apollo spędziłam na specjalnym pokazie trzech odcinków kultowego "BoJacka Horsemana", po których odbyła się sesja Q&A z Mikiem Hollingsworthem, reżyserem nadzorującym i współproducentem wykonawczym wszystkich sześciu sezonów serialu. Jednym z wyświetlanych odcinków był "Fish Out of Water", który w 2017 roku zdobył Annecry Cristal i został uznany za najlepszy telewizyjny odcinek roku przez "Variety" i "Time". Hollingsworth dubbingował również wybrane postaci, pisał scenariusze i specjalizował się w żartach związanych ze zwierzętami. Swoje stand-uperskie doświadczenie wykorzystał podczas popokazowej rozmowy, która aż kipiała od pozytywnej energii. Takie spotkania lubimy najbardziej.
A sam "BoJack"? Cliché, ale prawda - żeby go zrozumieć, trzeba go po prostu przeżyć. Historia wypalonego aktora, będącego jednocześnie antropomorficznym koniem, trafia w miękkie podbrzusze każdego z nas, choć każdego pewnie w nieco inny sposób. Mieszanka czarnego humoru z błyskotliwymi ripostami, wielowarstwowe żarty wizualne i liczne "easter eggs" sprawiają, że każdy odcinek chciałoby się obejrzeć co najmniej kilka razy, by mieć pewność, że żaden detal nie pozostał niezauważony.
"BoJack Horseman", jedna z najbardziej oryginalnych i odważnych produkcji ostatnich lat, to refleksja nad samotnością, depresją i życiem, które nie zawsze idzie tak, jak by się tego chciało. To satyra pełna świetnie napisanych pierwszo- i drugoplanowych postaci, w której brutalna samoświadomość przeplata się z melancholią. W mistrzowski sposób przechodzi od absurdu do tematów głęboko poruszających, nie tracąc przy tym na autentyczności, a odwaga, z jaką realizowane są formalne eksperymenty (jeden z nich widzieliśmy we wspomnianym już odcinku "Fish Out of Water", który niemal w całości pozbawiony jest dialogów), sprawia, że śledzenie samej narracji staje się ogromną przyjemnością. Dzień przed wizytą "BoJacka" w kinie Apollo mogliśmy wziąć również udział w specjalnym pokazie niezależnych, niepublikowanych dotąd krótkometrażowych kreskówek autorstwa Hollingswortha - wspaniale było zajrzeć do środka również i innych, stworzonych przez niego światów!
Kolejnym klasykiem, który pojawił się w programie tegorocznej edycji, był "Fantastyczny Pan Lis" w reżyserii Wesa Andersona, który powstał na podstawie książki Roalda Dahla. Takie animacje powinny być przepisywane na receptę! "Mr. Fox" to pierwszy film animowany Andersona i zarazem hołd dla klasycznej poklatkowej animacji. Opowieść o wolności, odpowiedzialności i rodzinie, ale przede wszystkim jednak wcale nie lukrowanej próbie pogodzenia dzikiej natury z cywilizowanym życiem. Stylu Andersona, ze sporą dawką absurdu, nie sposób pomylić. W "Fantastycznym Panu Lisie" znalazły swoje miejsce ciepła kolorystyka, mnogość faktur, charakterystyczna symetria i kompozycje kadrów. Film był nominowany do Oscara, zdobył nagrody BAFTA i Annie. Doceniono go za inteligentny humor, styl wizualny i głębię emocjonalną.
Po pokazie odbyło się spotkanie z Joe Holmanem, projektantem i modelarzem odpowiedzialnym za stworzenie fizycznych modeli wykorzystanych w animacji postaci. Również i on dzień wcześniej zaprosił chętnych do świata swoich produkcji, odsłaniając kulisy pracy m.in. nad równie kultową "Gnijącą panną młodą" czy "Frankenweenie". Rozmowa - jak i poprzednie, w których miałam przyjemność brać udział - pełna była anegdot i ciekawostek, które pozwalały jeszcze głębiej zanurkować w świat animacji.
Jak "chemia w nas" przełożyła się na program tegorocznej edycji festiwalu? Poprzez wyjątkowo różnorodny i wprawiający czułe struny w drgania zestaw filmów. Samotność, dorosłość, tożsamość, dorastanie, nowe początki i nowe końce - wszystko to spięte zostało pod parasolem rozważań na temat kondycji współczesnego człowieka, o której twórcy zaproszonych animacji opowiadali za pomocą nie tylko często odważnych środków formalnych, ale przede wszystkim swojej ogromnej wrażliwości. Oba te aspekty (i wiele, wiele innych) zauważyło jury konkursu, które na zakończenie festiwalu przyznało nagrody: Grand Prix i Złoty Pegaz powędrował do filmu "Autokar" w reżyserii Sylwii Szkiłądź, który doceniono za ujęty w baśniowej formie czuły portret dziecięcego dorastania; film zdobył także Nagrodę Publiczności i zakwalifikował się do wyścigu o oscarową nominację. Srebrnego Pegaza zdobyła animacja "Ordinary Life" w reżyserii Yoriko Mizushiri, której spojrzenie na ludzkie ciało zachwyciło i zatrzymało jednocześnie. Brązowego Pegaza otrzymała z kolei Rand Beiruty i jej "Shadows". Doceniono je za sugestywny obraz samotności. Każdy z tych pokazów wniósł inną wartość, inną historię i inny sposób patrzenia na świat, który otwiera nas na to, co czasem odrzucone, czasem zapomniane, a czasem zupełnie jeszcze nieodkryte. Pełna lista nagród znajduje się na stronie festiwalu - zachęcam do zapoznania się z twórczością wyróżnionych i do polowania na ich tytuły w repertuarach kin studyjnych. Animatorowi dziękuję za dostarczone przeżycia i życzę pięknej dorosłości! Widzimy się za rok.
Marta Szostak
- 18. MFFA Animator
- 5-13.07
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025