Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

JA TU TYLKO CZYTAM. Niesamowitość na nie-zawołanie

Czasem tłumacz literacki tak długo i z taką determinacją nawołuje do przełożenia i wydania powieści sprzed wielu lat (o zerowym potencjale promocyjnym), że w końcu przestaje mu odpowiadać wyłącznie echo. Tak się stało z Arturem Machenem i jego Wzgórzem Przyśnień, które w Polsce ukazało się dzięki zaangażowaniu bardzo docenionego tłumacza - Macieja Płazy.

. - grafika artykułu
rys. Marta Buczkowska

Wzgórze Przyśnień jest niewielkie formatowo, ale wielkie językowo - i to trzeba zaznaczyć na samym początku. To nie jest lektura dla fanów wielowarstwowych fabuł i zwrotów akcji. Zachwyceni będą za to miłośnicy powolnych narracji, płynięcia przez frazę, dokarmiania wyobraźni tym, co niedookreślone. Wydane oryginalnie w 1907 roku, jest Wzgórze powieścią dekadencką, zapełnioną oparami mgły i opium. Maciej Płaza mówi o niej "sztandarowa powieść dekadencka, która ukazała się u schyłku wielkich dekadentów XIX wieku". Artur Machen z kolei, tłumaczy we wstępie (rzeczywiście, pisywano kiedyś długie wstępy objaśniające zamysł autora!), że jego planem było stworzenie "pikareski umysłu", a nawet, z rozmachem - "Robinsona Crusoe duszy". Jednocześnie przytacza, w formie ponurych anegdot, pierwsze reakcje wydawców, którzy w odpowiedzi na maszynopis Wzgórza "zaklinali go na wszystkie świętości, by nie publikował tej książki, ponieważ była tak marna i nędzna, że unicestwiłaby ów zaczątek literackiej reputacji, jaki zdążył już Machen zdobyć". My, czytelnicy z dalekiej, posuniętej o 113 lat przyszłości możemy tylko porozumiewawczo mrugnąć, bo nie takie przypadki już się w historii wydawania literatury zdarzały, a największe bestsellery lęgną się często na truchłach pełnych dezaprobaty wydawców i krytyków.

Czy Wzgórze zostało ostatecznie bestsellerem? Nie, ale było, jest i na pewno będzie czytane, co stanowi chyba największą miarę wartości książki. Po tym przydługim wstępie (bo tak było, pisywano kiedyś długie wstępy!) przejdę do walorów i minusów Wzgórza, bo jedne idą w parze z drugimi.

Piękna walijska prowincja - to tutaj mieszka młody Lucian, niespełniony pisarz i odludek, rozczarowany ludzkością, ale uwiedziony tajemnicami, jaką mogą kryć przed nim lokalne wzgórza oraz jego własny umysł. Włóczy się więc przez walijskie, a potem londyńskie bezdroża i doświadcza niesamowitości, które dotkliwie mieszają mu w głowie, ale których opisać nie sposób. To właśnie stanowi główny wątek opowieści - udręka twórcza, powracające niezadowolenie ze swoich grafomańskich wciąż prób pisarskich. Niesamowitość, która przychodzi jak na zawołanie, gdy Lucian przechadza się mroźnymi nocami przez londyńskie zaułki, ale która za nic nie chce mu się objawić pod postacią odpowiednich słów, fraz, metafor. Czytelnicy, którzy sami podejmują pisarskie próby mogą się w tej historii odnaleźć aż nadto.

Lucian jest momentami irytujący w swojej artystycznej manierze - nikt go nie ceni, wszyscy prychają na jego próbę zostania drugim Edgarem Allanem Poe, a otoczenie, z naciskiem na kobiety, odbiega znacząco od jego uduchowionych wyobrażeń. Czasem jego niechęć staje się zrozumiała, bo i niektóre momenty ludzkiego okrucieństwa , jakich bywa świadkiem, zapadają aż w czytelniczą pamięć. We Wzgórzu najważniejszym bohaterem jest jednak wyobraźnia Luciana, a właściwie wyobraźnia Machena, która jest wyobraźnią niezwykłą. Podczas gdy Lucian dwoi się i troi, by opisać swoje wrażenia, chociażby z obcowania z walijską, dziką naturą, Machen robi to dla nas i jest to niesamowite doświadczenie czytelnicze (duża w tym także zasługa tłumaczenia Płazy). Autorowi udało się pokazać walijskie pustkowia jako miejsca tętniące życiem, mitami, wybuchające żywiołami i kolorami, pełne opowieści i stworzeń sprzed setek lat, a Londyn? Jaki jest tutaj Londyn, warto przekonać się samemu, bo ta wizja ma duży związek z autobiografią samego Machena, arcyciekawego pisarza i eseisty.

Nie fabuła jest więc mocnym punktem Wzgórza przyśnień, ale zamglona atmosfera i plastyczność opisów. Nie czyta się Machena łatwo, czasem nie czyta się nawet i przyjemnie, ale nikt nie mówił, że z dekadentami jest łatwo i przyjemnie. Autor zwraca nam jednak z nawiązką, bo o Wzgórzu myśli się długo już po lekturze, a i często wraca do niektórych rozdziałów, by raz jeszcze doświadczyć tego dreszczyku grozy i po raz kolejny zadziwić się atmosferą, która żywcem przenosi nas do stanu przyśnienia. Jest to, w moim odczuciu, wyjątkowo udana próba przeszczepienia poezji modernistycznej - pełnej mroku, zepsucia i widziadeł balansujących gdzieś w polu widzenia - na grunt prozatorski. Brzmi to tak, jakbym oczekiwała, że Machen lada moment trafi do kanonu lektur na studiach humanistycznych, ale nie tylko miłośnikom wysmakowanej literatury polecam tego autora, bo nie tylko oni będą oczarowani tym, co Wzgórze przyśnień w nich obudzi.

Izabela Zagdan

  • Artur Machen, Wzgórze przyśnień
  • tłum. Maciej Płaza
  • Państwowy Instytut Wydawniczy

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020