Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

AFFABRE CONCINUI. W poszukiwaniu ulotności

Przed dwoma tygodniami legendarni The King's Singers, w minioną niedzielę jubileusz 30-lecia istnienia Affabre Concinui. Prawdziwe święto sztuki śpiewu a capella w kilku niespodziewanych odsłonach!

. - grafika artykułu
Affabre Concinui, fot. O. Tomasini

Ulotność - tego właśnie słowa użył Zbigniew Grochal jako charakterystyki Affabre Concinui, witając na jubileuszowym koncercie zespołu licznie zgromadzoną w Teatrze Wielkim publiczność. "Pewuenowski" słownik języka polskiego dość zrozumiale definiuje przymiotnik "ulotny": "szybko przemijający, niedający się zachować ani zatrzymać". Dobre sobie! 30 lat działalności, 16 płyt, setki recenzji niejako dokumentujących tysiące koncertów... Gdzie tu rzeczona ulotność?

Koncert poznańskiego sekstetu wokalnego Affabre Concinui (co tłumaczymy jako "współbrzmieć idealnie"), jak to zwykle bywa w przypadku imprez jubileuszowych, rozpoczął się odrobinę patetycznie. Wiceprezydent Poznania Tomasz Kayser obdarował hojnie dostojnych jubilatów, kierując do nich przy tym kilka ciepłych, acz jednak mających charakter oficjalnego przemówienia słów. Lżejszą atmosferę wprowadził gospodarz wieczoru, znakomity aktor - wspomniany już Zbigniew Grochal. I ten jego żart stał się nicią - a może nawet pajęczyną! - porozumienia pomiędzy konferansjerem, Affabre oraz gośćmi specjalnymi i publicznością. Bohaterowie tego dnia podjęli także wątek aktorski, z utworów koncertowych czyniąc przyjemne dla oka etiudy.

Pierwszą część jubileuszowego koncertu Affabre stanowił repertuar klasyczny albo prawie klasyczny. W dwóch madrygałach renesansowych - "Tanzen und Springen" oraz "O la, o che bon' echo" - śpiewakom towarzyszyło czterech chłopców: Kacper Świejkowski i Michał Wójcik z Poznańskiego Chóru Chłopięcego oraz Maciej Kus i Piotr Wallas, reprezentujący Poznańskie Słowiki. Wzruszająca była wymowa tego gestu - retrospekcji widzialnej dla każdego obecnego. Tak właśnie kiedyś wyglądali (i śpiewali?) Przemysław Czekała, Piotr Dziurla, Artur Hoffmann, Robert Hylla, Piotr Lewandowski i Leszek Marciniak! Jak sami często podkreślają: nie byłoby ich jako Affabre Concinui, gdyby nie poznańska chóralistyka.

Warto tu zatrzymać się na moment przy dźwiękonaśladowczym madrygale Orlando di Lasso - ci, którym choćby teoretycznie jest po drodze z muzyką, niejednokrotnie zapewne słyszeli o słynnym utworze-sztuczce kompozytorskiej. Jego odbiór na żywo (zwłaszcza w tak doborowym wykonaniu) to prawdziwy rarytas i gwarancja nieśmiałego uśmiechu zdumienia nad niebanalną inwencją kompozytora.

Gentlemani zadbali także o tych, których znajomości repertuarowe nie sięgają aż XVI wieku. "Prząśniczka", mimo iż w opracowaniu Jarosława Kostki stanowiła raczej dość swobodną wariację na temat pieśni Moniuszki, wzbudziła żywe reakcje wśród publiczności. Całkiem zresztą słusznie i zrozumiale - wykonaniu nie brak było kalejdoskopowej różnorodności charakterów. Twórczość patrona poznańskiej Opery zaoferowano także w zestawie typu "the best of": słowno-muzyczne skecze na temat "Strasznego Dworu" oraz "Halki" zwieńczone patriotyczną "Pieśnią Wojenną" (kto wiedział, że to Moniuszko, ręka do góry!), przekonały chyba wszystkich odbiorców, że nie taki Moniuszko straszny.

Pozwalając sobie na małą dygresję - moje osobiste uwielbienie dla "Halki" i postaci Jontka znalazło odzwierciedlenie w dreszczach, które przeszyły moje ciało przy tęsknym śpiewie "Szumią jodły na gór szczycie...". Żarty żartami, ale panowie z Affabre naprawdę potrafią śpiewać - inaczej wszystko to, co dookoła dźwięków pozbawione byłoby sensu.

Bliska już byłam upojenia urodzinowym zachwytem, ale drobne mankamenty pozwoliły mi zachować trzeźwość i jednocześnie pamiętać, że zarówno te dreszcze, jak i nieco zbyt jednostajny w barwie, zbyt mało smutny w Chopinie głos Roberta Hylli, czy też nie do końca właściwie ułożenie planów np. w straussowskich "Różach południa" (momentami ginęła mi melodia prowadząca przy charakterystycznym akompaniamencie) tworzą właśnie ulotność - wyjątkowość bardzo dobrego wykonania live; ulotność, którą Affabre rozpylało z rozmysłem w gmachu Opery i którą ostatecznie wszyscy oddychaliśmy.

Kolejnym akcentem podkreślającym chóralny rodowód "polskich King's Singersów" i znaczenie ich sztuki dla następnych pokoleń był gościnny występ Audiofeels. Choć osiem śpiewających instrumentów (cóż za fenomenalna perkusja, gitara basowa i smyczki!) nie brzmiało jeszcze tak spójnie intonacyjnie, jak trzydziestoletnie Affabre - byłam zauroczona ich emocjami i nastrojem, który zbudowali w mgnieniu oka.

W drugiej części koncertu odłożyłam swój recenzencki notatnik. Wyłączyłam też umysł klasycznego muzyka. The Beatles, Elvis Presley czy Pat Boone - wszystko razy sześć. Mnogość dźwięków, wartkość akcji - tak mistrzowsko ułożone, że choć chciałabym po-koncertowo zanucić - sama nie potrafię. A jednak echo Affabre nieuchwytnie brzmi w moim umyśle. I to jest właśnie ich - i tylko ich - dojrzała, od trzydziestu lat trwająca ulotność.

Malwina Kotz

  • 30 lat zespołu Affabre Concinui - koncert jubileuszowy
  • Teatr Wielki
  • 16.06, g. 18