Premiera "Cezar musi umrzeć" już w piątek

Akcję swojego ostatniego filmu Paolo i Vittorio Taviani osadzili w najbardziej restrykcyjnym, najcięższym włoskim więzieniu - rzymskiej Rebibbii. A bohaterami filmu uczynili osadzonych z mocnymi kartotekami i wieloletnimi wyrokami: zabójców, członków camorry, handlarzy bronią, złodziei. Występują w nim pod swoimi nazwiskami i grają siebie. W ramach programu resocjalizacyjnego mają wystawić na więziennej scenie "Juliusza Cezara" Szekspira. Teatralny eksperyment prowadzi znany reżyser - Fabio Cavalli.
Więźniowie przechodzą casting, Cavalli rozdziela role. Zaczynają próby: w ciasnych celach, na korytarzach, w więziennej bibliotece, na spacerniaku. Budują scenografię, szyją stroje. Z dnia na dzień Szekspir wchodzi w ich życie coraz wyraźniej. Mówią kwestiami z dramatu, mocno utożsamiają się z postaciami, które grają, zaczynają przeglądać się w szekspirowskiej sztuce. Wnosi ona coraz więcej do ich trudnego życia zza więziennych krat. - Od kiedy dowiedziałem się, czym jest sztuka, cela stała się dla mnie więzieniem - wyznaje pod koniec filmu najmłodszy z nich.
Film wprawdzie podzielił krytyków, ale i tak zdobył międzynarodową sławę. Otrzymał kilkanaście nagród - w tym Złotego Niedźwiedzia i nagrodę Jury Ekumenicznego na Berlinale. Za kilka tygodni zawalczy o Oscara - jest włoskim kandydatem do statuetki w kategorii filmów nieanglojęzycznych.
Poznańska publiczność miała okazję zobaczyć go blisko pół roku temu w czasie festiwalu Transatlantyk oraz na początku stycznia podczas przedpremierowego pokazu w kinie Muza. Od 18 stycznia film wchodzi do szerokiej dystrybucji.
sk