Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Klezmerskie krzesanie iskier

Klezmafour to mieszanka muzyki wykonywanej przez artystów z Lublina, Białegostoku i Warszawy. Wybuchowa mieszanka, bo na ich koncertach nikt nie stoi w miejscu, a nogi same rwą się do tańca.

. - grafika artykułu
Klezmafour. Fot. materiały organizatorów

Mogłoby się wydawać, że muzyka klezmerska to relikt przeszłości, którym potrafią się zachwycać tylko nieliczni pasjonaci kultury żydowskiej. Nic bardziej mylnego. Okazuje się, że z pozoru niszowa muzyka o etnicznych korzeniach może okazać się prawdziwym muzycznym odkryciem. Poznański klub Blue Note, który zaprasza zwykle na jazzowe lub bluesowe koncerty, rzadko staje się sceną tak żywiołowego przeżywania muzyki. W sobotę zgromadzonej w niej publiczności nie przeszkodził nawet kameralny układ stolików, który sprzyja raczej biernemu słuchaniu niż energicznemu tańczeniu i przytupywaniu.

Muzycy Klezmafour, zanim zostali docenieni nad Wisłą, odbyli dwie trasy koncertowe: po Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Wszystko dzięki dwóm nagrodom zdobytym przed pięciu laty na Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Żydowskiej w Amsterdamie. Rok po wygranej nagrali swój debiutancki krążek "5th element", który z miejsca okazał się muzycznym strzałem w dziesiątkę. To z tej płyty pochodzą takie przeboje jak, najbardziej chyba znane, "Golem fury", "Meshuggah" (w jidysz oznaczające "szaleństwo") czy "Urke", w którym udział miał sam Pablopavo. Po nim przyszła pora na płytę "W górę". To właśnie materiał z niej stanowił podstawę drugiej części wieczoru, podczas której zabrzmiał m.in. rewelacyjny "Evet Evet" ośpiewany razem z publicznością.

Co jest takiego w tym zespole, że nikogo nie pozostawia obojętnym? Pierwsza i chyba najbardziej słuszna myśl to jego magnetyzująca energia i niesamowita naturalność w wykonywaniu muzyki. Najbardziej rozpoznawalnym członkiem zespołu jest skrzypek Andrzej Czapliński. Dlaczego? Bo posiadł tę rzadko spotykaną umiejętność wykonywania kilku czynności jednocześnie. W tym wypadku chodzi o grę na instrumencie, wokal i żywiołowy taniec, w którym wtóruje mu Wojciech Czapliński, grający na klarnecie. Pozostali "klezmerzy" - Rafał Grząka (znakomity akordeon), Gabriel Tomczuk (na kontrabasie) i Tomasz "Harry" Waldowski (perkusja) - nie pozostają w tyle.

Pamiętam swój pierwszy koncert Klezmafour, w sierpniu 2012 roku na poznańskim Ethnoporcie, i wrażenie, jakie wywarła na mnie niespożyta energia pięciu chłopaków, którzy ewidentnie bawią się tym, co robią, jednocześnie czerpiąc z tego niesamowitą przyjemność. Wtedy, grając jako jeden z supportów folkowej gwiazdy Balkan Beat Box, dosłownie krzesali iskry, wprawiając publiczność w żywiołowe pląsy pod sceną. Do tego stopnia, że zmuszeni byli zmieniać koszulki jak piłkarze po trudnym meczu. Tym razem, być może nauczeni doświadczeniem, w połowie koncertu zrobili sobie przerwę. Jeśli więc ktokolwiek zaryzykuje stwierdzenie, że tzw. world music to gatunek dla wąskiej grupy odbiorców, przebrzmiały, staroświecki i kompletnie passé, to - proszę wybaczyć - ale będę miała przypuszczenie graniczące nieomal z pewnością, że o muzykach z Klezmafour po prostu jeszcze nie słyszał.

Anna Solak

  • Klezmafour
  • Blue Note, ul. Kościuszki 79
  • 17.01