Po przebojach związanych z przeniesieniem koncertu z jesieni, Iga Kreft, znana jako Ofelia, wróciła do miasta, w którym - jak przyznała sama - bywa chyba najczęściej ze wszystkich. Tym razem powodem jej obecności było opowiedzenie ośmiu historii i pokazanie ośmiu twarzy i odsłon.
Przekazane nam do rąk we wrześniu tego roku 8 to drugi studyjny album Ofelii i trzecie jej wydawnictwo, włączając w to Księgi Ofeliowe. Jego filary? Dobre teksty, energetyczne beaty i głos. Potrzebowaliśmy tej energii, której siła rażenia wyciągnęła z zimnego, grudniowego wieczoru wszystko to, co w nim najlepsze. Do współpracy przy tym albumie Kreft zaprosiła Kubę Karasia, znanego z The Dumplings i duetu Karaś/Rogucki. Połączenie ich sił i talentów było strzałem w dziesiątkę i każdy, kto był tego dnia w klubie przy Niepodległości mógł przyznać tym słowom rację.
Pierwszy album Igi, choć fantastyczny muzycznie, opierał się na dość nierównych tekstach. Przy numerze drugim czuć większą spójność narracji i bardziej osobistą perspektywę. Nasuwa się myśl o procesie, o przemianie, która dokonała się w autorce, na skutek której łatwiej jest jej nazywać rzeczy, o których być może do tej pory łatwiej było milczeć.
Głos Igi ma w sobie coś wyjątkowego, innego, jakość, którą trudno jednoznacznie określić, ale bardzo łatwo wyczuć i usłyszeć. Jest mocny i wyrazisty, ale nie przerysowany, wychodzi z miejsca ogromnej świadomości mechanizmów, które nim kierują, dzięki czemu skala jego właścicielki budzi chwali szczery podziw. Potrafi być czuły i jasny, nie tracąc przy tym zadziornego charakteru, kiedy tylko wymagają tego klimat i kontekst mocniejszego brzmienia. Przepięknie rozpisane i zinterpretowane wielogłosowe fragmenty (otwierające, co ciekawe, każdy z dwóch albumów) dodają utworom Ofelii tego czegoś, co nazwałabym intensywnym posmakiem mieszanki białego głosu z głosem potraktowanym bardziej aktorsko, teatralnie.
Samuraj (Helena), piosenka, z której pochodzi tytuł trasy, to jeden z ciekawszych i bardziej nośnych kawałków 8. Syntezatorowy vibe przełomu lat 80. i 90., mocny beat, ciekawe efekty, a do tego wspominane już genialne wstawki wokalne tworzą coś naprawdę dobrego. Bisowe Ariwederczi (Samanta), oryginalnie śpiewane w duecie z Natalią Szroeder wnosi z kolei do opowieści połączenie lekkości z kobiecą siłą. Na płycie jest tego więcej. Wartością dodaną do sobotniego repertuaru były także utwory ze wspomnianej już, debiutanckiej płyty Ofelii - Intro, Tu oraz Meteoryt w nowej, elektronicznej odsłonie. Choć przyznaję, że dużo więcej dobrego słyszałam w ich wersji albumowej (co jest zresztą uwagą dotyczącą poniekąd całości koncertu, przy którego nagłośnieniu stawiam duży znak zapytania), na żywo także zrobiły wrażenie - mniejsze, bo zbyt mocno przytłoczone natłokiem zbędnych w moim odczuciu rozwiązań - ale jednak.
Niezależnie od tego, czy zaczniecie od nieskończonych 8, czy jednak od Ofelii, rekomendacja dotycząca zapoznania się z twórczością Igi Kreft jest jednoznaczna. Zwłaszcza teraz, kiedy każde źródło (nawet muzycznej) energii jest na wagę złota. Warto! O tym głosie będzie jeszcze głośno.
Marta Szostak
- Ofelia
- 2progi
- 10.12
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022