Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Bridget Jones na smutno

Kiedy na scenie Teatru U Przyjaciół pojawia się główna i jedyna bohaterka spektaklu  Nie zapomnisz na podstawie m.in. opowiadania Muzeum pamięci Sylwii Chutnik czy wierszy Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, w mojej głowie wykluwa się myśl, że kogoś mi przypomina. Odpowiedź przychodzi po czasie. Bridget Jones, tyle że w nieco innej odsłonie.

Jasnowłosa kobieta śpiewa przez różowy półleżąc na kanapie. Jest oświetlona czerwonym, jaskrawym światłem, które wygląda magicznie, jak otaczający ją pyłek. - grafika artykułu
fot. Grzegorz Dembiński

Nie chcę porównywać obu bohaterek, jednak w jakiś sposób dzieje się to samoczynnie. Być może z uwagi na odmienne postawy prezentowane przez te dwie kobiety, z których jednak każda, może nawet niechcący, czyni pewne problemy powierzchownymi. W przypadku Nie zapomnisz najprawdopodobniej miało zadziać się zupełnie inaczej. Uważam, że postać głównej bohaterki stworzono po to, by pokazać, że są aspekty życia, które trzeba rozpatrywać też na poważnie, rozkładając na czynniki pierwsze wszystko, co nie pozwala myśleć o przyszłości. Ba! Co nie pozwala nawet skupić się na teraźniejszości. Wszystko przesłania bowiem przeszłość, generująca nieustanną gonitwę myśli i skutecznie odwracająca uwagę od tu i teraz. I o ile ubieranie wszystkiego w komediowy kostium (jak czyni to Helen Fielding w serii książek o Bridget Jones) zdaje się niekiedy irytować i powoduje, że czujemy, iż realne problemy nie są traktowane z należytą powagą, o tyle powierzchownemu "na serio" niektóre wątki również zdają się umykać.

Podkreślę jednak, że ta opowieść ma potencjał. Z ust wcielającej się w główną i jedyną bohaterkę spektaklu Alicji Gotowały pada niemało ważnych zdań z opowiadania Chutnik, które - gdyby się nad nimi bardziej pochylić - mogłyby otworzyć szerokie pole do interpretacji scenicznej. Są to zdania mocne, budowane z pełną świadomością ich wagi i znaczenia. Szkoda, że bohaterka Nie zapomnisz wypowiada też liczne przekleństwa - i nie mówię tego jako obrończyni dziwnie pojmowanej moralności, ale ze względu na fakt, że te odmienne warstwy monologu wydają się pochodzić z dwóch różnych, nietożsamych ze sobą światów. W efekcie tworzy to wrażenie braku zdecydowania twórców spektaklu co do kierunku, jaki należało obrać. Podejrzewam, że celem tego zabiegu było dosadne pokazanie ludzkiej natury, ale w moim odczuciu wywołał on jedynie wrażenie niespójności. Może gdyby stylistyka poszła w jedną stronę, przyniosłoby to większą korzyść całości?

Scenografia i gra światłem na pewno podkreślały to, czego opowieść miała dotyczyć - zagłębianie się w siebie w poczuciu beznadziei, z której nie wyrywa człowieka żadna aktywność promowana jako ta, która przynosi ukojenie. Na scenie jest ciasno i duszno, co powoduje napięcie i chęć wyrwania się z tego nieprzyjaznego pomieszczenia. Kiedy myśli się zapętlają, kiedy nie dają spokoju, wszystko wydaje się przecież mało swojskie - łącznie z miejscem, które powinno stanowić bezpieczny azyl. W tym wypadku wspomaga ono raczej depresyjne roztrząsanie przeszłości. Nie pomagają temu rzucane zewsząd hasła namawiające do tego, by myśleć pozytywnie, działać i nie poddawać się złemu nastrojowi. Problem polega na tym, że nijak mają się one do realnych kłopotów ludzi znajdujących się w kryzysie. Dobrze, że zostało to zauważone na scenie.

Muszę jednocześnie przyznać, że w moim odczuciu ukazanie problemów bohaterki miało mimo wszystko oznaki powierzchowności. Moim zdaniem zbyt często kobiety pokazywane są przez pryzmat relacji i związków. Spłyca to naturę kobiety jako istoty ludzkiej i jest błędnym wskazaniem że jeśli już rozpacza i cierpi, to zawsze ma to podłoże romantyczne. Kiedy bohaterka spektaklu rzuca w przestrzeń pytania o byłe partnerki mężczyzny, z którym jest, nie odczuwam empatii, raczej zniecierpliwienie. Nawet wtedy, gdy pojawiają się nawiązania do przeszłości nieco dalszej, choćby dzieciństwa, ślizgamy się jedynie po temacie i widocznych oznakach utrapienia, które przynoszą bohaterce wspomnienia z tego okresu. Wszystko jest przy tym takie oczywiste. Mam wrażenie, że twórcy spektaklu tak bardzo pragnęli uchwycić głębię, że odnieśli skutek wręcz odwrotny.

Nie da się ukryć - Nie zapomnisz budzi we mnie ambiwalentne odczucia. Wiem doskonale, że wiele osób będzie się z główną bohaterką utożsamiać. Nadmierne rozmyślanie o przeszłości i analizowanie jej bez końca to realny problem wielu z nas. Inna rzecz, że można je było zwyczajnie lepiej pokazać na scenie. Bardziej metaforycznie, a jednak dobitniej. Bez jednoznaczności, a z subtelnością niuansów. Pełniej.

Justyna Żarczyńska

  • Nie zapomnisz
  • reż. Monika Chuda
  • Teatr U Przyjaciół
  • premiera: 26.05

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024