Przechadzając się po muzealnych przestrzeniach "Narodowego" nie sposób uciec od skojarzeń z tym, co dzieje się tu i teraz. W każdej pracy dostrzegam analogię do wydarzeń na granicy Polski z Białorusią, do rosyjskiej napaści na naród ukraiński, do tragedii afrykańskich imigrantów, uciekających przed wojną. I chociaż wiem, że nie to jest tematem aktualnej wystawy w Muzeum Narodowym, to ostatnie lata sprawiły przecież, że słowo "granica" nie kojarzy się już z miłą wycieczką do ciepłych krajów. Jego znaczenia częściej będziemy od teraz poszukiwać wśród synonimów słowa "zapora". Bo i przecież taka jest jedna z powinności sztuki, by komentować aktualną rzeczywistość; by funkcja estetyczna nie przesłaniała tej semantycznej, by jątrzyć, pytać i zmuszać do myślenia.
Sam tytuł wystawy, O dzieleniu, może być rozumiany dwojako. Bliższe tłumaczeniu z angielskiego "sharing" byłoby dzielenie jako "współdzielenie", jako kooperacja i szansa. Niejako w opozycji do tego znaczenia stoi dzielenie jako "podzielenie", odcięcie graniczną kreską i rozbicie na dwie części. I obie te, z pozoru przeciwstawne sobie koncepcje, duet kuratorski złożony z Burcu Dogramaci i Marty Smolińskiej przedstawia podczas wystawy. Zahaczając również o prace historyczne, aby wykazać, że border art, sztuka dotycząca stricte granicy, ma już swoje wydatne miejsce w historii sztuki.
Stąd wywieszone pomiędzy dwoma głównymi salami ekspozycyjnymi niewielkie obrazy Gierymskiego, Małeckiego i Falińskiego, w których na pierwszy plan wysuwają się słupy graniczne na granicy z Prusami. Nie zabrakło również pracy Witolda Pruszkowskiego i litografii Artura Grottgera, poruszających tematykę zesłań Polaków na Sybir po klęsce Powstania Styczniowego.
Ale główną osią wystawy są prace artystów współczesnych, powstałe po wspomnianym roku 1989. Formalnie: pełen przekrój dzieł. Znajdziemy i instalacje, i filmy video, fotografię, malarstwo, a nawet... makiety architektoniczne. Te ostatnie, autorstwa szczecińskiego profesora Łukasza Skąpskiego, prezentują 9 dokładnie przeskalowanych modeli granicznych płotów, opartych na istniejących barierach wzniesionych po 2008 roku na granicach Unii Europejskiej. Małe, zamknięte za szybami modele przypominają makiety kolejek czy też domki dla lalek. Umieszczone na nieskazitelnym, białym tle tylko mikroskopijnymi drutami kolczastymi przypominają, że nie mamy do czynienia z zabawkami, a architekturą, która ma na celu wykluczyć możliwość przedostania się do UE tych, których uważamy za nielegalnych. Z fizyczną zaporą.
Tych zapór zresztą znajdziemy na wystawie więcej. Wejścia do jednej z sal bronią ciężkie i złowrogie stalowe zasieki - smocze zęby - których naturalnym zadaniem jest powstrzymywanie pojazdów przed naruszeniem granicy. O fizyczności granicy opowiada praca Paula Pfarra, który przemierzając linię graniczną pomiędzy rozdzielonymi Niemcami, fotografował drzewa, w które wbijał się graniczny drut kolczasty. Ten sugestywny obraz pokazuje, jak sztuczne są granice stworzone przez człowieka.
O tym opowiada również cała sala poświęcona mapowaniu. Z tym tylko, że jest to mapowanie, można by rzec, odwrotne - zamiast opisywać zastane zjawiska, zaproszeni artyści mapy świata zmieniają. To mapowanie służy im do tego, by pokazać, że granice tworzone przez polityków należy traktować jako tymczasowe. Bo przecież kiedy Manaf Halbouni rysuje mapę wojenną Europy, na której pokazane są ruchy wojsk Arabskich najeżdżających na Polskę, a Sophia Pompéry wystawia prace, na której mapy są złożone z czarnych reliefów z naniesionymi nań wypiętrzeniami, i wydają się gotowe do samodzielnego namalowania krajów i granic, to mówią właśnie o tej chwilowości i sztuczności. Tak jak w kruchej, stworzonej ze szkła mapie autorstwa Soni Rammer. Dzisiaj granica jest, jutro jej nie ma.
Bardzo ciekawego zagadnienia terenu niczyjego, międzygranicznego dotykają Paweł Kula i Sven John. Szczeciński fotograf pokazał wielkoformatowe, panoramiczne zdjęcia, na których dokumentuje fragmenty lądowej granicy polsko-niemieckiej. Niegdyś pilnie strzeżonej, dzisiaj - zupełnie otwartej. I chociaż jesteśmy już w strefie Schengen, przeszkód i ograniczeń w ruchu pomiędzy naszymi państwami nie ma, to wygolony z drzew pas graniczny jest jej fizyczną pozostałością. Żywym pomnikiem.
Również po już nieczynnym pasie granicznym, ale tym oddzielającym obie części Niemiec od siebie, wędrował wraz ze swoją rodziną Sven Johne. Artysta skatalogował podczas tej wędrówki zioła i lecznicze rośliny, które dziko wyrosły w tych miejscach. Odnalezione przez niego mniszki pospolite, owoce dzikiej róży i wrotycze, które pojawiły się pośród zapór, strażnic i murów są symbolicznym świadectwem tego, że przyroda stara się zagoić rany, które powstały poprzez sztuczny rozpad obu Niemiec. Całości dopełniają rodzinne zdjęcia pełne dziecięcej zabawy i poszukiwania przygód pomiędzy graniczną architekturą.
Tak jak całą wystawę dopełnia prześmiewczy projekt Mobilistan pokazany przez Manafa Halbouniego i Christiana Manssa. Ten duet artystyczny stworzył nieistniejące państwo, którego całym terytorium jest przegubowa limuzyna marki Mercedes z 1990 roku, a przydział do rządowych departamentów dokonał się za pomocą gry "papier - kamień - nożyce". Wydają paszporty, mają własną pieczątkę, składają międzynarodowe wizyty. Ich podpisana w 2021 roku konstytucja zaczyna się, oczywiście!, od słynnych słów "We, the people".
Wystawa O dzieleniu. Sztuka na granicy (polsko-niemieckiej) w każdy możliwy sposób eksploruje temat "border art". Na zaprezentowane na niej dzieła można patrzeć zarówno przez pryzmat historyczny, jak i polityczny, czytając je jako opowieść o stosunkach polsko - niemieckich, wewnątrz - niemieckich, stosując jako przyczynek do rozmów o samym pojęciu granicy. I w każdym tym kontekście ekspozycja stworzona przez kuratorki Burcu Dogramaci i Martę Smolińską będzie wyjątkowo aktualna. I w tym tkwi jej siła.
Adam Jastrzębowski
- wystawa O dzieleniu. Sztuka na granicy (polsko-niemieckiej)
- kuratorki: Burcu Dogramaci, Marta Smolińska
- otwarcie: 20.09
- Muzeum Narodowe
- czynna do 17.12
- bilety: 13-20 zł
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023