Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Męskie bluesowe granie

To było prawdziwe święto bluesa. Fani Dżemu - najważniejszej polskiej kapeli uprawiającej ten gatunek - mieli okazję do spotkania ze swymi idolami w Hali Lubońskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji.

Muzyka wykonywana przez Dżem to blues rock, czyli gatunek z pogranicza, fot. M. Wiciński - grafika artykułu
Muzyka wykonywana przez Dżem to blues rock, czyli gatunek z pogranicza, fot. M. Wiciński

Muzyka wykonywana przez Dżem określana jest jako blues rock, czyli gatunek z pogranicza. Blues wywodzi się ze śpiewu Afroamerykanów z południa USA. Jego źródłami były pieśni pracy (tzw. work songs) oraz gospel. Charakter bluesowych pieśni był refleksyjny i raczej smutny, a tematami realistycznych, dość prostych tekstów były problemy relacji kobieta - mężczyzna (miłość, wierność, samotność), a także wolność, praca, podróż. Z czasem wykształciła się żywsza i bardziej dynamiczna odmiana bluesa - rythm and blues, która szybko została zaadoptowana przez białych muzyków i dała początek rock and rollowi, a dalej muzyce rockowej.

Dla bluesa najbardziej charakterystycznymi instrumentami są gitara, harmonijka ustna, rzadziej fortepian, a rock opiera się na gitarach i perkusji. Wszystko, co składa się na definicje bluesa i rocka usłyszeliśmy w sobotni wieczór w Luboniu.

Koncert zaczął się występem supportującej Dżem grupy Wielebny Blues Band. Dawno nie słyszałam tak udanej koncertowej "rozgrzewki". Wielebny Blues Band rozpoczął swoją działalność w 1997 roku w Ostrowie Wielkopolskim. Pod obecną nazwą działa od 2005 roku. Na swoim koncie ma dwie płyty długogrające i liczne koncerty. Tworzą go doświadczeni muzycy, o których powiedzieć, że "czują bluesa" to mało. Świetny był zwłaszcza Piotr Mamczak na harmonijce ustnej. Dzięki ich energii, naturalności, poczuciu humoru publiczność bawiła się świetnie i w dobrych humorach czekała na gwiazdę wieczoru.

Dżem zaczął mocnym akcentem. "Poznałem go po czarnym kapeluszu" to jeden z tych kawałków, na które wszyscy czekają, a zagrana jako druga "Mała aleja róż" przeniosła wszystkich obecnych we wspaniałe lata największych sukcesów zespołu. Następnie usłyszeliśmy nowsze utwory: "Do przodu",  "Szeryfie, co tu się dzieje ?", "Do kołyski" - także znakomicie przyjęte przez publiczność. W sumie zespół wykonał 18 piosenek. Nie zabrakło takich evergreenów jak: " Harley mój", "Wokół sami lunatycy", "Wehikuł czasu", "Sen o Viktorii".

W warstwie instrumentalnej Dżem pokazał się od jak najlepszej strony. Przede wszystkim zachwycał gitarowy triumwirat:  Adam Otręba (gitara), Beno Otręba (gitara basowa) i Jurek Styczyński (gitara). Wirtuozerskie solówki Adama Otręby w końcówce koncertu rzuciły fanów na kolana. Niepowtarzalne gitarowe intro Jurka Styczyńskiego otwierające "Całą w trawie" i liczne sola budowały dramaturgię występu. Beno Otręba pewną ręką przewodził sekcji rytmicznej, ale chętnie wspomagał pozostałe gitary w ich popisach. Beno ma duszę showmana - chwilami, to właśnie głównie on elektryzował widownię i przyciągał jej uwagę. Trzeba także wspomnieć o niesamowitym klimacie tworzonym przez klawiszowca Janusza Borzuckiego.  Jego wstęp do "Partyzanta" i zaskakująca jazzująca improwizacja w "Całej w trawie" były jednymi z najmocniejszych punktów wieczoru. Mam natomiast pewne zastrzeżenia do wokalisty. Maciej Balcar śpiewa znakomicie. Obdarzony jest wprost wymarzonymi warunkami głosowymi do wykonywania dżemowego blues rocka. Jednak rozczarował mnie jako frontman. W zasadzie nie nawiązywał kontaktu z publicznością. Owszem, w paru utworach dzielił wokal z szalejącymi fanami lub zachęcał ich do wspólnej wokalizowej zabawy. Ale przez większość koncertu co rusz oddalał się od mikrofonu i wręcz odwracał od widowni. Być może to kwestia dyspozycji dnia. Być może sprawa temperamentu, czy sposobu pracy na scenie. A może Balcar nie aspiruje do roli szamana sceny, którą grał w czasie koncertów Dżemu legendarny Ryszard Riedel. Można to oczywiście zrozumieć , lecz niestety taki styl powoduje, że w wielu utworach Balcar wypada mało autentycznie. Przekonująco natomiast interpretował późniejsze nagrania Dżemu, z czasów, gdy już pracował z zespołem. "Partyzant" i "Strach" wypadły świetnie i naprawdę chwytały za gardło.

Trzeba jednak oddać zespołowi sprawiedliwość - niezależnie od małych mankamentów publiczność bawiła się znakomicie, falując, tańcząc i śpiewając niemal wszystkie utwory. Dżem ma liczne grono wiernych i niezwykle lojalnych fanów. Koncerty grupy niezmiennie gromadzą tłumy, co jest fenomenem na kapryśnym polskim rynku muzycznym. Jednym ze źródeł popularności jest na pewno wysoki poziom wykonawczy prezentowany przez grupę. Ich koncerty to kawał rzetelnej muzycznej roboty, wykonywanej bez żadnej taryfy ulgowej. Jednak swój status zespołu kultowego Dżem zawdzięcza przede wszystkim muzyce i tekstom, które są kwintesencją męskiego grania. Ten blues piszą mężczyźni dla mężczyzn (choć zespół ma niezliczone rzesze wielbicielek). To często spowiedź przegranego, poobijanego przez życie faceta, który liże rany po kolejnej życiowej klęsce. To także krzyk przeciw rzeczywistości, której zmienić nie można, ale próbować trzeba. To wreszcie umiłowanie wolności i niezależności. A zresztą......która kobieta napisze o motorze Harley: "on zmienił moje życie odkąd poskładałem go" lub "on wyleczył mnie z kompleksów"? Prawdopodobnie żadna. Za to niemal każda da się takiej szczerości uwieść.

Tak samo Dżem uwiódł  publiczność w sobotę. Nie wypuściła muzyków do domu bez bisów. Na koniec wybrzmiały: "Kaczor coś ty zrobił?", "Czerwony jak cegła", "Autsajder" i "Whisky". Trudno było opuścić Halę LOSiR bez żalu. Oby Dżem wrócił jak najprędzej.

Katarzyna Kamińska

  • Dżem
  • Hala Lubońskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji
  • 13.10, godz. 20