Sobotni koncert rozpoczął się od przyznania nagrody Dawidowi Tokłowiczowi, który został tegorocznym laureatem Ery Jazzu. Podczas tego wieczoru zaprezentował się on ze swoim projektem Dawid Tokłowicz & Strings. Idąc na wydarzenie miałam w sobie dużo otwartości w stosunku do wybrania przez artystów takiego a nie innego instrumentarium na koncert jazzowy. Po wysłuchaniu pierwszych kompozycji targały mną mieszane uczucia, zresztą podobnie jak podsłyszaną przeze mnie publicznością, szepczącą między sobą: - To jest raczej kwartet smyczkowy, a nie jazz. I chcę tu zaznaczyć, że ten projekt z pewnością jest oryginalny i warto go posłuchać, ale może Era Jazzu nie do końca stała się właściwą ku temu przestrzenią?
Wieczór otworzył iście koktajlowy standard Duke'a Ellingtona Mood Indigo, który nieco zadziwił zgromadzoną publiczność. Myślami można było poprzechadzać się po Nowym Jorku lat 20., ale od początku miałam wrażenie, że Tokłowicza było w tej narracji za mało. Znam Dawida z innych projektów i choć reprezentuje on inny nurt jazzu niż ten który jest mi najbliższy, zawsze byłam pod ogromnym wrażeniem jego gry i umiejętności, a niestety tego wieczoru czar i blask, który powinien wypełnić salę Zamku grą laureata festiwalu, został początkowo nieco stłumiony.
Po standardzie Ellingtona przyszedł czas na kompozycję Tokłowicza, czyli Małą Suitę - Camino, będącą aluzją do różnych etapów podróżowania człowieka i przekraczania przez niego granic. Suita złożona z kilku części najbardziej zwróciła moją uwagę we fragmencie improwizowanym przez saksofonistę, a także w bardzo efektowanym zakończeniu, którego spektakularność wzbudziła wśród publiczności namiastkę euforii. Można powiedzieć, że z każdą kompozycją kwartet smyczkowy oraz Dawid Tokłowicz otwierali się i pokazywali na scenie więcej siebie. Pięknie wybrzmiała komedowska Litania, będąca ukłonem w stronę zmarłego w lutym Zbigniewa Namysłowskiego, a następnie ukraińska pieśń Oj letiły żurawie, zwracająca uwagę na wojnę w Ukrainie. To wreszcie w tych dwóch kompozycjach, formacja Dawida Tokłowicza mieniła się paletą muzycznych barw i emocji. Na koniec wybrzmiała jeszcze jedna kompozycja saksofonisty o symbolicznej nazwie Rosół. Kompozycja ta wydała mi się mocno programowa, a myśli kierujące mnie do konkretnych obrazów zupy, nie były w stanie oderwać się od materii dźwiękowej. Koncert laureata wraz z kwartetem smyczkowym był z pewnością interesujący, ponieważ rzadko zdarza się, by na jazzowych scenach smyczki pojawiały się wraz z instrumentami dętymi. Jednak czegoś tu zabrakło. Może spójności w muzycznej materii? Utwory prezentowane przez kwintet były bardzo różnorodne, od fikuśnych lat 20., po nostalgię obrazów etnicznych i komedowskich, a kończąc na twórczości samego laureata.
Druga część koncertu należała do formacji Dani Perez Trio. Muzykom nie można w zasadzie nic zarzucić, ponieważ ich narracja wydawała się zarówno poprawna technicznie, jak i spójna. Dla mnie jednak była bardzo monotonna. Dość oczywistych przejść miedzy solistami nie wynagradzała nawet świetne gra gitarzysty czy solówki kontrabasisty i perkusisty. Nową jakość nadał formacji Dawid Tokłowicz, który wreszcie pokazał się od tej strony, którą pamiętałam z innych projektów: szybkich przebiegów, zmian rejestrów i niebywałej ekspresji. W jednej z partii improwizowanych pokazał na co go stać, wnosząc do sali Zamku nową jakość i powiew świeżości. I może to dobrze, że Tokłowicz pokazał się tego wieczoru w dwóch rożnych projektach niejako udowadniając, że potrafi odnaleźć się zarówno w roli solisty, jak i kompozytora. Gdy na koniec wykonał wraz z triem standardy komedowskie budując rewelacyjne przestrzenie dźwiękowe, z pewnością udowodnił, że tytuł laureata Ery Jazzu w tym roku został mu przyznany słusznie. Wisienką na torcie, była komedowska Ballada, która dowiodła, że część nostalgiczna i bardziej przestrzenna nie jest obca zarówno triu, jak i soliście.
Dionizy Piątkowski ma pewnego rodzaju monopol na zapraszanie do współprac zespołów grających Komedę. Słuchając tegorocznych wykonań w ramach koncertu Czas Komedy zatęskniłam do genialnego projektu komedowskiego, który wybrzmiał podczas zeszłorocznej, jesiennej edycji Ery Jazzu - Grit Ensamble. Reinterpretacji twórczości, ale czerpiącej i rozumiejącej źródła jego inspiracji. I nie chcę tu powiedzieć, że istnieje jeden matematyczny wzór na interpretację Komedy, ale czy cykliczna nazwa koncertów Czasu Komedy nie powinna iść w parze z większym zwrotem ku samej postaci kompozytora?
Katarzyna Nowicka-Rynkiewicz
- Era Jazzu: Dawid Tokłowicz & Strings, Dani Perez Trio
- CK Zamek
- 9.04
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022